Eksperyment teatralny

O spektaklu Muzyka z tekstem, którego premiera odbędzie się w poniedziałek, mówi kompozytor lider zespołu Voo Voo Wojciech Waglewski

W poniedziałek 28 stycznia w Teatrze im. Juliusza Osterwy odbędzie się lubelska premiera spektaklu Muzyka z tekstem, którego inspiracją były tzw. kukuryny czytane przez Jana Peszka na ostatnim albumie zespołu Voo Voo Płyta z muzyką. O przedstawieniu próbnie pokazanym 29 grudnia w warszawskim Teatrze Małym rozmawiamy z kompozytorem, liderem zespołu Wojciechem Waglewskim.

Andrzej Molik: * Panie Wojtku, co to za zrywy, żeby ceniony zespół muzyczny robił spektakle teatralne?

Wojciech Waglewski: – Nie, to nie są zrywy, to jest jakby przedłużenie pomysłu pod tytułem kukuryny, które znalazły się na Płycie z muzyką. Po prostu teksty pisane przez naszych przyjaciół z Krakowa na tyle nas zauroczyły. W tym samym czasie z Jankiem Peszkiem wpadliśmy na pomysł, żeby coś z tym zrobić, jakąś większą formę. Do tego wybór padł jeszcze na Piotra Cieplaka, który Kubusia P., spektakl z moją muzyką zrobił bardzo zacnie i wydało się nam, że w podobnej konwencji było by nie głupio i to zrobić. Nastąpiła burza mózgów, wszyscy się na to napalili, jak twierdzą, rzadko do tej pory się tak spinali, i powstał taki spektakl…, ja wiem, czy to nazwać do końca spektaklem teatralnym? Też ciężko, bo to jest takie muzyczno – literackie opowiadanie, tak bym to nazwał. Ale nie jest to dla nas praca nudna, bo najczęściej akompaniowanie do jakichś spektakli jest nudne, natomiast wybór Janka Peszka i jego córki Marysi jest podyktowane tym, że wielokrotnie brał on udział w różnych przedstawieniach wymagających sztuki improwizowania…

* Powiedzmy w spektaklach Bogusława Schaeffera…

– Tak, na przykład u Schaeffera, w monodramach, sztukach pisanych specjalnie dla niego. W związku z tym chcieliśmy stworzyć spektakl w ten sposób, żeby dawał on nam szansę pewnej wymiany pomysłów również na scenie, w trakcie, żeby się nie zanudzić. Tak, że poza stałymi elementami, bo napisałem jakieś piosenki, cała budowa spektaklu jest oparta na wzajemnym słuchaniu i wzajemnym zaufaniu.

* A jeśl chodzi o teksty, czy może Pan trochę wyjaśnić, co znaczy „przyjaciele z Krakowa”?

– Nie mogę. To jest tak, że ci co wiedzą, to wiedzą, a ci co nie wiedzą, to trudno, to się nie dowiedzą. Tekstów jest sporo i ja nie pamiętam nawet wszystkich nazwisk, więc nie mogę ich wymieniać, bo boję się, że kogoś pominę. Otrzymywaliśmy je i otrzymujemy nadal z Krakowa za pośrednictwem Ali Muchy. I tyle mogę powiedzieć na temat tych tekstów, poza tym, że są, no, fantastyczne. Udało się połączyć je w pewną formę scenariusza i spektakl ma swoją dramaturgię.

* Opowiadano mi, że na koncercie Voo Voo w Lublinie, na którym nie mogłem być, to Pan czytał kukuryny i sam nie mógł wytrzymać ze śmiechu…

– Tak było, aczkolwiek uprzedzam od razu, że nie jest to spektakl kabaretowy. Jest oczywiście mnóstwo radości, bo teksty są bardzo pogodne, ale i są bardzo głębokie. Jest tam element niezwykle dramatyczny, tak, że nie do końca jest tak, jak z tymi kukurynami, które czytaliśmy do tej pory.

* Niemniej jest to pogodne?

– No, zdecydowanie! My w ogóle jesteśmy pogodnymi ludźmi i bierzemy się za takie rzeczy, które pogodną puentą się kończą.

* I cieszy Pana ta praca?

– Cieszy mnie bardzo, ponieważ mam okazję pracować z wybitnymi artystami. Marysia i Janeek Peszkowie oraz Piotrek Cieplak to artyści wybitni. I mam świadomość tego, że poruszamy się w materii, za którą nikt się do tej pory nie brał, czyli w materii tekstów pisanych przez amatorów, które są bardzo porywające. Jak wiadomo i teatr i film mają kłopoty ze scenariuszami, dramatami, więc odwołują się do rzeczy napisanych dawno. A tu teksty są tak porywające, że jestem przekonany, iż ten spektakl będzie żył pewną famą. Moje przekonanie bierze się stąd, że swego czasu spektakl z Kubusia Puchatka zrobiony przez Piotra w formie dla ludzi bardziej dojrzałych jako Kubuś P., po dwóch sezonach stał się spektaklem zupełnie kultowym z brawami na stojąco itd. To jakoś przekazywno pocztą pantoflową – klejnot w imieniu Teatru Studio w Warszawie, bo to był spektakl przeznaczony na jeden sezon, a on szedł przez cztery i jego fama rosła. A myślę sobie, że w naszym spektaklu jest do tego atrybut w postaci muzyki wykonywanej na żywo, jest atrybut w postaci autorów zupełnie niaznanych i jest mnóstwo takich historyjek i takich powiedzonek, które od razu zostają w głowie i my coraz częściej tekstami z tego spektaklu ze sobą rozmawiamy, na przykład, że „pani jest z prostymi nogami i przystojna na twarzy”.

* Ja jako kibic NBA, uwielbiam opowiastkę z Płyty z muzyką o bankiecie w Nowym jorku z udziałem Scotti’ego Pippena.

– Pan zna dwie, trzy, a tu będzie około trzydziestu takich opowiastek, zdaje się, i tak oplecionych muzycznie, tak ustawionych w dramaturgii całego spektaklu, że myślę, jestem przekonany, że to będzie dla nas duże przeżycie.

* Rozmawiamy tuż przed premierą w Teatrze Małym, ma Pan tremę?

– To jest w zasadzie przedstawienie przedpremierowe. Ja zawsze mam tremę, czas na nią jeszcze przyjdzie, ale tu nie jestem do do końca frontmanem, tak że pełna odpowiedzialność spada na Peszków. A poza tym brak jeszcze pewnej lekkości, w związku z tym, że już dawno nie przygotowywaliśmy się tak starannie.

* Od oficjalnej premiery w lutym spektakl grany będzie w Teatrze Studio. To chyba satysfakcja dla zespołu muzycznego, że znajdzie się w normalnym repertuarze teatru?

– To jest fantastyczne! Ze względu na to, że każdy z nas, i i Janek i my i Marysia jest zapracowany, nie możemy sobie pozwolić na zbyt częste spektakle, będziemy gać ze dwa razy w miesiącu i to jest bomba, ponieważ gdybyśmy się mieli tylko tym zajmować, byłoby to nudne. A tu pod koniec lutego wychodzi nasza nowa płyta i pewnie koncerty z nią związane, płyta, która również bardzo mnie cieszy, bo myślę, że w sumie odjechaliśmy bardzo daleko.

* Jak się nazywa?

Płyta.

* Po prostu Płyta.

– W ogóle dużo rzeczy będzie się działo w tym roku. Jeszcze jest premiera filmowa Tytusa, Romka i A’Tomka, zdaję się w marcu. Zajęć jest dużo. Tamten rok zapieliśmy, płyta jest już wymasterowana, spektakl przygotowany.

* Udany był ten 2001 rok dla Pana, dla Voo Voo?

– Udany, bardzo pracowity, aczkolwiek wiadomo, że z globalnego punktu widzenia był dramatyczny, bo po pierwsze wrzesień, po drugie zmarło trzech wybitnych artystów, z czego dwóch młodszych, albo w moim wieku. To są rzeczy przykre, tak że do końca trudno być szczęśliwym. Jednak z punktu widzenia naszych partykularnych spraw, ktore powodują, że zespół się rozwija, skończyliśmy trzy ważne prace, które będą jeszcze owocowały przez pare następnych lat i to jest też fantastyczne.

* Dziękuję za rozmowę. Czekamy na lubelską premierę Muzyki z tekstem już w poniedziałek.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / / / / /

Rok: