Dobry ojciec

Pamiętamy taki obrazek ze studia naszej telewizji. Ogłaszane są wyniki zorganizowanego przez wszystkie ważniejsze media plebiscytu na wydarzenie roku 2003 na Lubelszczyźnie. W studiu obecny jest też prezydent miasta Andrzej Pruszkowski. Gdy odczytany zostaje niespodziewany wynik, że zwycięzcami zostają zorganizowane przez Muzeum Lubelskie wystawy Goi i Chagalla, dobry ojciec Lublina nie potrafi ukryć niezadowolenia. Nie cieszy się szczerze, że wygrywa działające w jego mieście – fakt, ze pod auspicjami wojewódzkimi – muzeum. Nie wygląda też na zadowolonego, gdy się okazuje, ze laureatami są również działające pod jego pieczą instytucje miejskie. Pan prezydent jest gorzko zawiedziony, że ”tylko” trzecie miejsce zdobywa jego osobisty pieszczoch – masowy koncert papieski pod tym samym Zamkiem, do którego trafił główny laur. Przypomnialiśmy sobie tę scenkę podczas jubileuszu 40-lecia pracy artystycznej Włodzimierza Fełenczaka, dyrektora Teatru Andersena. Placówka ta jest jedynym teatrem repertuarowym podległym miastu (teatry Osterwy i Muzyczny są na garnuszku marszałka) i jako taka powinna być traktowana przez prezydenta ze szczególną troską, a jej szef w ważnym momencie życiowym noszony – no, może nie dosłownie – na rękach, bo kierowany przez niego teatr już niejednokrotnie rozsławił Lublin w kraju i zagranicą. Nic z tych rzeczy! Podobnie jak w przypadku obchodów Międzynarodowego Dnia Teatru, które wolą nie kogo innego, tylko prezydenta zostały odłączone od wojewódzkich w Osterwie, dobry ojciec miasta nie zjawił się w Andersenie na pięknym spektaklu ”Teatr Cieni Ofelii” i popremierowych uroczystościach jubileuszowych. Podesłał zastępcę, którego nazwiska – niech nam ten wybaczy, ale tak uważamy – nie zna 99 proc. lublinian. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, który zawisł tego dnia na piersi Włodzimierza Fełenczaka też nie jest według naszej (dobrej) wiedzy efektem wystąpienia o te odznaczenie przez władze miejskie. I wtedy zoczęliśmy próbować przypomnieć sobie, kiedy to widzieliśmy prezydenta Pruszkowskiego na premierze w teatrze przy Dominikańskiej 1 (wojewoda i marszałek bywają na niemal wszystkich w Osterwy i Muzycznym). Olśniło nas po dłuższej galopadzie myśli. Tak! To było wówczas gdy trwała ostra przedwyborcza walka o reelekcję na prezydencki fotel. Wtedy nawet głosy rodziców przyprowadzajacych swych milusińskich do Andersena okazały się niezwykle cenne. Teraz już nie trzeba się było tam fatygować. Nie było tej wielkiej woli, która pcha Andrzeja Pruszkowskiego do organizowania masówek pod Zamek, na koncerty np. koleżanki ze szkoły (wybacz Beatko!) z zespołu Bajm. A propos! Nie wiemy czy sprawozdawcy byli już tak pijani szczęściem z powodu stania się Europejczykami, ale jakoś nikt nie odnotował, że historyczne wejście – jak to nazwał sam nasz prezydent miasta – Lublina do UE odbyło się najpóźniej z wszystkich miast i krajów fetujących akcesję. Dlaczego? Bo wbrew programowi ulubiona Beata śpiewała do 23.55, a potem dopiero przemówił prezydent (wygwizdany!) i rozpoczęła się chóralna ”Suita lubelska”. Fajerwerki, które fetowały moment wkroczenia do Europy wystrzeliły w niebo wreszcie dokładnie o godz. 0.25. Inni już dawno byli wtedy na drugim europejskim brzegu. Z braku stosowniejszego napisu (bez pochwał) z muru, zakończymy delikatną nauką tyczącą też ojców: ”Wychodząc z siebie, nie trzaskaj drzwiami”.

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: