El Condor passa

Na nic się zda szukanie słów,

żeby próbować opisać ten czarny

i biały diagram naszej katastrofy

Michel Leiris o Guernice Picassa

Czas opuścić rozsłonecznione Lazurowe Wybrzeże, przystań Pabla Picassa w powojennych latach. Radość życia z Zamku Grimaldich w Antibes udzieliła się, złagodziła osobiste smutki. Szkoda tylko, że nie zdążyliśmy wspiąć się na wzgórza nad Golfe – Juan, do Vallauris, gdzie artysta przeniósł się wraz z Francoise Gilot i gdzie go nawiedziła pasja ceramiczna. Mogę tylko podpowiedzić tym, którzy trafią do domków ASTURU na campingu Du Pylone, że to trzy kroki z Antibes. Chyba warto zobaczyć na ryneczku rzeźbę Człowiek z owcą a w małej kaplicy na dziedzińcu zamkowym – monumentalny fresk Wojna i Pokój. Warto również wiedzieć, że rzemieślnicy z Vallauris mają jako jedyni prawo sprzedawania glinianych kopii figurek z sygnacją Picassa – souvenir co się zowie!

Francuskie wakacje z Picassem od Awinionu po Antibes, podrasowane jeszcze wizytą w Muzeum Fernanda Legera (który był przyjacielem Pabla) w pobliskim Biot, rozpaliły marzenia. Zapragnęłem zwieńczyć szlak przed najsłynniejszym, jeśli nie największym dziełem Hiszpana. Do jego ojczyzny pojechałem, żeby stanąć twarzą w twarz z Guernicą, dopiero jesienią. Wakacje rozciągneły się w czasie, by osiągnąć stosowną kulminację. Marzenie ciałem się stało.

Jest taka stara zasada wędrówek artystycznych, że w muzeum, w galerii, w spacerach wśród zabytków, idzie się do określonego, najlepiej jednego dzieła czy -chociaż – jednego autora. Masa, nagromadzenie obiektów, nawet tych z najwyższej półki Sztuki, zabija wrażliwość, rozmywa granice percepcji. W madryckim Prado za pierwszym razem gnałem tylko do Boscha, za drugim – do Velazqueza, a przy trzecim pobycie pochylałem się nad Goyą i Tycjanem. Oczywiście, na taki luksus można sobie pozwolić posiadając jakieś nadzieje powrotów w określone miejsce, ale i zwiedzacz incydentalny winien sobie narzucić jakiś ograniczenia, bo inaczej zwariuje i w głowie mu nic nie zostanie.

Gurnica, ongiś w Prado, dziś eksponowana jest w Museo Nacional Centro de Arte Reina Sofia przy ulicy Santa Isabel w Madrycie. Wiedziałem, że u Królowej Zofii można znaleźć wiele znakomitych kęsków, szczegółnie surrealistów, z ukochanymi Dalim i Miro na czele, zmierzałem jednak konsekwentnie do słynnego panneau, odgrodzonego od zwiedzających szybą pancerną jak Mona Lisa w Luwrze i jak cudowna Pieta Michała Anioła w watykańskiej Bazylice św.Piotra. ETA może Guernice nie zagraża, bo dla Basków stanowi poniekąd świętość, tyczy wszak ich tragedii z czasów, gdy pieścili swoją niespełna roczną autonomię. Ale zawsze może się znależć wariat, współczesny Herostratos, który niecnym czynem zechce zdobyć sławę.

Ma zupełną rację Miczysław Porębski twierdząc, że dzieło Picassa tworzone pod wpływem impulsu niezwykle szybko, bo w ciągu maja 1937 roku, ma coś z frontonu klasycznej świątyni i coś z gazetowego reportażu. Esencjonalna definicja godna mistrza. Przecież główne linie kompozycji tworzą trójkąt podbny do tympanonu z Partenonu i wielu jemu podobnych greckich i rzymskich świątyń. Zagęszczają go, jak tam, postaci w dramatycznych pozach a monochromatyczność kolorów -czerni, bieli i odcieni szarości – wrażenie pogłębia. Trzeba jednak uważać z dorabianiem klasycystycznej interpretacji do twórczości Hiszpana. Czasem wynikają z tego zabawne sytuacje. Daniele Boone, autorka albumu Picasso wydanego po polsku w 1994 r. przez Oficynę Panda, napisała, że umieszczony na odwrocie obrazu Radość życia drugi tytuł – Antipolis, może być trafniejszym opisem pojmowania ponownie przez artystę odkrytego antyku, światła słonecznego itp., bo znaczy „miasto odkryte po drugiej stronie” dostrzeżone przez marynarzy po przepłynięciu morza. Kurcze! To nawet ładnie brzmi. Szkopuł w tym, że Antipolis to po prostu starożytna nazwa Antibes, gdzie obraz powstał i wisi w muzeum do dziś. To tak jakbyśmy dorabiali interpretację do Matejki z powodu tego, że przydarzyłoby mu się umiejscowić powstanie któregoś dzieła przy pomocy napisu: Cracovia. W tym samym albumie wydawca popisał się odwrotnym, lustrzanym zreprodukowaniem picassowskiej Guerniki. Istny edytorski popis.

Zresztą i z „gazetowym” interpretowaniem Guerniki nie należy przesadzać, nawet przy świadomości ideowego zaangażowania Picassa oraz przy spotykanym u niektórych krytyków imputowaniu, że dzieło ztytułował tak po jakimś czasie a to na zamówienie Kominternu. Hola! Hola! Historia sztuki zna przypadki bardziej publicystycznego potraktowania tematu i nie chodzi tu bynajmniej o socrealizm. Wydaje się, że Pablo wzniósł się na wyższe stopnie abstrakcji niż Delacroix w Wolności prowadzącej lud na barykady czy jego rodak Goya w Rozstrzeliwaniu powstańców madryckich 3 maja 1808 roku. Osobiście nigdy nie ptrafiłem pojąć zachwytów nad tymi obrazami. Trzeba chyba było przeżyć łopatologiczne natręctwo wykwitów epoki Stalina, by nie składać hołdów przd nimi.

Picasso okazał się – jak czujnie twierdzi Frank Elgar – pierwszym w dziejach europejskiego malarstwa twórcą, któremu udało się nas przerazić za pomocą czysto plastycznej transkrypcji rzeczywistego zdarzenia; który „dowiódł przestępstwa przez świadome i namiętne skombinowanie wartości czysto malarskich”. Pozwoliłem sobie zaczerpnąć tytuł tego tekstu ze znanego latynoamerykańskiego przeboju. Tylko nazwa odlatującego ptaka pisana jest z dużej litery. To eskadra Condor była sprawcą zagłady baskijskiej miejscowości Guernica y Luna. Odlatujące samoloty zostawiły za sobą zgliszcza i ludzką tragedię. To ją, a nie bombardujące samoloty, widać na obrazie. Dlatego działa z taką siłą. Dlatego tak trudno o nim pisać i wyrazić wszystkie uczucia jakie rodzi. Condor odleciał, zostało dla potomnych świadectwo w postaci czystej Sztuki.

Zadziwiające, że Picasso wyraził uczucia przy pomocy środków kubistycznych. Ta tendencja w sztuce jest akurat uważana za jedną z najbardziej hermetycznych, odcinających się od bezpośredniego oddziaływania. A tu dzieło o głęboko humanistycznej wymowie. Miałbyż gorzką rację mówiąc kiedyś, że „jeśli nawet wszyscy człowieka podziwiają, nadal jest niewielu którzy go rozumieją”? Od 1913 roku, od czasu gdy po raz pierwszy przedstawił profil na portrecie malowanym en face, musiał spotykać się z nizrozumieniem. Teraz, po Guernice miał nastać czas aklamacji. Trzy kobiety w krzyczących pozach, konający koń, który stratował przeszytego włócznią żołnierza, żarówka jako całe słońce świata, wrzask i zgiełk. I tylko byk stoi niewzruszony. Zaczerpnięty z najstarszych kultur starożytności, może jest symbolem Hiszpanii, która się odrodzi, jak Chrystus zmartwychwstanie? Złamany miecz w ręku wojownika, który, będąc umieszczony na wysokości wzroku widza, pierwszy rzuca sie w oczy, przypomina tajemniczy nóż z Ostatniej wieczerzy Leonarda da Vinci. Tamten, w ręce którą trudno dopasować do jakiejkolwiek postaci z fresku w refektarzu mediolańskiego klasztoru Santa Maria delle Grazie, jest zapowiedzią winy ale i odkupienia. Czy Picasso, wbrew pozorom wielbiciel starych mistrzów, nawiązywał do Leonardowej zagadki – symbolu? Jeśli tak – tym głębsze jest przesłanie Guerniki. Zresztą z dłoni tej wyrasta też kwiat, czyli nadzieja.

***

Zamykam cykl o wakacjach z Picassem. Nim się wyczerpał, nastały nowe. Nie mam odwagi sądzić, że kogoś te teksty skłonią do wędrówek podobnym szlakiem. Namawiam natomiast do śledzenia czasowych, sezonowych ekspozycji, takich jak czynna w ubiegłym roku w Awinionie. I podpowiadam, że na przykład we Wiedniu, w Kunstforum der Bank Austria, można do 30 listopada lwystawę Picasso a awangarda. Jeśli sam trafię na nią, to kiedyś złożę relację.

Kategorie:

Tagi: / / / /

Rok: