Dokumenty Beresia

Czas galopuje. Spirala jesiennych wydarzeń artystycznych w mieście walczącym o tytuł ESK (od środy znacznie tego miana bliższym – vide poniżej), nakręca się. Kulminacja tuż, tuż!

Ledwo udało mi się tydzień temu porachować z najnowszym spektaklem Leszka Mądzika Przejście i zapowiedzieć – jako dowód opętańczej aktywności tego artysty – organizowaną równolegle z premierą wystawę Jerzego Beresia w jego Galerii Sztuki Sceny Plastycznej KUL, a już dziś, nim minął kolejny tydzień, atakują naszą wrażliwość następne duże wystawowe wydarzenia. Powróćmy jednak jeszcze na chwileczkę, tym bardziej, że wciąż ją można oglądać, do kameralnej ekspozycji w kamienicy Lubomirskich przy Rynku 8.

Kameralność… To główny wyznacznik wystaw u Mądzika. Może nie tak dramatyczny jak przez początkowe lata działalności GSSP, kiedy gnieździła się w maleńkim pomieszczeniu przerobionym z teatralnego magazynu w podziemiach gmachu KUL przy Al. Racławickich, tuż koło biura Sceny Plastycznej. Ale i od czasu (uzbierało się ładnych kilka, a chyba i kilkanaście lat) kiedy miasto przekazało do dyspozycji twórcy o światowej już renomie dwie sale na parterze zabytkowej kamienicy, prezentujący się tu artyści muszą się zdecydować na absolutną esencjonalność pokazu swego dorobku. A Leszek, jako kurator (nie za bardzo wierzę w działalność Rady Artystycznej, w której obok niego zasiadają profesorowie Jacek Woźniakowski Stefan Sawicki – to tylko efektownie wygląda na okładkach kolejnych katalogów), musi być Katonem i egzekwować tę powinność lub, w przypadku autorów, którzy już opuścili nasz padół płaczu, dokonywać wyboru wg swych kryteriów i gustu.

Jerzy Bereś, najwyraźniej bliski Mądzikowi przez swe działania dotykające okolic teatru, w obowiązującą zasadę (i po prostu w możliwości) wnętrza wpisał się doskonale. Jeden z najważniejszych artystów powojennej polskiej sztuki pokazał cztery rzeźby, m.in. Ołtarz miłości Polityczne taczki, przeglądowo dokumentujące i wypracowaną autorsko (mało kto się odważa na naśladownictwo) zgrzebność rustykalnej formy do jakiej doszedł w swej rzeźbiarskiej sztuce, i totemiczność części prac, i swe społeczne zaangażowanie znakowane już przez lata komuny polityczną odwagą, wręcz bezkompromisowością, tylko z lekka krytą pod pokładami ironii i szyderstwa.

Można nie lubić tego signum dzieła Beresiowego, ale nie sposób nie oddać mu honorów za moralną konsekwencję i czystość, z którą nie za bardzo mogą sobie poradzić krytycy mikrego swą posturą, a potężnego osiągnięciami Człowiek Sztuki, dziś już 80-letniego! To oni widzieli tylko obrazoburcze gesty w nagości Beresia podczas jego akcji – manifestacji. To oni lekceważąco nazywali je happeningami, doprowadzając do rozpaczy artystę (w katalogu ekspozycji można znaleźć zaczerpnięty z biogramu artysty, autorstwa Małgorzaty Kitowskiej-Łysiak, fragment cytatu z tłumaczeniem zasadniczej różnicy między tymi terminami). To oni musieli mu postawić zarzut bezczeszczenia flagi Unii Europejskiej, gdy w czasie kolejnej (chyba) Manifestacij Europejskiej odciskał na jej niebieskości ślad fallusa pomalowanego białą i czerwoną farbą.

Kilka takich flag, „dokumentów rzeczowych” – jak je Jerzy Bereś nazywa – których powstanie było „celem manifestacji”, znalazło się na wystawie w GSSP. Zwisają spod sufitu i desek odtwarzających dawne sklepienia dumnie jak – przepraszam za skojarzenie – feretrony. Galeria przywraca im, wbrew krytykantom, znamię nobilitacji. Jawi się Sztuki dokument odrębny. A na ścianach dopełniają je deski z podpisami odbiorców – jak to nazwał sam Bereś w tekście do katalogu opisującym jego manifestację w lutym 2006 w łódzkiej Galerii Manhattan – uwierzytelniającymi poszczególne „dokumenty rzeczowe”, w tym nawet z krańców Azji.

Poniżej Galerii Sztuki Mądzika, w podziemiach kamienicy Lubomirskich, tam gdzie jeszcze kilka lat temu funkcjonowała Piwnica Pod Fortuną, w latach 70. tamtego wieku działała stworzona przez Andrzeja Mroczka pierwsza Galeria Labirynt. Bereś, który z latami zaczął należeć do – jak to ongiś metaforycznie nazwałem w najczystszych intencjach, a ku obrazie purystów o mentalności cymbałów – stajni Mroczka, do kręgu artystów, do których ostatni dyrektor lubelskiego BWA zawsze powracał., stał się w Lublinie twórcą znakomicie znanym. Trudno zliczyć wystawy i akcje, w których uczestniczył. Poza tym, jego prace znajdują się w kolekcji naszej Zachęty i zawsze się znajdują powody, żeby powracały do sal ekspozycyjnych. To wszystko nie oznacza, że uwrażliwiony odbiorca sztuki, nawet ten doskonale zaznajomiony z działalnością i dziełami Mistrza Jerzego ma sobie odpuścić tę esencjonalną, wysmakowaną wystawę podwójnie sygnowaną – przez Beresia (przybył nie bez trudu na wernisaż!) i „galernika” Mądzika o – w przypadku tego nurtu działalności wybitnego twórcy – marszandzkiej wyobraźni.

Idźcie na Rynek 8. To samo serce Lublina.

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: