Čači od pięciu lat

Jeśli szukać w Lublinie zespołu, którego nazwa idealnie przystaje do tego, co proponuje on w swej działalności artystycznej, to jest nim bez wątpienia Čači Vorba. A działa od pięciu lat, więc zdążyliśmy się już nauczyć, iż znaczy to ”szczera mowa” i, że tak „zamieszkujący bałkańskie bezdroża Cyganie mówią o muzyce”. Jest przy tym ta polsko-ukraińska grupa w radości i pasji grania i śpiewania właśnie – żeby wykorzystać tylko jeden nazwy człon – skończenie szczera. Koncert z okazji „pierwszego jubileuszu” kapeli, który odbył się w Studiu Muzycznym Radia Lublin przedwczoraj, w sobotę (wielkie uznanie dla spiritus movens całego przedsięwzięcia, red. Józefa Szopińskiego) dowiódł tej bezpretensjonalności i naturalnego, płynącego z głębi duszy utożsamienia z muzyką cygańską, karpacką, grecką, bliskowschodnią i bałkańską, w której zespół jest po uszy (bardzo muzyczne) zanurzony. Čači, po prostu čači!

Uczestnicząc w takich wydarzeniach łatwiej pojąć uznanie, jakie razem – Maria Natanson, skrzypaczka o wirtuozowskim zacięciu, a przede wszystkim wokalistka dysponująca dla mnie najpiękniejszym w kraju białym głosem, gitarzysta (plus bouzuki, kobza, mandola i vocal), autor wszystkich aranżacji muzyki tradycyjnej Piotr Majczyna, kontrabasista Robert Brzozowski, szalejący na perkusjonaliach (m. in. darabuka, dombek, tapan, drumla, plus także vocal) Lubomyr Iszczuk z Kijowa oraz akordeoniści, najpierw Bartłomiej Stańczyk, a obecnie Paweł Sójka – zdobywają już nie tylko w Polsce i na Ukrainie, ale i w Europie.

O ich największym ubiegłorocznym sukcesie dowiedziałem się w sposób dosyć pokrętny. Jesteśmy rodzinnie zaprzyjaźnieni ze znakomitym zespołem Kroke. Szczególnie tyczy to mej starszej latorośli, która potrafi za koncertami krakowskiego tria pielgrzymować pod Wawel, również do gorszej z naszych stolic czy do Gdańska a nawet do… Hiszpanii. To w listopadzie’2010 spotkała się z muzykami z Kroke w Burgos i Madrycie. Kiedy odwozili ją po koncercie w hiszpańskiej metropolii na nocleg do znajomych Ewy z couch surfingu, dostrzegła nie bez zdziwienia zatkniętą przy szybie busika zespołu płytę Čači Vorba. Okazało się, że Kroke otrzymali ją z renomowanej niemieckiej wytwórni ORIENTE Musik, w której od lat wydają wszystkie – z wyjątkiem nagranych z Edytą Geppert i szykowanej z Mają Sikorowską – swoje krążki. Teraz w kręgu zainteresowań Niemców znalazła się też Čači. Dziecko, oglądając książeczkę płyty odkryło, że wśród osób, którym zespół składa podziękowania znalazł się też jej ojciec (towarzyszę im z dumą swym pisaniem od zarania działalności, pierwszych koncertów w Szerokiej 28 i Czytelni na Godebskiego). Krakowskie chłopaki zakochani w Lublinie, Jurek i dwaj Tomkowie oraz kierowca Marcin, uznali, że album Szczera mowa powinien trafić do mnie i w tej intencji obdarowali nim Ewkę. Poczytałem z wdzięcznością, posłuchałem i przekonałem się, że to niemiecka reedycja debiutanckiej płyty nagranej w 2007 r. przez Rogalów Analogowy (dlatego na akordeonie grał wówczas jeszcze Bartek, a wśród muzyków była druga z wiolinistek z Wrocławia (bo tam korzenie Marysi), Joanna Ulatowska. Zadzwoniłem z podziękowaniem za miłe zauważenie mej osoby do najdłużej znanego mi Roberta Brzozowskiego i … dowiedziałem się o owym sukcesie, do przedstawienia którego zmierzamy.

W tymżesz listopadzie ub. roku zespół otrzymał Nagrodę Niemieckich Krytyków Fonograficznych (Preis der Deutschen Schallplattenkritik – 140 krytyków, publicystów, muzykologów oraz wydawców z Niemiec, Austrii i Szwajcarii) w – jest ich 29! – kategorii Folk i folklor właśnie za wydany w lipcu album Szczera mowa. To nagroda kwartalna, która rekomenduje nowe wydawnictwa „zarówno za wykonanie oraz kreatywność jak i ogólną wartość zawartego na CD materiału” (roczna dla 11 produkcji i 3 za tzw. całokształt – otrzymało z Polski ongiś trio Kroke, także Rafał Blechacz i Tomasz Stańko Quartet). – Nie jest takie ważne, że to to nagroda honorowa, za którą nie idą żadne apanaże – mówi Robert. – Najważniejsze, że to nie plebiscyt publiczności, tylko przyznają ją krytycy, a to oznacza jej prestiż.

Szczerzy a skromni członkowie grupy nie epatowali słuchaczy sobotniego koncertu wiadomościami o tym jak rośnie ich rola na europejskiej scenie folkowej, ale wystarczy zajrzeć na ich stronę internetową www.cacivorba.pl, żeby się przekonać jakie są skutki niemieckiej reedycji ich płyty. Skrótowo. Już na początku grudnia Szczera mowa znalazła się w rankingu Top of The World CD prestiżowego brytyjskiego czasopisma Songlines, obejmującego 10 najlepszych, zdaniem redakcji, albumów z muzyką świata, obok m.in. legendarnego Kronos Quartet i Hun Huur Tu (tamże pozytywna recenzja z płyt i zapowiedź, że piosenka Doar o mama zostanie zamieszczona na sygnowanym przez Songlines albumie w nakładzie 20 tys. egzemplarzy). W styczniowym Word Music Charts Europe True Speech (angielski tytuł albumu) znalazła się na 16 miejscu (skok z miejsca 111), a wg najnowszej wiadomości z 1 lutego – na miejscu 8! W tzw. międzyczasie zdaniem dziennikarzy Mundofonias (Radio Nacional Espana) CD Čači Vorba znalazł się w pierwszej dziesiątce folkowych płyt 2010 r., a wg Folk24.pl – w dziesiątce najważniejszych folkowych płyt ostatniej dekady.

Nie miałem i nie mam zamiaru w tym wpisie zmierzać w stronę recenzji koncertu, który entuzjastycznie reagującą publicznością wypełnił ponad stan jego możliwości wielkie wszak studio. Nie będę natomiast krył, że mam swoich faworytów wśród prezentowanych utworów. Szczególnie jakoś zadziałały trzy w typowo energetycznym stylu mego ulubionego zespołu. Greckie Armenaki, gdzieś z cudownych wysp Morza Egejskiego (pozdrawiam jego stałą „mieszkankę”), w którym do skrzypiec Marysi dołączyły drugie, gościa koncertu Oleny Jeremienko z Ukrainy (kolejnym był świetny klarnecista Dimitri Gierasimow) ma wspaniałą, wznoszącą się, czy jak kto woli, rozkręcającą się konstrukcję: od pianissimo dociera do wzniosłego forte, w którym dziewczyny pokazują najwyższy kunszt w dynamicznie rozpasanym operowaniu smykami. Cymes! – jakby powiedzieli sąsiedzi znad dalszej części Morza Śródziemnego. Pozostałe dwa to subtelne dowcipy muzyczne. Instrumentalny Joc’n’Roll szaleje w rytmie godnym Elvisa, ale i Piotrek Majczyna tłumaczył: – Po rumuńsku joc – wymawiaj żok – znaczy „taniec”. I jak tu nie ulec zawirowaniu? Zaś w finalizującym płytę i – przed bisami – koncert utworze Pe uliţă armenească, w którym powraca słynny już szlagwort Maria, draga mia!, nie tylko muzyczna karuzela, ale i humor godny odesskich żulików sprawiają, że nie tyle słuchamy, co radośnie, z gębą w rozkwicie uśmiechu podskakujemy.

W tę zwariowaną atmosferę grupa wprowadził nagle inny ton, duszoszczipatielny, chwytający za gardło, wyciszony i refleksyjny song Tajno biav w cud urody interpretacji Marysi Natanson, która grała tym razem na bułgarskim zdaje się, ale pochodzącym z Turcji instrumencie kemencze. – Wiem, – śmiała się potem jak zwykle uroczo, wbijając mi w głowę nazwę – nie tylko tobie kojarzy się z Indianami Komanczami. I opowiadała jaki kłopot ma ze strojeniem tej czterostrunowej (sama ograniczył je do trzech) zabawki, którą znalazła w „muzealnych” zasobach Orkiestry św. Mikołaja, a którą jej szef, Bogdan Bracha, wieki temu dostał gdzieś w prezencie i nigdy na niej nie grał. Wracając do poważnego tonu. Okazało się, że owe Sekretne małżeństw, bo tak należy tłumaczyć pieśń o niezwykle trudnej miłości, to tytułowy utwór anonsowanej na maj nowej płyty Čači Vorba. Jeśli dopełnią ją utwory podobnej (extra)klasy, już wróżę – nie wiem, może jako pierwszy – temu wydawnictwu ogromny sukces, a na promocyjny koncert – już bez wątpienia pierwszy – zapisuję się w tej chwili!

Józek Szopiński tak fajnie wymyślił ten jubileusz ČV, że po opromienionym wspaniałym odbiorem koncercie, można było się jeszcze spotkać w przyjacielskim gronie zespołu, najpierw w Studio im. Z. Stepka w RL, a potem w Czarnej Owcy (a tam nie zabrakło aneksu do wydarzenia, w postaci kameralnego, ale jeszcze bardziej zakręconego występu „bez prądu”). Od dawna powtarzałem, że Čači to ekwilibrystyczne połączenie znaczących fragmentów Mikołajów (Marysia, Piotr i Robert) i Lubliner Klezmorim (Paweł), plus wsparcie z Ukrainy (Lubomyr). Swobodne, czarnoowcowe rozmowy z Piotrem i Robertem przyniosły znaczącą nową wieść.

Wisiało to w powietrzu od jesieni, nikt tematu nie rozpowszechniał, ale już widomo, że Natanson, Brzozowski i Majczyna rozstali się z Orkiestrą św. Mikołaja. Pozostawili decyzję bez komentarza, a nie mnie wyrokować, czy to decyzja zmierzającego do renowacji Mikołajów Brachy, czy też efekt otwarcia na Europę laureatów tak znaczących wyróżnień i chęć (robiła to ongiś Kapela ze Wsi Warszawa, dlaczego nie może zrobić tego ta z większej wsi – Lublina?) odcinania kuponów od sukcesu i walki o kolejne nowe. Za swój drobny sukcesik, jakiś wyraz tego, że życie nie pozbawiło mnie w starczej demencji pewnego niucha, poczytuję sobie natomiast efekt ostatniej owej nocy rozmowy z Piotrem. To chyba pod wpływem wyróżnionej tu opisem piosenki Armenaki,zapytałem Majczynę, czy nie myślał kiedyś o sięgnięciu do rewolucjonizujących jak amerykańskie protest songi, płynących z greckiego folkloru miejskiego, powstających jako owoc buntu przeciw reżimowi „czarnych pułkowników” w latach 60. i 70. tamtego wieku, tak uwielbianych przeze mnie pieśni rembetiko (korzennie: rebetiko, liczba mnoga rebetika). Piotruś, szef i pan, aranżer i podstawowy muzyk, się uśmiechnął i rzekł: – To mój najnowszy projekt!

Cóż mam rzec? Mój Boże? Bingo?

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: