Folklor z piłką w tle

Następna sytuacja – przyznacie za chwilę, że niezwykła – której opis mógłby się ukazać jako kolejny odcinek blogowego cyklu Walka karnawału z postem. Tym razem lubelska, obserwowana wczorajszego, sobotniego wieczoru na Rynku Starego Miasta przez licznych, fakt, że nie zawsze zorientowanej w niej, świadków.

Nasze Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne im. Ignacego Wachowiaka, z racji terminu odbywania ich kolejnych edycji na początku lipca, wtedy, gdy w piłce nożnej rozgrywane są w parzyste lata mistrzostwa najwyższej rangi, już nie jeden raz przeplatały się z nimi (jeśli nie kolidowały) zaistniałymi sytacjami i emocjami. Najmocniej odczuli to prawdziwi kibice, akurat „skazani” na festiwalowe występy. Wszyscy zaangażowani w jego organizację, szczególnie zapamiętali historię jak zdarzyła się w 2004 roku podczas XIX MSF. Występował wówczas m.in. uwielbiany przez naszych widzów portugalski zespół Tuna Akademia Infantuna Cidade de Viseu, rodzaj męskiego, kilkunastoosobowego chóru trubadurów czy truwerów z gitarami i innymi instrumentami szarpanymi. W Portugalii odbywały się wówczas Mistrzostwa Europy w piłce kopanej i ich finał pomiędzy reprezentacją tego kraju i Grecją zbiegł się z zakończeniem Spotkań. Portugalczycy z partnerskiego miasta Lublina cieszyli się, że mecz, w którym ich piłkarze stanęli przed niepowtarzalną (jak wiemy, do dziś, bo na MŚ 2010 w RPA już ich nie ma) szansą na mistrzostwo, rozpoczynał się już po koncercie finałowym festiwalu, podczas pożegnalnego bankietu w Kawiarni Artystycznej Hades. Jak pamiętamy, mistrzostwo sensacyjnie zdobyli Grecy i trzeba było widzieć, co się wtedy działo w Hadesie! To było niezapomniane przeżycie. Portugalscy śpiewający studenci, chłopy często na schwał, płakali zbiorowo jak dzieci, myśmy im współczuli i pocieszali ich jak można, a oni w większości – co tu gadać – upili się z żalu w sztos.

Na jubileuszowych, XXV Międzynarodowych Spotkaniach Folklorystycznych, które właśnie radują nas swym przebogatym programem koncertowym z udziałem aż 14 zespołów z całego świata (nigdy w ćwierćwiecznej historii festiwalu nie występowało tyle!), zjawiły się się też paragwajska grupa Elenco Folklorico Municipal de San Lorenzo i zespół z hiszpańskiej Galicji Queixumes Dos Pinos. Na festiwalu kultywowana jest stosunkowo młoda tradycja, że oprócz koncertów tanecznych w muszli Ogrodu Saskiego, Nałęczowie i DSK, na Starym Mieście funkcjonuje estrada, gdzie odbywają się wieczorami już wyłącznie muzyczne koncerty kapel goszczących u nas zespołów. Ich program został zapięty już dawno przed Spotkaniami (wydrukowano go m.in. w efektownym folderze), zatem to nie złośliwość układających go ludzi, tylko losu i sytuacji zaistniałych po poprzednich meczach MŚ 2010 w Afryce Południowej sprawiły, że występ kapel z tych krajów odbył się wczoraj pod Trybunałem Koronnym o godz. 21 już podczas – rozpoczął się o 20.30 – trwania meczu ćwierćfinałowego Paragwaj- Hiszpania.

Trzeba mieć duszę kibica, żeby zrozumieć, jak czuli się na estradce artyści w czasie, gdy ich reprezentanci po raz pierwszy w historii futbolów tych krajów grają mecz w zasadzie już o medale Mundialu. Na dodatek, w ogródku jednej z knajpek tuż koło estrady (bodaj nazywa się Staromiejska, dawniej mówiło się o niej „u Żmudy”, bo przez lata prowadził ją – stąd tradycja sportowa tego miejsca – brat naszego świetnego obrońcy, uczestnika rekordowej liczby mistrzostw Władysława) włączony był duży telewizor z transmisją spotkania. Jakaż to dla nich była pociecha, ze prowadzący koncert Adam Maruszak, wiceszef organizujących festiwal Kaniorowców, informował zainteresowanych, że np. do przerwy jest remis 0:0? Muzycy i śpiewacy mieli dusze rozerwane. Szczęściem, po godzinie popis się skończył i o 22.00 zapanowała na Starówie obowiązkowa cisza, a mecz jeszcze trwał. Paragwajscy i hiszpańscy artyści ustawili się zgodnie za ogrodkiem i obserwowali jak spotkanie się skończy. Niestety – taki już jest sport! – cieszyć się mogli tylko ci pierwsi. Wspólnie jeszcze widzieli, jak w 83 minucie David Villa strzela jedyną bramkę, ale po po ćwierćfinałowym 1:0 i awansie do półfinału Mundialu, tylko Hiszpanie wznieśli okrzyk radości.

PS. Sprawdziłem. Z krajów, które pozostały w tej fazie Mistrzostw Świata na XXV MSF w Lublinie reprezentowana jest jeszcze (oprócz Hiszpanii) tylko Holandia. O ile pamiętam z koncertu inauguracyjnego, International Dansensamble Paloina z Amsterdamu nie przywiózł do nas kapeli (posiłkuje się nagraniami) i nie ma zmartwienia, że we wtorek podczas półfinału Holandia-Urugwaj będzie musiał grać na Starym Mieście. Spokojnie obejrzy mecz. Swoją drogą będę trzymał z Holendrami kciuki za ich piłkarzy, tym bardziej, że moja męska latorośl od kilku dni – dla mnie to kolejne ładny zbieg okoliczności – przebywa na praktyce w… Amsterdamie!

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: