Festynowe okruchy

Chyba najbardziej zmęczonymi wykonawcami po swym występie na festynowej scenie byli Krasnale. Mieli pojawić się dwukrotnie prezentując się po pół godziny, ale ze względu na spóźnienie wynikłe z dłuższego niż przewidywano montażu sceny, leśne ludziki, które mają po trzy i cztery tysiace lat pojawiły się raz, jednak bawiąc dzieciarnnię dłużej, bo ok. 40-45 minut. Program Krasnali jest bardzo dynamiczny; cały czas podskakują, biegają i przy tym śpiewają ubarani w kolorowe stroje i skryci za białymi brodami. Na dodatek to oni inaugurowali festyn Kuriera o godz.11 a wtedy słoneczko przygrzewało mocno. Nic zatem dziwnego, że zeszli z estrady bardzo zmęczeni – spoceni i zaziajani. W namiocie stanowiącym garderobę, po ich wyjściu natychmiast trzeba było uzupełniać zapasy wody mineralnej, bo Krasnale wypiły jej całe morze.

***

Słuszsznie jeden z Krasnali nazywa się Wirgiliusz, który przecież – zgodnie ze słowami starej rymowanki – liczy dzieci swoje. Wirgiliusz prywatnie jest bowiem ojcem piątki dorodnych dzieciaków. Jego pociechy rzadko pojawiają się na występach taty, więc gdy najmłodsza, kilkuletnia córka zachowującego anonimowość artysty dowiedziała się o tym w jaką rolę się on wciela, entuzjastycznie wykrzyknęła: – To mój ojciec jest Krasnalem?!

***

Więcej szczęścia niż Krasnale miały do pogody modelki prezentujące kolekcję ubrań jesiennych firmy Delia. Popołudniową porą trochę się już zachmurzyło i piękne dziewczyny mogły bezkarnie, to znaczy bez zbytniego wylewnia potu, spacerować po wybiegu (tu: scenie) nawet w futrach. Poza tym modelek było tak dużo, że na każdą przypadał co najwyżej dwa, trzy krótkie wyjścia. Trudno było się tym zmęczyć, więc uśmiech nie znikał z twarzy urodziwych pań.

***

Helena Vondrackova bardzo przeżywała występ swego młodszego kolegi śpiewajacego przed nią wraz z Big – Bandem Gustava Broma. Stała cały czas przy wejściu na scenę, po cichu wyśpiewywała słowa piosenek dobiegajace z estrady, a nawet próbowała tańczyć. Nagabywana przez dziennikarza, zbywała go krótkimi odpowiedziami i przysunęła się jeszcze bliżej do estrady. Nawet autografy rewelacyjnie wyglądajaca gwiazda rozdawała nie spogladając na podpisywaną kartkę.

***

Menager Pięknej Heleny Tibor Lentski (żona Polka, więc Czech biegle mówi po polsku) przygotował do rozdawania wśród publiczności kolorowe zdjęcia Vondrackovej z jej autografami pisanymi złocistym markerem. Fotki dostali tylko najwieksi szczęśliwcy. Jedną dostarczyliśmy byłemu prezydentowi miasta Pawłowi Bryłowskiemu. Nie krył swego wielkiego zadowolenia z tak efektowniej pamiątki z festynu.

***

Zaplecze sceny to królewstwo producenta festynowych występów Ewy Dziedzic, współwłaścicielki firmy Max Media. Ta szczupła, wręcz filigranowa kobieta sprawowała tam władzę absolutną. W mgnienia oka potrafiła przywołać do porządku guzdrzącą się obsługę sceny, postawić na baczność ochroniarzy czy „objechać” artystów, którzy po swym występie zbyt długo opuszczali garderoby. Pani Ewa jest już takim doświadczonym fachowcem, że z całkowitym spokojem pociaga odpowiednie sznurki i animuje wszystko to, co dzieje się na zapleczu wielkiego koncertu. Chyba tylko dlatego drugi z właścicieli firmy, Artur Korgul, mógł w tym czasie realizować inny duży festyn w Białej Podlaskiej. Oboje spotkali się następnego dnia, w niedzielę, na… festynie Radia Lublin (Kurier patronował mu medialnie) w Dęblinie.

***

O operatywności Ewy Dziedzic niech zaświadczy szybka akcja, którą przeprowadziła w trakcie festynu, gdy okazało się, że brakuje krzeseł dla muzyków z orkiestry Gustava Broma (przewidziane pierwotnie dla nich wykorzystane zostały w garderobach). Pomóc nie mógł ani Kurier ani HADES, bo odpowiednich składanych krzeseł nie posiada ani redakcja ani klub. Ale krzesła zjawiły się na czas na estradzie. Producentka koncertu jakimiś tylko sobie znanymi sposobami załatwiła je w Domu Kultury Kolejarza, chociaż ten w sobotę był zamknięty na cztery skoble.

***

Niżej podpisany, który jako przedstawiciel Kuriera był siłą pomocniczą za estradą opiekując sie gwiazdami oraz pomagając pracownikom zaplecza, na własnej skórze przekonał się, że na placu Zamkowym podczas naszego festynu pobite zostały wszelkie rekordy frekwencji. W trakcie finałowego występu Budki Suflera spróbował się dostać do grilla usytuowanego tuż za schodami prowadzącymi do Zamku, bo kilka osób z obsługi a także część występujących nie miała czasu wcześniej zjeść jakiegoś posiłku. Wędrówka w gęstym tłumie do smażalni i powrotna, gdy torował drogę pracownikowi grilla niosacemu porcje szaszłyka, kurczaka i kiełbasy na tacy nad głową trwała w sumie około 35 minut! Ale „kelner” doniósł wszystko i kilka osób mogło się pokrzepić smakowitym jedzonkiem.

***

Kilka osób, z którymi rozmawialiśmy po koncercie Budki Suflera była bardzo rozgoryczona faktem, że jej solista Krzysztof Cugowski pomiędzy wykonywanymi piosenkami nie odezwał się ani słowem do publiczności, chociaż występował w swym rodzinnym miesci, gdzie ma całe zastępy przyjaciół i jeszcze więcej znajomych. Takie sytuację skłaniają widzów do stwierdzenia, że Budka to już tylko wielkie gwiazdy, które dawno straciły kontakt z ziemią i z rzeczywistością. Wspominano przy tym występ Beaty Kozidrak sprzed tygodnia, gdy wokalistka zespołu BAJM może nawet aż za często rozmawiała z publicznością i pozdrawiała współziomków.

***

Prezes firmy Multico, właściciel Kuriera Lubelskiego Zbigniew Jakubas żałował trochę, że Budka Suflera nie chce wykonać więcej bisów. – Żeby chociaż jeszcze zaśpiewali Jolka, Jolka – powiedział za sceną po zamknięciu festynu. Chociaż nie było na miejscu stałego wykonawcy Jolki Felicjana Andrzejczaka, sądzimy, że na życzenie osoby finansujacej festyn, Budka mogłaby się zdobyć na ekstra wykonanie tego superprzeboju sprzed lat. Ale trochę racji mają też artyści, którzy twierdzą, że każdy występ powinien pozostawić odrobinę niedosytu, tak, żebyśmy my, widzowie, tęsknili za nimi i tym chętniej szli na kolejny ich koncert. My tam pójdziemy chętnie.

Okruchy zebrał

Andrzej Molik

Kategorie:

Rok: