Dwa sposoby opisu

Rozmowa z Marią Malatyńską, krytykiem filmowym członkiem jury festiwalu Rozstaje Europy

Andrzej Molik: * Jaki był poziom konkursowej części III Międzynarodowych Dni Filmu Dokumentalnego Rozstaje Europy?

Maria Malatyńska: – Odnotowuję bardzo dobry poziom festiwlu. Znalazło się w nim dużo bardzo ciekawych filmów. Może wątpliwości budzi to, że nastąpił przechył w stronę tematyki żydowskiej. Te filmy są jednak najbardziej interesujące. Film dokumentalny rozlicza się z kompleksem polsko-ukraińskim czy cygańskim, ale czyni to często powierzchownie. Natomiast w przypadku tematyki żydowskiej widać, że twórcy od dawna się nią zajmują, że potrafią powiedzieć coś nowego. Najlepszy przykład to film Jana Sosińskiego W poszukiwaniu utraconych lat. Przewodnikami po miejscach ważnych dla obu narodów są izraelski pisarz Edgar Keret, którego rodzice urodzeni tutaj nie wychowali go w sentymencie do Polski, który nie mówi po polsku i nie jest obciążony wspomnieniami oraz Katarzyna Groniec, śpiewając aktorka bardzo często, ze względu na typ urody, posądzana o żydowskie pochodzenie.

* Ten film otrzymał drugą nagrodę, a zwyciężcy?

– To filmy superinteresujące. Ostatnia podróż w ciszę w reżyserii Shosh Shlam dlatego, że to film o Holocauscie jaki niegdy nie był pokazywany. Mamy do czynienia z ludźmi, którzy po Zagładzie nie mogą wrócić do równowagi, którzy egzystują po kilkanaście lat w zamkniętym, wyizolowanym z otoczenia zakładzie. Nagle się orientujemy, że to był tylko punkt wyjścia, że głównym problemem są tu ludzie odrzuceni, odsunięci, tak jak odsunięty jest we wszystkich społeczeństwach problem umierania. Wchodzimy w problematykę społeczną, ale i egzystencjalną. Okazuje się, że film otwarty na współczesność może otwierać się na uniwersum, a równocześnie dotyczy jednego z dwóch największych terroryzmów XX wieku.

* Drugiego – stalinizmu – dotyczy film, który też zdobył główny laur?

– W werdykcie podkreśliliśmy, że przyznając dwie równorzędne pierwsze nagrody, tym samym wyróżniliśmy dwa sposoby opisu tych najbardziej tragicznych doświadczeń minionego wieku – faszyzmu i komunizmu. W filmie izraelskim był uniwersalizm, a Schizofrenia Vity Zelakoviciute wychodzi od tradycyjnego notowania rzeczywistości, niemal publicystyki. Ale i tu orientujemy się, że powiedziane jest coś więcej, że nie wiemy, czy nie ma końca schizofrenii. Kiedy w finale filmu pojawiają się portrety lekarzy i notki ile lat pracowali w „psychuszkach”, sylwetki ludzi, którzy nie mają poczucia winy, bo uważają, że robili to, co im nakazano, to się okazuje, że być może to wszystko nadal istnieje.

* Te filmy w jakiś sposób się dopełniają?

– Oba pokazują dwie ważne drogi dokumentu. Jeden – ten drugi – sięga do historycznych, zastanych kompleksów, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Pierwszy też sięga do kompleksów, ale to jest dopiero punkt wyjścia. Mówi się, że dokument to kronikarz swojego czasu, ale to jest także narzędzie, ktore potrafi unaocznić to, co jest kompleksami naszego wieku. Jeśli potrafi to wyłowić, to odpowiada na swoją naturę.

* A co powie Pani o samej idei lubelskiego, wciąż młodego festiwalu?

– On jest przeogromnie potrzebny. Mamy w Polsce różne festiwale filmów dokumentalnych, od specjalistycznych, takich jak festiwal mediów w Łodzi, po wielotematyczne, jak najstarszy, krakowski, a mimo to ten potrafił znależć odrębną tematykę i aż dziw bierze, że nikt wcześniej przed Grzegorzem Linkowskim nie wpadł w Lublinie na ten pomysł. Przecież tu jest granica kultur, ten festiwal musi tu być, bo tutaj jest wszystko to, co można dostrzec namacalnie, tu są ludzie reprezentujący różne kultury, tu się wszystko ściera, miesza, dopełnia. Pomysł jest genialny, a za tytuł Rozstaje Europy należy się Nobel. Byłoby wspaniale, żeby był snobizm na ten festiwal, była szansa na to, żeby ludzie nań czekali, bo on sam daje szansę – szansę na zrozumienie, poznanie i akceptację odmienności.

* Dziękuję za rozmowę.

Andrzej Molik

Fot. Jacek Babicz

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: