Cygan to ma klawe życie

Andrzej Molik: Przeboje znane przez wszystkich, teksty śpiewane wszędzie, deszcz nagród, sukcesy, popularność… Czytając notkę biograficzną Jacka Cygana, można – trawestując starą piosenkę Tadeusza Chyły o „cysorzu” – powiedzieć: Cygan to ma fajne życie. Rzeczywiście?

Jacek Cygan: W oryginale jest „Cesarz to ma klawe życie” i bardziej mi się podoba to słowo: klawe. Mam klawe życie – bezwzględnie. Oczywiście to nie jest tak, że ono jest usłane różami. Czasami są i jakieś kamienie i odłamki szkła leżą na drodze, ale trzeba przez to przejść. Natomiast przez to, że ono jest takie ciekawe, jest klawe. Przy okazji chciałem pozdrowić Stasia Klawe, naszego przyjaciela, barda piosenki studenckiej, artystycznej i literackiej.

* Właśnie. Obecnie mało kto to już to pamięta, ale starsze pokolenie kojarzy Ciebie z Naszą Basią Kochaną, zespołem wyrosłym z ruchu studenckiego.

Mam co tydzień w Radio dla Ciebie – a jest to radio dla Warszawy i okolic – stałe audycje. Ostatnia wypadła w dzień zaduszny, więc mówiłem o zmarłych przyjaciołach i poświęciłem kawałek tej audycji Wojtkowi Bellonowi. Bowiem to jest tak, że co by się nie działo, te czasy i te rzeczy są mi najbliższe. Bez tych ludzi, takich jak Wojtek Bellon, Ela Adamiak, Andrzej Poniedzielski, czyli wszyscy moi przyjaciele z czasów Naszej Basi Kochanej, w ogóle nie zacząłbym pisać. Coś wtedy spadło na mnie, jakiś meteor. Spadło na mnie w postaci tych ludzi. To oni mi zwrócili uwagę: „Chłopie, zastanów się, co ty masz robić w życiu”.

* Byłeś wykonawcą w Naszej Basi Kochanej?

Nie, nie, ja pisałem. W ogóle wszystko zaczęło się tak, że jeździliśmy na giełdę do Szklarskiej Poręby i raz zimą zaprosili nas na nią z Jurkiem Filarem. W nocy, w pociągu – a było w nim chyba z –10 st. – Jurek w rękawiczkach grał na gitarze i napisaliśmy pierwsze piosenki. Nasze, bo dotychczas myśmy tylko słuchali piosenek giełdowiczów. Zaczęło się zatem od tego, że oni nas zaakceptowali.

·* A pamiętasz jaka była pierwsza Wasza piosenka?

Pierwsza się nazywała „Sen znaleziony w lesie”, a druga to już było „Całkiem spokojnie wypije trzecią kawę”, czyli „Za szybą”, którą później śpiewała Grażyna Łobaszewka. Potem pisaliśmy z Jurkiem następne piosenki i z tych naszych przyjaciół giełdowych powstała Nasza Basia Kochana. Wszystko brało się nie z Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, tylko właśnie z tej giełdy, z tej piosenki turystycznej, takiej gorszej, piosenki w tenisówkach, gdzie śpiewa się w namiotach. Z czasem Wolna Grupa Bukowina Bellona wygrała festiwal w Krakowie, a dwa lata później, w v my zdobyliśmy tam pierwszą nagrodę śpiewając „Sambę sikoreczkę” i „Całkiem spokojnie…”. Po nas wygrała grupa Baba, chyba potem Ela Adamiak, wreszcie Andrzej Poniedzielski i weszli w me życie ci ludzie z innego, nieturystycznego nutru. To wszystko przyjaciele, którzy do dzisiaj są najważniejsi.

* Chyba w tamtych czasach poznałeś też swą przyszłą żonę Ewę, nam w Lublinie znana jako Ewa Łabuńska, aktorka legendarnego studenckiego teatru Gong 2?

To zupełnie nieznana historia. Wygraliśmy 13. festiwal w Krakowie, a za dwa lata był 15., jubileuszowy. Jako laureaci zostaliśmy zaproszeni na koncert galowy tego festiwalu, który odbywał się w Teatrze Słowackiego. Jestem człowiekiem obowiązkowym i prawie na czas zjawiłem się przed próbą w garderobie. I nagle wpada blondynka z rozwianym włosem i pyta: – A ta Nasza Basia Kochana, to kto? – Mówię: – To ja. Ona zaś: – A reszta gdzie? A ja: – Reszta idzie, to są artyści! I to była właśnie Ewa, moja obecna żona, która wywodziła się z ruchu studenckiego i pełniła wtedy rolę asystenta reżysera. Tak poznaliśmy się w 1978 r. Czyli do zbliżenia doszło przez śpiewanie.

* To przez Ewę jesteś tak związany z Lublinem, że masz tu tylu przyjaciół? Na promocji Twojego tomiku poezji „Ambulanza” w Hadesie wiersze czytali m.in. Barbara Michałowska-Rozhin, Leszek Mądzik, Romuald Lipko – słynne postacie naszego miasta…

Oczywiście! Poznałem jej przyjaciół i z Gongu 2 i z jej szkolnej paczki i bardzo polubiliśmy się. Ale był na promocji i Romek Lipko, którego poznałem na mojej piosenkowej drodze. Nigdy nie stworzyłem z nim żadnej piosenki, aż przyszedł rok ubiegły, 2005 i napisałem z nim „Pokonamy fale”.

* Po tsunami…

Tak. W akcji pomocy ludziom dotkniętym tą katastrofą. To nas połączyło, bo się okazało, że pewne rzeczy czujemy tak samo, a to jest ważne dla ludzi, ktorzy mogą ze sobą współpracować.

* Jesteś – obok Wojciecha Młynarskiego, może jeszcze Andrzeja Mogielnickiego, autora tekstów piosenek Budki Suflera jednym z niewielu rozpoznawalnych tekściarzy. Na czym to polega? Czy decyduje o tym fakt, że pięć razy zdobyłeś Grand Prix na festiwalu w Opolu, czy może Twoje inna, pozatekstowa działalność?

Myślę, że najgorsze jest dla tekściarza to, kiedy nie identyfikuje się z nim żadna piosenka. A piosenki identyfikują się przez szlagwort, czyli tę ich część, która w ludziach zostaje i ludzie zaczynają nią mówić. Tak jak pyta sekretarka mego przyjaciela, prezesa jakiejś firmy: – Panie Jacku, całkiem spokojnie napije się pan trzeciej kawy? A ja mówię: – Przepraszam, ale to moje! Cytowany jestem i inaczej. Kiedyś w gazecie sportowej ukazał się olbrzymi artykuł na całą stronę po zakończeniu kariery przez argentyńską tenisistkę Gabrielę Sabatini. Tytuł tego tekstu brzmiał „Czas nas uczy pogody” i ilustrowało go zdjęcie jej twarzy, która wyrażała tę pogodę i tę radość, że ona wreszcie zakończyła zmagania i teraz będzie kochać świat, bo z jej wywiadu to wynikało. Ten tytuł był z mojej piosenki. Czyli ludzie wiedzą, że „Jaka róża taki cierń” – to moje, że „Dary losu” są moje, podobnie „Czas nas uczy pogody”, „Całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę”, „Wypijmy za błędy”… Niektorzy nie wiedzą, ale ci co się interesują wiedzą, że one są związane z autorem. Autor, z którym nic się nie kojarzy ma ciężko. On powinien coś po sobie zostawić, bo to jest niestety taki fach. Szewc robi po to buty, żeby ludzie, którzy je zakładają mogli go chwalić, błogosławić w myślach: „Dobry chłop, piękne buty mi zrobił”. Z tekściarzem jest identycznie.

* Stara szkoła tekściarska głosi, że pisanie piosenki powinno się zaczynać właśnie od wymyślenia szlagwortu.

Oczywiście. Trzeba zrozumieć, które miejsce w melodii jest najważniejsze. Jestem człowiekiem, ktory słucha muzyki piosenki nagranej w postaci demo więcej niż kompozytor. Żeby zrozumieć o czym to jest, słucham 300-400 razy.

* Czyli jesteś tym typem tekściarza, ktory pisze pod muzykę?

Teraz są takie czasy, że prawie wszyscy piszą pod muzykę. Dawniej było odwrotnie, bo klasyczna forma piosenki to jest tekst, do którego kompozytor dopisuje melodię. Ale to trzeba już między bajki włożyć, bo dziś technika tak się rozwinęła, że kompozytor daje mi gotowy produkt w postaci utworu zaaranżowanego, z tym, że jeszcze śpiewa – jak my to mówimy – po norwesku, czyli „łagi-daba łaga-dingi łaba da”. Ten utwór trzeba zrozumieć. Nie zawsze pierwsza linijka jest najważniejsza. Nieraz się okaże, że szlagwort trzeba zawrzeć gdzieś indziej, na końcu zwrotki. Zrozumienie tego jest wielką siłą autora tekstu. Jednocześnie staje przed nim zadanie przekonanie kompozytora: – Słuchaj, to jest tak, ten utwór jest taki. Albo: – Musisz zmienić aranżację, bo on idzie teraz w innym kierunku.

* Musiałeś to bardzo dawno rozumieć, skoro moje dzieci, które są już studentami pamiętają z młodości telewizyjną „Dyskotekę Pana Jacka” i piosenki Majki Jeżowskiej z takimi szlagwortami jak np. „Wszystkie dzieci nasze są” czy „Laleczka z saskiej porcelany”…

Ależ oczywiście! Ale przede wszystkim miały jakąś poetykę, która była bliska dzieciom. Szukałem specjalnie jakichś obserwacji ze swojego dzieciństwa, które byłyby aktualne. I na przykład napisałem kiedyś taką piosenkę, którą śpiewała Magda Fronczewska, wtedy 12-letnia córka Piotrusia, przecudowna dziewczynka, zresztą do dzisiaj cudowna osoba. Piosenka nazywałą się „Myszka widziała ostatnia” i mówiła o tym, że jeżeli zrobię jakiś błąd, coś źle napiszę, to kto widzi ostatni? No, ta myszka widzi ostatnia nasze błędy. Ja to jej pokazałem, Magda była zachwycona, bo to była i jej obserwacja. To nie było takie, że „o, zielone drzewka, błękitna woda, słoneczko świeci, życia szkoda”. W „Myszka widziała ostatnia”, jest jakiś nerw i dzieci to szalenie czują. Ale na pytanie skąd się bierze wiedza, że ta część melodii jest najważniejsza, że taki powinien być nastrój piosenki, a taka postać wykonawcy nie odpowiem. Nie wiadomo skąd, chyba tylko od Pana Boga. Tego się nie można nauczyć.

* A jak do tego doszło, że stałeś się postacią tak medialną, przez młode pokolenie kojarzoną z „Idolem”?

W latach 80 moje programy „Dyskoteka Pana Jacka” oglądało 12,5 miliona ludzi. Jednego roku, wtedy gdy to było, osiągnęłem drugie miejsce wśrod programów rozrywkowych po recitalu Tiny Turner. Oczywiście to, co się stało potem w „Idolu” przyniosło mi pewną popularność, ale nie było dla mnie żadnym szokiem, żadną nowością, bo ja już byłem popularny. „Idola” ogladało 5-6 mln ludzi, a tam przed laty było 12. Pamiętam jak po „Dyskotece” na Dzień Dziecka jechałem gdzieś zagranicę i na stacji benzynowej w Zgorzelcu babcia klozetowa mi powiedziała: – Panie Jacku, pan u mnie nie płaci, ja pana tak lubię, że pan ma gratis! To było właśnie pokłosie „Dyskoteki Pana Jacka”. Bo ja wciągnęłem do piosenek dla dzieci najlepszych kompozytorów, jak Krzesimir Dębski czy Stasio Soyka, najlepszych aranżerów, a producentem większości utworów był Rafał Paczkowski, który był potem także producedntem muzyki Jana A.P. Kaczmarka do „Marzycieli”, za którą ten dostał Oscara i muzyki Zbigniewa Preisnera do wielu filmów. No i były jeszcze te dzieci, wśród których znalazła się np. Karolina Gruszka, dziś wspaniała aktorka. Robili to najlepsi ludzie, bo uważałem, że dzieci zasługują na najlepsze, a nie na takie banały jak słynny „Dzwoneczek dzyń, dzyń”.

Fot. Jacek Babicz

********************************************************************

Arturku!

Oto pytania i odpowiedzi, które nie zmieściły się w i tak za długim wywiadzie, a które możesz wykorzystać. Może coś uznasz za niepotrzebne w głównym tekście i lepsza okaże się ta rezerwa. Więc dysponuj moją nadprodukcją:

1. (było przed pytaniem o to, kiedy stał się postacią medialną)

* Chyba pięknie dogadałeś się z Rynkowskim, skoro razem macie „na sumieniu” trzy Grand Prix w Opolu…

Tak. I jeszcze parę platynowych płyt i złotych. Nie wiadomo dlaczego tak się stało, ponieważ Rysia poznałem bardzo późno, w  r. Poznał nas na zapleczu Sali Kongresowej Stasio Soyka. Nie znaliśmy się, a Stasio był już zaprzyjaźniony ze mną, już śpiewał „Czas nas uczy pogody”, bo chciał z tego zrobić polską „Georgię” i zrobił. Rysio wtedy mi powiedział: – Słuchaj, ja przyszedłem od VOX-ów, daje sobie półtora roku, już nagrałem jakieś piosenki, ale nie ma żadnego oddźwięku, jak mi nie wyjdzie, to przestanę śpiewać i będę nauczycielem muzyki – czy możemy się spotkać? No to spotkaliśmy się. Dał mi kilka piosenek, bardzo długo to pisałem, chyba z pół roku i wpadłem na pomysł. Nie na pomysł jaka to ma być piosenka, tylko kim on ma być. Wpadłem jak napisałem dwie linijki: „Czego może chcieć od życia taki gość jak ja”. I to był kucz do niego – to jest oczywiście fragment „Wypijmy za błędy” – że tak może powiedzieć jakiś autrntyczny facet, taki z dwudniowym zarostem, everyman, który wszedł z ulicy w starym, pomiętym płaszczu, a nie w garniturze i krawacie. Musi to być taki normalny facet jak my. On może to powiedzieć. I to stworzyło nową postać, nowego Rysia.

2. (było na końcu rozmowy)

* Zaprezentowałeś w Lublinie tomik swoich wierszy, więc czas się wytłumaczyć. Poezja jest dla Ciebie…

… innym językiem porozumiewania się z ludźmi.

* Klasyk powiadał, że poetą się bywa.

Taaak, poetą się bywa i jak się śmiał Andrzej Bursa, poeta cierpi za miliony pomiedzu 20.00 a 20.05, potem wkłada kurtkę i idzie do baru się napić. Poetą się bywa i nie wiadomo jak to się staje, że udaje się coś napisać. Ale skoro się napisało i wiadomo jak z poezją trudno jest dzisiaj dotrzeć do ludzi, trzeba przyjechć do nich i przeczytać im te wiersze, korzystając z tego – jak to mówiłem na promocji – że poeta jest żyjący.

* Poeta Cygan, sądząc po wierszach z tomu „Ambulanza” lubi podróżować, ale jak zauważają recenzenci, nie epatuje prostymi notatkami czy obrazkami z wojaży, z miejsc, a których czytenik miał prawo nie być, tylko wznosi się w swych refleksjach trochę wyżej.

Chyba we mnie jest jakieś sito, jak to, które oddziela żwir od piasku. Uważam, że to co się zatrzyma na tym sicie jest warte żeby stnowiło wiersz. Ale nieraz wiersz się pisze miesiącami, latami, a nieraz spadnie tak, że się siądzie i napisze. Wielu ludzi, którzy piszą potwierdza, że przywilej wiersza jest absolutnie darem, który człowieka nawiedza. Nie widomo skąd to się dzieje. Trzeba wtedy usiąść i napisać. Wydając tę książkę zdawałem sobie sprawę, że mogą ukazać recenzje: a co tam, jakiś tekściarz, a teraz mu się zachciało pisać wiersza. Ale ponieważ mam to sito w sobie od lat, to się zdobyłem na taką odwagę. Niech napiszą, że tekściarzowi się zachciało pisać wiersze! Bo ja wierzę w te wiersze. Wierzę że jak docierają do ludzi, to każdy przeżyje jakąś intymną chwilę ze sobą i z tym wierszem, coś mu się otworzy, tak jak mi się otworzyło. Na szczęście los mnie wynagrodził, bo wspaniały recenzent z Gazety Jarek Mikołajewski napisał „tekściarz jest poetą”. Podchodzę z absolutną pokorą do zdolności i możliwości człowieka, w tym rzecz jasna do swoich. Czasami po prostu coś się udaje, otworzy i dlatego poetą się bywa a nie jest się nim na codzień.

 

Jacek Cygan

Urodzony w 1950 r. w Sosnowcu, absolwent Wydziału Cybernetyki WAT. Autor tekstów piosenek, poeta, librecista, scenarzysta. Pierwsze teksty na studiach, kiedy związał się ze środowiskiem piosenki studenckiej skupionym wokół Giełdy Piosenki Turystycznej w Szklarskiej Porębie. W 1976 założona przez niego wraz z Jerzym Filarem grupa Nasza Basia Kochana zdobyła I miejsce na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. W roku 1978 otrzymał wraz z Elżbietą Adamiak nagrodę Programu III PR za piosenkę „Rozmowa przy ściemnionych światłach”. Wtedy też piosenkę z jego tekstem – „Za szybą” z szlagwortem „całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę” nagrała Grażyna Łobaszewska, czyniąc z niej prawdziwy przebój. Zaczął wówczas współpracę z czołówką polskich wokalistów i kompozytorów: Krystyną Prońko, Zdzisławą Sośnicką, Marylą Rodowicz, Sewerynem Krajewskim, Stanisławem Sojką, Andrzejem Zauchą, Włodzimierzem Korczem, Krzesimirem Dębskim. Jako autor teksów wygrał pięć razy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu, m.in. za „Jaka róża taki cierń” w interpretacji Edyty Geppert (1984 – on sam otrzymał wówczas także specjalną nagrodę za tekst), „Diamentowy kolczyk” w wyk. Anny Jurksztowicz (1985), „Wypijmy za błędy” z muz. Ryszarda Rynkowskiego w wyk. kompozytora (1989). W 1994 na Festiwalu Eurowizji w Dublinie piosenka z jego słowami „To nie ja” w wyk. Edyty Górniak zdobyła II m. Pokolenie dzisiejszych 20-30 latków wychowało się na „Dyskotekach Pana Jacka” w TVP z piosenkamii dla dzieci, które weszły do kanonu tego gatunku. Napisał też polskie libretto musicalu „Notre Dame de Paris”, polskie teksty do oratorium Haendla „Mesjasz”, i „Ody do radości” Schillera wieńczacej IX Symfonię Beethovena. Żona Ewa, z domu Łabuńska uczyła się i studiowała w Lublinie, na przełomie lat 60.i 70. była aktorką studenckiego teatru Gong 2.

„Ambulanza”

Najnowszy tom śródziemnomorskich wierszy Jacka Cygana, który promował w Lublinie. Tytuł po włosku znaczy ambulans, ale także błądzenie, marsz domokrążcy, komiwojażera, przechodnia. To jednocześnie tytuł jednego z najważniejszych tu wierszy – o weneckiej łodzi, która przewozi chorych do szpitala pod wezwaniem Santi Giovanni e Paolo. Recenzenci podkreślają, że wiersze podróżne Cygana wyrastają ponad główny nurt tego gatunku utworów. Z obrazu miejsca tworzy on przypowieść lub znak.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: /

Rok: