Kalejdoskopowy Kopciuszek

PO PREMIERZE W TEATRZE ANDERSENA

Nikt nie powie, że rock-operowy „Kopciuszek” Doroty Stępień z muzyką Michała Mikiego Kowalczyka pokazany wczoraj premierowo w Teatrze im. H. Ch. Andersena w nie jest efektowny. Wręcz przeciwnie. Jest aż do bólu.

Sceny mienią się jak w kalajdoskopie. Reżyser Jerzy Jan Połoński nadał widowisku ogromne tempo a choreograf Jarosław Staniek dołożył do tego ręki, wyciskając z aktorów ostatnie poty we wręcz niekiedy zwariowanych układach – powiedzmy – okołotanecznych. Elżbieta Terlikowska ubrała wykonawców w tak odlotowe kostiumy, że rewia z Moulin Rouge by się ich nie powstydziła, a zapatrzeni w nie widzowie w Andersenie nie zauważąją nawet, że przez całą pierwszą część przedstawienia pozbawione jest ono dekoracji. Muzyka jest równie kalejdoskopowa jak całość – klasyka ściga się z rapem, rock gonie regae, polka (sic!) konkuruje z recytatywami. Chciałoby się jeszcze rzec, że piosenki nie schodzą aktorom z ust, gdyby nie to, że brzmią one z playbacku. Wymagającemu odbiorcy długo trudno się z tym pogodzić i duma czy to nie kolejny ukłon realizatorów w stronę telewizji. Bo w poetyce jej rewii, festiwali i konkursów, na czele z „Idolem”, wykreowano całego lubelskiego „Kopciuszka”, a playbeck w telewizji to nagminny zabieg zmniejszający ryzyko wpadek.

Z czasem jednak orientujemy się, że zespół aktorski teatru z Dominikańskiej, chociaż znany ze świetnego śpiewu i nie raz udawadniający, że jest pod tym względem mistrzowski, chyba najlepszy w Lublinie, tym razem postawiony został przed karkołomnym zadaniem. W przedstawieniu niemal nie ma kwestii wypowiadanych, wszystko się wyśpiewuje i to w ruchu, jak się rzekło ogromnym. W takiej konwencji aktorzy nie mówią do siebie, nie wymieniają kwestii, co jest budulcem prawdziwych kreacji, tylko grają na wprost, do widowni. Nie dość, że to skończenie trudne, to w skutkach prowadzące do tego, że nie da się wyróżniać tu jakieś role. Pozostaje ocena głosów nagranych w studio i jak zwykle niezawodne są Roma Drozdówna oraz – mimo wynikajacego z treści bajki skazania na przegraną w konkursie – złe siostry Ilona Zgiet i Violetta Tomica oraz Kopciuszek – Mirella Rogoza-Biel, któraj melodyjna „idolowa” piosenka należy do tych – niestety niewielu – które można nucić po wyjściu z teatru. Wśród panów wyróżnić należy świetny chór Myszy – Jacka Draguna, Piotra Gajosa i Bartosza Siwka a przede wszystkiem Konrada Biela jako Księcia, bardzo przy tym wiarygodnego i delikatnie jedynie zaznaczającego podobieństwo z pierwowzorem tej postaci, którym jak wiadomo jest Michał Wiśniewski. Zresztą głosowo – playbackowo, że powtorzę – cały zespół wypada doskonale, w czym być może także zasługa jakiegoś mistrza masteringu ze Studia Hendrix, gdzie dokonano nagrań.

Chociaż w pierwszej części młodzi widzowie radośnie reagują jedynie na śpiewną, wysoce niewyszukaną prezentację grubszej z sióstr: „Pierwsza córka Kazimiera, wszystkie pączki w kuchni zżera”, trzeba przyznać, że pod względem widowiskowym „Kopciuszek” z Andersena jest realizacją mistrzowską. Druga część z balem-konkursem jest już kalejdoskopem tak rozkręconym i tak barwnym, że dziciaki szaleją ze szczęścia. Muzycznie przy tym wspina się na wysoki musicalowy poziom i gdy brzmi finałowe „Musisz wierzyć, musisz marzyć, bo marzenia to życzenia do spełnienia” da się nawet na chwilę zapomnieć, że to jedyna nauka płynaca z tej bajki.

Albowiem – i to już refleksja po pierwszym oszołomieniu tą, co tu gadać, telewizyjną papką – pani Stępień nie jest ani Andersenem, którego imię teatr nosi, ani braćmi Grimm, Milne_ Brzechwą czy Kulmową a już broń boże Kołakowskim, bo oni nie wznieśliby się na takie poziomy subtelności, żeby np. w usta króla przed balem wkładać kwestię „Taki jestem tym przejęty, że mnie swędzą obie pięty”. I to jest oczywiste, z tym się można pogodzić. Gorzej, że ta guma do żucia dla oczów i uszów wyzuta została z podstawoweo atrybutu każdej dobraj bajki – dozy tajemnicy, treści działających na wyobraźnię młodego odbiorcy, otwierajacych ją i budujacych sferę wartości. Stąd pytanie zasadnicze po premierze „Kopciuszka”: czy teatr musi schlebiać gustom telewizji, która nam dzieci ogłupia? Poza tym, wszystko w porządku. Kalejdoskop się kręci.

Andrzej Molik  Fot. MM  

    

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: