Droga, ciężka droga

FELIETON ZADOMOWIONY

Pięć tygodni temu ukazał się tu felieton o wiosennych (nie)porządkach, w którym -jak mi się wydawało – definitywnie pożenałem się z tematem tasiemca kanalizacyjnym, który tylko w tym roku powracał na łamy Domu conajmniej trzykrotnie. To już stało się nudne, więc tylko ekspresowe przypomnienie. W październiku na skutek awarii kanalizacjii zawala część jezdni na uliczce obok mojego wieżowca przy Daszyńskiego na głębokiej Kalinie. Kilka tygodni nad tą dziurą stoi bezczynna koparka. W okolicach świąt dziura zostaje wreszcie załatana. Po następnym miesiącu finalizowana jest reszta prac i w miejscu wykopów położona pierwsza warstwa asfaltu. Przed miesiącem z okładem melduję, że ze swojej uliczki skręcam w część Daszyńskiego, po której kursują autobusy MPK wciąż pokonując uskoki asfaltu i jego muldowe nierówności. Teraz melduję posłusznie, że przez ten czas niewiele się zmieniło, a jeśli co, to na gorsze. Raz przyszli jacyś niemarawi faceci i tak pofrezowali stary asfalt, że jazda stała się jeszcze trudniejsza. Potem nie wiem co zrobiono, ale studzienka na tej klepiskowej drodze zaczęłą wystawać z niej jeszcze bardziej a ustawione płotki zmuszały do jeszcze bardziej zakręconego slalomu. W minioną sobotę burza je poprzewracała. A ja teraz wraz z sąsiadami kierowcami myślimy o podaniu RSM Motor – za to, że naraża nasze auta na szwank a nas na niebezpieczeństwo – do sądu lub przynajmniej o powstrzymaniu się z płaceniem czynszu. Dla jasności, koszmar trwa już 7 miesięcy! To chyba światowy rekord w remontowaniu 30-, no, może 40-metrowego odcinka wąskiej uliczki.

Jadę do miasteczka akademickiego na zajęcia na uczelni. Pokonuję tę pierwszą niebagatelną przeszkodę pod domem i już tradycyjnie nie skręcam z Niepodległości w dziurawą jak wrzeciono Koryznowej, ulicę od lata szczycącą się jedną z najgorszych nawierzchni w mieście, tylko jadę prosto w dużo lepszą ul. Ponikwoda. Ona jest wciąż dużo lepsza pod względem stanu asfaltu, ale podobnie jak przeze mnie i większości wożących mnie taksówkarzy, stała się ulubiona przez innych kierowców i – co jest istnym nieszczęściem – instruktorów nauki jazdy. Zrobiła się tak ruchliwa (jeżdżą tędy także autobusy linii nr 5), że to chyba zrozpaczeni mieszkańcy domkó ją flankujących wezwali niedawno policję drogową i ta – wbrew obowiązującym ich instrukcjom o publicznej jawności miejsc kontroli – zaczęła łapać kierowców przekraczających tam szybkość. Po pokonaniu zakrętu w Walecznych (dzięki Bogu nie blokowała drogi żadne auto z tablicą L na dachu!) zaraz będę na Andersa pomiędzy cmentarzami. I zaczyna się nowy obłęd. Już wcześniej, na rondzie Andersa – Lwowska – Koryznowej rozpoczynają się gigantyczne roboty remontowe ciągnace się za skrzyżowaniem z al. Spółdzielczości Pracy przez Smorawińskiego aż za skrzyżowanie przy Olimpie i zakręt pod kładkę łączącą osiedla Czechowa. Taki gigantyczny odcinek dyrd, uskoków, zwężeń ulicy i płotków slalomowych! Czy ktoś nie upadł na głowę wyznaczając aż tak ambitnie długość remontowanej trasy?

Ale to wszystko nic wobec tego co przeżywają ludzie jadący do centrum lub z niego w okolice Kunickiego a także dzielnic, do których się trafia przez tę ulicę. Wszystko przez prace w okolicach pl. Bychawskiego, odprysk powstawania Trasy Zielonej, największej kompromitacji miasta w inwestycjach drogowych. Zielona jest taką parodią trasy, że na prawie gotowym od dawien dawna odcinku od klina do rzeczonego placu potrafiło rozstawić się wesołe miasteczko. Ostatnio zaś zadzwoniła do mnie znajoma, wlaścicielka działki pozostawionej na jej środku. Trasę wręcz z tego powodu przeprojektowano, twierdząc, że miasto nie mogło się dogadać z właścicielemi w sprawie sprzedaży działki a znajoma mówi, że nikt, ale to nikt się do niej w tej sprawie nie zwracał. W każdym razie jeszcze jedna rana na kompromitacji, dziura wykopana przy skręcie z Piłsudskiego w Młyńską spowodowała komunikacyjną apokalipsę. Trolejbusy jeżdżące na codzień tędy w stronę Abramowic puszczono przez Al. Zygmuntowskie i 1 Maja, podobnie inne samochody i zawał w postaci korka potrafił się ciągnąć od kina Robotnik do stadionu Startu, a córka jeżdżąca udzielać korypetycji w okolice ul. Mickiewicza, trajtkiem pokonywała ten odcinek ponad pół godziny. Nic, tylko drogowcom gratulować i sprawności i inwencji.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: