Folklor prawdziwy

Ignacy Wachowiak, wybitny choreograf, wieloletni dyrektor Zespołu Pieśni i Tańca Lublin, którego imię od 1997 r. noszą Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne, zwykł mawiać, że prawdziwy folklor zaczyna się na wschód od Odry. Kto zna francuskie polki, przy których można zasnąć, czy statyczne kadryle powiedzmy z Niderlandów oraz orientuje się jak jednorodne potrafią być tańce z różnych niemieckich landów czy prowincji nawet całej Skandynawii, wie o co chodzi. To przypadek, ale okazało się, że w 24. edycji MSF Lublin 2009 uczestniczyły wyłącznie zespoły ze wschodu, w tym dwa z Dalekiego Wschodu (do których trzeba przykładać trochę inne niż europejskie kryteria) i że przez to w ciągu pięciu festiwalowych dni było barwnie i ciekawie.

To także efekt ewaluowania imprezy przez niemal ćwierćwiecze jej istnienia. Spotkania powołały do życia w 1985 r. lubelskie zespoły folklorystyczne z UMCS, AR, AM a także Kaniorowcy, Głusk i nieistniejący już Kos. Zapraszały one zaprzyjaźnione zagraniczne grupy, do których jeździły na wymianę i przez kilka odsłon wszystko się międliło w niemal jednorodnym sosie. Pierwszy przełom nastąpił w 1994, gdy festiwal wziął pod swą pieczę ZPiT Lublin im. Wandy Kaniorowej, zespół o największej tradycji i najszerszych kontaktach, a jego organizacją sprawnie pokierował wspomniany Iga Wachowiak. Druga znaczącą cezurą było przyjęcie 9 lat temu patronatu nad Spotkaniami przez CIOFF – Międzynarodową Radę Stowarzyszeń Folklorystycznych Festiwali i Sztuki Ludowej. Temu zawdzięczamy, że odbywają się one teraz przemiennie, rok w wersji dziecięcej, a kolejny (lata parzyste) – zespołów dorosłych. Ale przede wszystkim CIOFF zapewnia „zaimportowanie” zespołów z najdalszych zakątków świata, które przyjeżdżają do Polski obsłużyć po kilka festiwali, np. także w pobliskiej Włodawie. To powoduje, że miewamy odsłony Spotkań, na których zjawiają grupy i z czterech kontynentów, tak jak rok temu, gdy gościli tu reprezentanci dwóch Ameryk, Azji i Europy, a nie doleciał Afryki.

W takim kontekście tegoroczna, „dziecięca” odsłona może się – przy gościach tylko europejskich i azjatyckich – wydawać uboższa. Pozornie! Po raz pierwszy od niepamiętnych lat na Spotkania przyjechały wszystkie anonsowane wcześniej zespoły. Tylko jeden, SPAM Al-Azhar z Indonezji, dotarł dzięki CIOFF, a pozostałe, wraz z Aboriginal Folk Dance Team z odległego Tajwanu, trafiły tu dzięki wspomnianym, wspaniałym kontaktom Kaniorowców. No i najważniejsze, że te Spotkania były tak wielobarwne i bogate merytorycznie. Na dwóch scenach – głównej w Ogrodzie Saskim oraz w Nałęczowie (koncerty odbywały się też dla małych pacjentów w DSK) można było obserwować jak przemienia się folklor na południe od nas. Jak elementy góralskich tańców zespołów Decka z Buchlovic z Czech (dokładnie Moraw) i Kremienok ze Słowacji (wykonują też „nasze” tańce spiskie) odnaleziemy w chorografiach grupy Ghiocel z Mołdawii, a jednocześnie jak mołdawskie szeregowe tańce różnią się jeszcze od bałkańskiego choro i nieparzystych jego rytmów w wykonaniu zespołu Zdravets z Bułgarii, a te od greckiego – tańczonego przez grupę Laografikos Omilos Polgriou też z trzymaniem się za ramiona – sirtaki, u nas wciąż zwanego mylnie tańcem Zorby (swoją drogą, to najsłabszy zespół XXIV MSF, stosujący przedziwny eksperyment pedagogiczny, że w odrębnych szeregach – obok, ale broń Boże w parach! – tańczą mali chłopcy i wyższe o głowę, zdecydowanie starsze dziewczyny). Z gości zza naszej wschodniej granicy, bliższy korzeni folkloru w nieskażonej formie był niestety nieobecny już w finałowym koncercie białoruski Chabarok (urocze dziwczyneczki w tańcu z dzwonkami i polce z czerwonymi chustkami). Wspaniale przyjmowane rosyjskie Solnyshko (świetny posuwisty taniec 10 dziewcząt, żywioł tańca warinka i wciąganie doń publiczność) naznaczone jest już zadziwiającą jak na to, że to zespół ze środka Syberii, z Irkucka, komercją. Niosą ją aranże muzyczne półplaybacków na nieznośnie estradowe kopyt a np. w „Zajączku” dzieci jak Myszki Miki wydają się tańczyć jakieś sybirodisco. Dobrze, że zespół kozaka nie zapomniał wywijać. Aborygeńska (czyli kultywująca tubylczy folklor najstarszych plemion) grupa z Tajwanu poruszyła nas zupełną egzotyką rytuałów np. w tańcu orłów i wdziękiem panienek w tańcu z białymi kwiatami. Też egzotyczni goście z Indonezji wydali się bliżsi poprzez odczuwalne i na Bałkanach wpływy kultury islamu, ale już instrumentarium – jak dzwonkowy gamelon – mieli dla nas niezwykłe.

Najlepiej na MSF oglądać koncerty monograficzne podczas środkowych trzech dni festiwalu, gdy poszczególne zespoły mogą pokazać szerokie programy. Ale jeśli ktoś lubi festiwalową esencję, wybiera się na finał. Tradycyjnie prezentowany jest na nim efekt kilkudniowej pracy choreograf Kaniorowcow Moniki Pacek z wszystkimi zespołami i tym razem były to gorąco oklaskiwane na otwarciu finału tańce łowickie. Natomiast dyrektor arystyczny Spotkań Bożena Baranowska, reżyserująca galę zamknięcia wybrała z monografii prawdziwe perełki. Wypadło imponująco, zatem ze spokojem i tęsknotą możemy czekać na „dorosłe”, jubileuszowe 25. Spotkania.

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: