Ikonostas Katarzyny H.

Czy to zaproszenie do programu budzącego kontrowersje a i sensacje Festiwalu Transeuropa w Lublinie pokazywanej od piątku w Galerii Labirynt wystawy, którą autorka, Katarzyn Hołda, zatytułowała Madonny, sprawiło, że jej odbiór zyskał otoczkę o skrajnych wektorach?

Czy to ta otoczka zadecydowała, że karmiono nas sensacją? Ze – ponoć – wg słów pewnego mieszkańca Lublina, który – jeszcze raz: ponoć, żeby wzmożeć obywatelską czujność – napisał do prezydenta miasta, iż ekspozycja „jest przedłużeniem zbrodniczych działań wobec Błogosławionego Jana Pawła II” – i w ten sposób uczynił wystawę Hołdy sławną, zanim została otwarta.

Czy na odległym biegunie tej przaśnej pospolitości o charakterze umysłowej dewiacji muszą się znaleźć intelektualnie niebotyczne szczyty apolegetycznej analizy dzieł Hołdy spod pióra wystawy kuratorki (forma męska, „kurator”, absoltnie na tym festiwalu niedopuszczalna?.

Czy wobec skromnej w sumie, złożonej z – o ile dobrze policzyłem – z dziewięciu ikon wystawy trzeba wyciągać armaty odwołań kulturowo do aż tak nam dziś odległych tropów? Bogiń-matek, jak Izyda. Gaja i Rea, Afrodyta, Kybele, Artemida, Asztarte? Albo do chtonicznego (tak!) oblicza natury przywoływanej jakoby w tych obrazach Matki-Ziemi?

Czy, w takim razie, skoro artystka każdym pociągnięciem pędzla wpisuje swe malarstwo w tradycję pisania – właśnie! – ikon (wcale nie trzeba zaznaczać – jak jedna [Iza Kowalczyk, http://strasznasztuka.blox.pl] z komentujących – że wschodnich, bo zachodnie nie istnieją), uprawnione by było dużo bardziej mnie interesujące niż feministyczne zrywy pytanie?

Czy wolno mianowicie pytać o miejsce tych obrazów w najbardziej naturalnym ich miejscu – ikonostasie? W najwyższym, piątym – Rzędzie patriarchów, zakorzenienie ich nie wydaje się możliwe. Ale już piętro niżej, Rząd proroków i Ojców Kościoła flankuje posadowiona w centrum Matka Boska Modląca się. U Hołdy mogłaby to być Madonna z sercem gorejącym (przebitym sztyletem ikonograficznie nawiążującym do w sposób kanoniczny do krzyża, co w niwecz rozwala jakiekolwiek dywagacje na temat zawartej w pracy żeńskiej tematyki). Znaleźlibyśmy też bez trudu Madonnę w jakże ważnym rzędzie Grupy Deisis (trzeci, ale w rosyjskiej cerkwi wyawansowna na rząd drugi). I w drugim Rzędzie świątecznym, w którym wszak i Zwiastowanie, znaczone u Katarzyny H. uderzeniami w brzuch promieniami o fallicznej podobno symbolice. W tym obrębie mogłąby się też znaleźć tak ukochana przez malarzy (Leonardo!) Św. Anna Samotrzecia (u Hołdy z symbolem ofiary – winogronem). A wśród najważnieszych, obramowujących carskie wrota Ikon namiestnych jest znowu Zwiastowanie. I po lewej od wrót, w jednym z dwóch najważniejszych miejsc ikonostasu mamy Madonnę z Dzieciątkiem w przedstawieniu Hodigitria (rzadziej Eleusa). Gdy Hołda modyfikuje kanon tej stojącej Bogurodzicy (która w historii sztuki trzyma Chrystusa na lewym ramieniu, a prawą ręką wskazuje na jego postać), i kładzie lewicę Madonny pod głowę, jak w sennej pozycji, zwanej przez nasz naród „krkowiakiem”, nie trudno dostrzec, że to postać leżąca a nie stojąca. Problem do zadumy w tym, że leży w mandorli ukształtowanej z czaszek – tych z Golgoty, Góry Czaszaki.

Czy ktoś patrząc na taką mandorlę, nimb o kształcie migdała, musi odwoływać się jedynie do waginicznych skojarzeń, od których nota bene malasrstwo Katarzyny Hołdy nie jest wolne? Uwielbiam obraz jednego z mych najukochaniszych mistrzów, Andrei Mantegni, na którym Matka Boska jawi się „hadigitriowo” w migdałowo ułożonym wieńcu kwiatów. Ale też pamiętam, że jeden z najpiękniejszych przykładów sztuki starochrześcijańskiej (termin w opisach wystawy zdecydowanie nadużywany), mozaika z IV w. n.e.na sklepieniu maleńkiej świątyni Osios David na stoku akropolu Salonik przedstawiała proroka Habakuka. Znajdźcie kobitki drogie i feministkofile w jego wieszczeniach (m.in. o unicestwieniu Ziemi) jakiś żeński akcent!

Czy nikogo nie niepokoi zawartość treściowa obrazu Pieta, o lata świetlne oddalonej od najsłynniejszego przedstawienia tej dławionej cichym płaczem Madonny figury, marmurobiałej, jak jego florencki Dawid, rzeźby Michelangela? To, że Madonna przytula (?) do piersi „kielich krwi Jego” wprowadza nas na rozległe łąki interpretacji, nawet teologicznych (prezydencki donosiciel nigdy tego nie pojmie), dotykających teologii siostrzycy – metafizyki.

Czy memu przyjacielowi Rafałowi, zwanemu K., który uparł się – nie znam efektów jego pertraktacji – zakupić Pietę, wolno postrzegać bohaterkę przedstawienia jak Indiankę (tu zaiste – ukłon wobec komentatorek sztuki K.H- kłania ze swymi obrzowaniami Meksykanka Frida Kahla), a nawet starego Indianina. I tę swą imaginację wynosić do granic fanatycznego do tej ikony Hołdy uwielbienia?

Czy skądinąd urocze Panie muszą – i poczytują sobie to jako misję – zmuszać mnie do jedynej słusznej interpretacji oglądanych dzieł?

***

Pani Katarzyno, lubię Pani malarstwo, ale niezbyt koniecznie z kobiecych powodów, Chyba – kurcze! – jestem jednak zatwardziałym chłopem..Cielesne Madonny Katarzyny Hołdy

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: