Jak artystę upokorzyć

Kiedy się okazało, że Lubelska Federacja Bardów przygotowuje na Żakerię’99 specjalny program złożony z piosenek do tekstów Karola Wojtyły, dało się słyszeć głosy o koniunkturaliźmie dziewiątki sfederowanych artystów. Oni sami, kiedy już docierały do nich takie opinie, z zimną krwią stwierdzali, że Mozart też komponował na zamówienie. Jeśli nawet ktoś uważa, że to argument ze zbyt wysokiej półki, nikt nie powinien osądzać dzieła przed jego wykonaniem. Nikt też – a tym bardziej zamawiający takie dzieło – nie powinien postponować artystów mierzeniem ich wartości ilością biletów sprzedanych na ich koncert.

Niestety stało się inaczej, a że sprawa napawa smutkiem i może być przestrogą dla następnych, z pewnym wachaniem pozwalam sobie na jej upublicznienie. Otóż bardowie otrzymali jedynie część należnych im za występ pieniędzy, których suma była przedmiotem ustnej umowy z głównym animatorem festiwalu, tym samym, który złożył dwa miesiące wcześniej zapotrzebowanie (czy zgodził się) na program z papieską poezją w roli głównej. Grozą wiało już wcześniej, bo organizatorzy, zorientowawszy się, że bilety sprzedają się gorzej niż się spodziwali (zresztą nie dziwota, nie na wszystkich plakatach występ ten był anonsowany), gotowi byli koncert odwołąć nie bacząc na szaloną pracę bardów włożoną w jego przygotowanie. Wtedy, z tego co wiem, doszło do kompromisu, że jeśli nie zostanie sprzedanych przynajmniej sto biletów, wykonawcy zgodzą się na proporcjonalne zmniejszenie stawki pobieranej za wykonanie dzieła.

Sam byłem świadkiem, że sala Chatki Żaka wypełniła się na koncercie mniej więcej w trzech czwartych. Z tego, co ustalono, za biletami na widownię weszło ok.130 osób. A jednak bardowie nie otrzymali obiecanej pełnej sumy. Ze smutkiem słuchałem potem ich refleksji. – Czuję się upokorzony, wwręcz zdruzgotany – mówił Jan Kondrak. – Nie do wiary! – kręcił głową załamany Vidas Svagzdys. – Powiem rzecz straszną, w sumie nawet mnie to wszystko zbytnio nie zaskoczyło, bo zawsze w Chatce Żaka miałem jakieś problemy – dzielił się gorzkim wspomnieniem Marek Andrzejewski. – Najgorsze jest to, że nie sporządziłem umowy na piśmie, bo zawierzyłem osobie duchownej – sumitował się Igor Jaszczuk. – Nie, najgorsze jest, że po koncercie główny organizator zniknął a nam pozostało słuchać uwłaczających naszej godności szyderczych uwag sekretarki z biura ACK Chatka Żaka, która miała prawdziwą schadenfreude, że nam może przyłożyć – powiedzieli Piotr du Chateau i Jan Kondrak. – Straszna nauczka na przyszłość – podsumowali wszyscy.

Spytałem i ja na drugi dzień księdza, który jest siłą napędową Żakerii, co sie wydarzyło. Usłyszałem, że nie chce o tym mówić, iż artyści powinni rozumieć, że gdy bilety nie poszły, należy trochę spuścić z ceny, że umowa nie została spisana, i że w ogóle za inne swoje koncerty w Lublinie Lubelska Federacja Bardów nie żada tak wygórowanych cen.

Proszę księdza! To nie jest tak. Bardowie przygotowując się do tego występu wykonali tytaniczną pracę, której wspaniałe efekty można było zobaczyć na scenie. Wykonali, bo uwierzyli, że istnieje autentyczne zapotrzebowanie na tego typu program potwierdzone wstępną, niestety ustną umową. Ze swojej strony zrobili wszystko, żeby zaprezentować najwyższej jakości widowisko (tak, ocierało się ono chwilami o najlepszy musical!). Oni umowy dotrzymali, organizatorzy – najzwyczajniej – nie! I tylko tyle! I aż tyle! A docierające gdzieś z boku argumenty, że nie było to widowisko w pełni premierowe, bo zawierało i inne utwory niż te według tekstów Karola Wojtyły (dokładnie proporcje układały się w stosunku 5:11 na korzyść tych ostatnich), są również nie na miejscu, bo jest to federacja bardów, a więc ex definitione artystów, którzy nie tylko wykonują pieśni, ale także je tworzą. Kto widział program federatów poświęcony pamięci Kazimierza Grześkowiaka wie, że nie był złożony wyłącznie z piosenek zmarłego w styczniu artysty. Oni zawsze dopełniają swe programy utworami własnymi wypływającymi z ducha twórczości osoby, której koncert jest dedykowany a także z ogólniejszej, dotykanej idei, w tym przypadku – z ducha wartości religijnych, wartości chrześcijańskich. W tym co się stało, co spotkało bardów, tych ostatnich najwyraźniej zabrakło.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: