I śmieszne i smutne i głębokie i…

Na miesiąc przed oficjalną premierą w stołecznym Teatrze Studio, w najbliższy poniedziałek w Teatrze Osterwy odbędzie się lubelska premiera opartego na tekstach amatorów spektaklu Muzyka ze słowami, w którym występują Jan Peszek, Maria Peszek i zespół Voo Voo. Rozmawiamy z Piotrem Cieplakiem, jego reżyserem, wybitnym twórcą teatralnym, laureatem Paszportu 2001 tygodnika Polityka.

Andrzej Molik: * Czy może Pan zdradzić, co Pana skłoniło, żeby podjąć tak nietypowe wyzwanie?

Piotr Cieplak: – Wspólna przeszłość z Wojciechem Waglewskim, autorem muzyki do spektaklu Kubuś P. w Teatrze Studio. To było owocne spotkanie, znaliśmy się już dobrze i to on z Janem Peszkiem i z Marysią zaprosili mnie do tego przedsięwzięcia.

* Musiałem zadać to pytanie, chociaż Wojtek mówi o współpracy z Panem bardziej niż ciepło, więc jej kontynuowanie mnie nie dziwi, ale przecież Muzyka ze słowami to zupełnie niezwykła forma teatralna…

– Dla mnie zupełnie nowa. Ja się czuję w przypadku tego przedsięwzięcia nie tyle reżyserem, co konsultantem, doradcą, jakimś takim życzliwym komentatorem, który może nie przypatruje się, tylko z zewnątrz dodaje swoje trzy grosze. Ale cała reszta tej kasy, tych pieniędzy, tego bogactwa jest w muzyce Waglewskiego, w aktorstwie obojga Peszków, no i w tych niezwykłych tekstach.

* Waglewski nie chce mówić, nie chce nazywać kto jest ich autorami.

– Użył kiedyś publicznie bardzo ładnego wyrażenia, mówiąc o przyjaciołach z Krakowa i niech rzeczywiście tak zostanie. To są teksty śmieszne i straszne, śmiertelnie logiczne a zarazem wywracające naszą logikę na nice. Nie znamy nazwisk autorów, wybitnych literatów, wzięliśmy ich teksty takie jakie są, z całym ich bogactwem i to jest istotne i niech tak już będzie.

* Ale to od Pan zależał koncepcja scenariusza, jakaś klejność tekstów, struktura widowiska?

– Później już następowała rzeczywista, prawdziwa robota teatralna jeśli chodzi o pracę aktorów. Zawsze jest tak, przynajmniej w mojej pracy tak jest, że reżyser nie jest facetem, który przychodzi i mówi: – Ma być tak, tak i tak, tylko wszystko wynika z rozmów, z wielu „namówek”, czytania tych tekstów i niepostrzeżenie buduje się taka struktura. Oczywiście można powiedzieć, że reżyser podejmuje rozstrzygające decyzje, natomiast wynikają one w przeważającej mierze z sygestii, propozycji, wariantów, które przynoszą aktorzy. Tak, że to jest jednak wspólna praca, a na końcu musi być ktoś, kto – jeśli mamy do wyboru zielone i czerwone – mówi: – Dobra, zielone.

* Trudno nazwać formę tego spektaklu, bo to ani musical ani coś innego. Czy miał Pan jakieś doświadczenia teatralne z przedstawieniami, w których takie znaczenie ma muzyka?

– Czegoś takiego nie robiłem nigdy dotąd. Muzyka w moich przedstawieniach odgrywa ogromną rolę, w tym muzyka na żywo. Grają ją muzycy z wrocławskiej grupy Kormorany. Pracuję z nimi od ośmiu lat i w tym sensie prawdziwa gitara i perkusja na scenie nie są dla mnie nowością, ale taka forma, coś – nawet trudno to powiedzieć – między musicalem a wieczorem poetyckim a…, to rzeczywiście zupełnie coś innego.

* Jak zachęciłby Pan lubelską publiczność do przyjścia na poniedziałkową premierą Muzyki ze słowami?

– Ponieważ nie da się powiedzieć, co to jest, widzowie muszą sami przyjść i zobaczyć. Zapewniam, że jest to i śmieszne i smutne i głębokie i poważne i wszystkie możliwe przymiotniki dadzą się tu zastosować.

* Dziękuję za rozmowę

Kategorie:

Tagi: / / / /

Rok: