Czarowanie teatrem

tamkrasn.doc

Z Arturem Hofmanem, reżyserem baśni  O krasnoludkach i Sierotce Marysi  w Teatrze Muzycznym rozmawia Andrzej Molik

* w sobotę odbędzie się w Teatrze Muzycznym premiera baśni O krasnoludkach i Sierotce Marysi w pana reżyserii. Jest to pana pierwsza realizacja w Lublinie i poza wąskim kręgiem fachowców pozostaje pan tutaj osobą nieznaną.Poproszę zatem o krótką autoprezentację.

– Byłem aktorem w Teatrze Żydowskim kiedy zdecydowałem się studiować także reżyserię w warszawskiej PWST. Dyplom zdobyłem w 1992 roku, ale już na IV roku wyreżyserowałem w Toruniu farsę Czego nie widać. W szkole miałem zajęcia kamerowe z Maciejem Wojtyszką, dobrze się w tym czułem i zaowocowało to realizacjami telewizyjnymi. Mam ich na koncie sześć, od Marmuru Brodskiego poczynając, poprzez Calineczkę Andersena w Krakowie z Anną Dymną i Jerzym Trelą, Gościa oczekiwanego Kossak-Szczuckiej także z Dymną oraz Krzysztofem Globiszem i starszym Lubaszenką aż po Wspomnienia niebieskiego mundurka Gomulickiego robione już w ośrodku warszawskim i pokazywaną w grudniu pierwszą chyba próbę przybliżenia opery dzieciom Skąd to zwierze w operze? z tekstem Wandy Chotomskiej i bardzo trudną muzyką Janusza Oleszkiewicza. współreżyserowałem także w Gdyni pod okiem Krystyny Zachwatowicz i Andrzeja Wajdy taki dosyc słynne widowiasko plenerowe Księga Krzysztofa Kolumba z Nimenem i Danielem Olbrychskim, ktore zostało następnie pokazane też w telewizji.

* Natomiast w teatrach?…

– Na przykład – a był to efekt kontaktów z Teatru Żydowskiego – Skrzypek na dachu w Bydgoszczy i Szczecinie, Intermedia Cervantesa w warszawskiej Komedii i monodram Syberia Miterera w Powszechnym z Henrykiem Machalicą. W Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie reżyserowałem także opery w plenerze, Toskę, Cyganerię a w ubiegłym roku również operetkę, konkretnie hiszpańską Zarzuellę z dyrygentem, choreografem i tancerzami flamenco z Barcelony.

* Spory rozrzut stylów, tematów czy wręcz rodzajów teatrów. Tak rozległe są pana zainteresowania?

Jeszcze studiując spotkałem kiedyś Aleksandra Bardiniego, którego znałem już wcześniej i on mi mówi: – To pan, panie Arturze musi być bogaty z domu! – Dlaczego? – pytam się. – No, bo pan chce zostać reżyserem – żartuje profesor. – Chcę, ale i pragnę robić jak najwięcej. – To czeka pana ciężkie życie – powiedział mi. Ja to pamiętami, to wiem. Nie zamierzałem się specjalizować w teatrze muzycznym czy teatrze dla dzieci, rynek to podyktował. Dodam, że zrealizowałem też trzy filmy dokumentalne, w tym n.p. Kościół w piekle o Żydach wyznania katolickiego żyjących w getcie, i że stale współpracuję z TV Polonia i z POLSATEM, gdzie robię Egzamin dojrzałości, na którego kolejna odsłonę z rodem Machaliców zapraszam już w najbliższy poniedziałek. Mogę zatem podsumować, że nie unikam żadnego repertuaru i żadnej z form ekspresji teatralnej.

* Z tego co wiem, do Lublina zaproszony został pan dzięki temu, że głośno było o pana realizacji O krasnoludkach… w Szczecinie.

– Rzeczywiście, latem ub.roku zaprosił mnie do pracy w Teatrze Muzycznym dyrektor Andrzej Chmielarczyk. Spektakl lubelski będzie różnił sie od szczecińskiego, chociaż na afiszu powtarza się nie tylko moje nazwisko. Adaptacji dokonał Henryk Banasiewicz i jest ona bliska duchowi tekstu Marii Konopnickiej, ale nie znowu taka zupełnie mu wierna. Konopnicka jest dosyć rzewna, nieco staromodna i żeby postaci baśni przybliżyć dzisiejszemu młodemu widzowi, należało sięgnąć po nowocześniejsze środki wyrazu. Pamiętajmy, że obecne pokolenia wychowują się już na filmach, telewizji, grach komputerowych, że o przyzwyczajone są do kalejdoskopowych zmian obrazów, wideoklipowego tempa i huku.

* I co takiemu widzowi można zaoferować w teatrze i to muzycznym?

– „Hobgoblinem, lubym Pukiem zwiecie / Temu usłużysz i dasz szczęście na świecie”. To Szekspir… Dziś dzieciom krasnoludki kojarzą się z chochlikami, trollami… Mogą być przewrotne, złośliwe. U nas dość ostro poczynają sobie ze Skrobkiem. W dialogach Lisa i Koszałka padają całkiem współczesne odzywki a ich scena bliska jest komedii dell arte. U Półpanka znajdą się elementy autironiczne, nabijania się z roli tenora w operetce. Takiego Pawła Stanisława Wronę na pewno publicznośc dobrze zapamięta. Wrzuciliśmy różne cytaty z regionów kultury popularnej. Są miejsca w przedstawieniu, gdzie następują ostre przerysowania. Są momenty wręcz kabaretowe. Sądzę, że publiczność Teatru Muzycznego tego typu spektaklu jeszcze nie miała, tym bardziej, że sympatyczna jest muzyka Janusza Stalmierskiego. Zawiera ona elementy ludowe i widz czuje się tak, jakby ją już znał.

* Wieść gminna niesie, że równie ciekawa jest scenografia Jerzego Rudzkiego, twórcy w Lublinie dobrze znanego.

– Scenografia Jurka, aczkolwiek różniąca się od od tej z realizacji szczecińskiej, przy której też współpracowaliśmy, odgrywa w spektaklu ogromną rolę. Co tu kryć, sala DKK wykorzystywana przez Teatr Muzyczny jest dosyć obskurna, nie ma w niej nastroju, a teatr jest przecież miejscem czarodziejskim. Trzeba było więc pomyśleć, jak i w tych warunkach widza zaczarować. Wyszliśmy bliżej dzieci, zrobiliśmy wybieg przed orkiestronem, elementy scenografii sięgają nawet połowy sali. Co najciekawsze, scenografia jest biała a kolory wydobywają światła. Elektrycy chyba nigdy jeszcze się tyle nie narobili. Dzięki ich pracy po zimie wybucha nagle prawdziwa wiosna i dzieje się to w oka mgnieniu. Staraliśmy się unikać zmian dekoracji w ciemnościach, żeby efekt jeszcze podkreślić. Kostiumy są też barwne, przyciągające wzrok. Jerzy Rudzki wykorzystał czyjś pomysł, że dla osiągnięcia okrągłości postaci zamiast watowań używa się fiszbinów. Bańka-aktor się turla, wstaje i wraca do pierwotnego kształtu. To robi wrażenie.

* Przyjął pan na siebie także rolę choreografa…

– Tak. Zrobiłem to wyjątkowo. Chociaż w przedstawieniu jest sporo ruchu, od początku wyobrażałem sobie, że mogę to zrobić.

* A aktorzy? Jak się panu z nimi współpracowało? Kto, oprócz wspominianego Pawła Stanisława Wrony gra w tej muzycznej baśni?

Chylę czoła przed aktorami lubelskiego Teatru Muzycznego. Jest to moim zdaniem sympatyczny zespół pełen animuszu i chęci do pracy. Spotkanie z nim było dla mnie miłym zaskoczeniem a praca przyjemnością. Dla aktorów przedstawienie te było kolejnym wyzwaniem i swe zadanie wykonali bardzo dobrze. Sierotkę Marysię będą grać na zmianę Agnieszka Kurkówna i Monika Piekaroś, Poziomkę – Eleonora Krzesińska, Królową Tatrę – Krystyna Szydłowska a Babuleńkę – Bożena Saulska. Dużą rolę Króla Błystka gra dyrektor Andrzej Chmielarczyk, w Lisa wciela się Jerzy Turowicz a Koszałkiem jest Daniel Saulski. Grają i inni, których przepraszam za pominięcie w tej szybkiej wyliczance. Kierownictwo muzyczne sprawuje Lucjan Jaworski.

* Życząc sukcesu podczas jutrzejszej premiery, spytam na zakończenie, czy powróci pan jeszcze kiedyś do pracy reżyserskiej w Lublinie?

– Przyjadę tu bardzo chętnie. Ja, urodzony w Wałbrzychu i wychowany w jego pruskiej scenografii, polubiłem Lublin ze zniszczonym wprawdzie, ale autentycznym Starym Miastem, tak różnym od tamtej architektury. Zresztą na Lubelszczyźnie, w Annopolu tkwią korzenie mojej rodziny. Polubiłem też zespół teatru i cieszę się, że dyrektor Teatru Muzycznego już napomyka o dalszej naszej współpracy.

* Dziękuję za rozmowę.

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: