Czardaszki czar

PO PREMIERZE W TEATRZE MUZYCZNYM

Wszyscy, którzy sądzili, że dyrektorski kryzys w Teatrze Muzycznym związany z odwołaniem Jacka Bonieckiego może negatywnie wpłynąć na premierę ”Księżniczki czardasza” Emmericha Kalmana otwierali w sobotę oczy ze zdumienia. Zobaczyli operetkę odświeżoną, skrojoną na miarę naszych czasów – dynamiczną, dowcipną, ocierającą się wręcz o burleskę, z istną rewią mody a la retro glamour prześwietnych kostiumów Ireneusza Salwy, także autora secesyjnej scenografii.

Publiczność premierowa nigdy nie należy do łatwych i długo podejrzliwie przygladała się temu, co się dzieje na scenie. Z czasem jednak dała się porwać czarowi ”Czardaszki”, a wspólne, kilkukrotne odśpiewanie przez artystów i widzów finałowej pieśni „Bez miłości świat nic nie wart – kochaj mnie!” najlepiej świadczy o sukcesie spektaklu w reżyserii Artura Hofmana. Jest on mistrzem komedii, czy lepiej powiedzieć rozśpiewanej farsy. Nasza ”Księżniczka czardasza” aż mieni się dowcipnymi sytuacjami coraz bardziej rozbawiającmi odbiorców. Pijany notariusz Kisz (pyszny epizodzik Pawła Stanisława Wrony) na ”łożu Nerona” spisujący małżeńskie zobowiaznie księcia Edwina wobec szansonistki Sylvy . Księżna Anhilda (trimfalny powrót Krystyny Szydłowskiej, zawsze świetnie sprawdzającej się w komediowych rolach) podłuchująca syna Edwina i jego oficjalną narzeczoną Stasi (wdzięczna Małgorzata Rapa) przez specjalną aparturę z mikrofonem w wychylającym się z wazona kwiatku. Jej zaczerpnięta od Ewy Cichockiej z kabaretu Czerwony Tulipan scena z nakłuwaniem szpilami lalki obrazującej męża, księcia Leopolda (wciąż w fantastycznej formie, roztańczony w każdym kroku Marian Josicz). Slapstickowa sekwencja z hotelowymi boyami przy psującym się świetle (tu: lampa stroboskopowa). Porażenie prądem reperującego korki pracownika hotelu, który ”odżywa” na dźwiek muzyki… Takich napędzających tempo akcji scenek jest więcej. Do ich rytmu dostosowują się wykonawcy, z których aktorsko najlepszy jest Jakub Gwit jako Feri. Można zgłaszać pretensje do sposobu mówienia Renaty Drozd w roli Sylvy i Jarosława Cisowskiego jako Boniego (czasami także do trochę zbyt sztywnego Edwina Tomasza Janczaka). Ale nie sposób nie docenić głosu pięknej jak modelka artystki kreującej Czardaszkę. Podobnie mie można nie pochwalić pracy jaką wykonał Cisowski, żeby odmienić znane nam od lat swoje emploi. Słynne przeboje, szczególnie duety Sylvy i Edwina, brzmią tak, że aż przyjemnie słuchać. I tu ukłon w stronę dyrygenta Tomasza Chmiela, który poradził sobie z prowadzeniem orkiestry zaledwie po kilku dniach prób. ANDRZEJ MOLIK

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: