Gombrowicz przybliżony

W ciągu pierwszych trzech dni IX Międzynarodowy Festiwal ”Konfrontacje Teatralne” zdołałem obejrzeć 10 gombrowiczowskich spektakli z 15 proponowanych w programie (ale też dwa lubelskie widziałem wcześniej). Po takiej porcji można już powiedzieć, że festiwal odniósł sukces, spełnił swe zadanie i lubelskiej publiczności twórczość Witolda Gombrowicza bardzo znacząco przybliżył, a i pozwolił ją lepiej zrozumieć. Pokazał też jakie wielkie pokłady interpretacyjne zawierają się w dziełach autora ”Ferdydurke”, czego symbolem niech pozostanie dialog pomników na Placu Litewskim – Witolda na kucyku z Józefem Piłsudskiim na Kasztance. Okazało się np., że jedno opowiadanie o Stefciu Czarnieckim można pięknie pokazać jako moralitet o konstrukcji sonaty, co uczynił stołeczny Teatr Dramatyczny w ”Pamiętniku”. Można też – jako zamykający się rondem kabaret z gorzkimi przyprawami, co – rozbawiając chwilami widzów do łez (ci pojawiający się tu w takim zestawie nasi klasycy: Mickiewicz, Słowacki, Norwid i… Świetlicki) – zrobili poznańscy Porywcze Ciał. Można z innego opowiadnia zrobić taką monodramową perełkę jaką pokazała w ”Dziewictwie” Alina Czyżewska i ronić łzy nad losem świetnej Barbary Krafftównej, którą wplatano w ”Rozważaniach nad dziewictwem” z Los Angeles w taką próbę uwspółcześnienia Gombrowicza, że zęby mogły rozboleć. Można wreszcie ”Iwonę księżniczkę Burgunda” zawrzeć, tak jak Francuzi z La Machine, w zabawnym teatrzyku pacynek bez większych pretensji lub zarżnąć ją do imentu w nieznośnie pretensjonalnym spektaklu niemiecko-polskiej grupy Otrajekt. Trzeciej z czterech ”Iwon” pokazywanych na Konfrontacjach (ostatnia w sobotę), Białorusinów z Teatru Narodowego im. J. Kupały prawie nikt z gości festiwalu nie ogladał, bo tylko częściowo się sprawdzający mit rozpoczynającego sie pół godziny później spektaklu Teatru Studio z Warszawy ”Gombrowicz.Opereta Muerte” ściągnął ich do hali Polmosu. A szkoda, bo podobno goście z Mińska przyłożyli się do tego premierowego w ich kraju podejścia do Gombrowicza bardzo solidnie i osiagnęli świetny efekt. Te nakładenie się przedstawień, to większy problem. Na pożegnalne przedstawienie ”Operetki” naszego Teatru Osterwy trzeba było organizować mlodzieżową widownię, chociaż była to jedyna realizacja tego dramatu na festiwalu. Ale jak mogło być inaczej, skoro w czasie trwania tego przedstwienia organizatorzy, którzy tak mogli liczyć na pomoc Osterwy, po przyjacielsku wyznaczyli godzinę inauguracji Konfrontacji a zaraz potem odbyła się premiera tak oczekiwanego ”Trans-Atlantyku”, produkcji teatrów Provisorium i Kompania Teatr. Dobrze chociaż, że spektakl stał się prwdziwym wydarzenuiem gombrowiczowskiej imprezy. Wizaja reżyserska Janusza Opryńskiego i Witolda Mazurkiewicza (także wybitna kreacja jako Gonzago) okazała się niebywale nośna, jakkolwiek nie wolna od elementów wymagających dopracowania. Bardzo dobry okazał się już pomysł zredukowania ilości postaci do tylu, żeby mogło je zagrać pięciu aktorów (w roli Witolda, czyli samego Gombrowicza b. dobry Jarosław Tomica). Obracający sie drąg ciągnący statek czy pojazd pełny historycznych bagaży Polaka, mógł w fantastycznej scenografii Jerzego Rudzkiego symbolizować zarowno karuzelę naszych losów jak i kierat naszego życia. Porażające zupełnie momenty spektaklu wynoszą je na wyżyny gombrowiczowskich relizacji teatralnych, tym bardziej, że tak wiele w nim dojmujacej aktualności. Z obejrzanych przeze mnie przedstawień tylko ”Ślub” z toruńskiego Teatru im. W. Horzycy w reż. Estończyka Elmo Nüganena z wielką krecją Litwina Vladasa Bagdonasa w roli Ignacego mógł sie równać z lubelskim, chociaż w przeciwieństwie do naszego działał klarownym spokojem zastosowanych środków teatralnych. ANDRZEJ MOLIK

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: