Konfrontacji żal

Konfrontacje Teatralne się skończyły. Konfrontacji żal. Przede wszystkim dlatego, że po czterech dniach spektakli, spotkań, dyskusji i innych wydarzeń poczujemy pustkę i brak tej intensywności niezwykłych niekiedy przeżyć, pogoni za ich kolejną dawką. Ale także dlatego, że jubileuszowa edycja nie wpłynęła zdecydowanie na zmianę zestawu odbiorców. Najkrócej i najtrafniej ujął to jeden z redaktorów zaczytywanej gazetki festiwalowej Ściana (świetny pomysł teatrologów z UMCS pod wodzą dr Iriny Lappo). Napisał: „Absolutna klapa to publiczność. Pojawiają się ludzie, którzy w temacie siedzą od lat, a teoretyczni adresaci Konfrontacji – młodzież w D.U.P.ie”. Wyjaśnijmy, że brzydkie pozornie słowo to skrót od Dobrze Ukrytej Przestrzeni Artystycznej, gdzie Rafał KoZa Koziński wykreował festiwalową klubo-przychodnię. KoZie trochę pomyliły się proporcje, bo klub zdominowali odbiorcy innych odmian sztuki z kręgu jego okołopunkowych zainteresowań, a goście festiwalowi przy ostrej muzyce czy przymusowym cieniutkim monodramie nie czuli się tam dobrze. Natomiast młodzież klubowa jeśli była zainteresowana teatrem, to alternatywnym, a takiego w wizji trzech „starszych panów” komisarzy, Opryńskiego, Mądzika i Staniewkiego wciąż jak na lekarstwo. Jedyna w zasadzie taka propozycja Teatru Realistycznego ze Skierniewic okazała się kompletnie przereklamowana. My, starzy wyjadacze takie efekciarskie miszmasze jak ich „Tra-ta-ta” przećwiczyliśmy ćwierć wieku temu.

Żeby nie wydawać wyłącznie własnych arbitralnych sądów o merytorycznej zawartości festiwalu, poprosiłem o jego krótkie podsumowanie Grzegorza Janikowskiego, krytyka Pamiętnika Teatralnego i wykładowcy Akademii Teatralnej, który obok (podkreślam – obok!) Jacka Zembrzuskiego prowdził nocne rozmowy podsumowujące kolejne dni imprezy. Nota bene, to kolejny obok gazetki nowy świetny pomysł organizatorów, którzy dowodzą, że w marazm jednak nie popadają. Szkoda, że drugi z moderatorów częściej mówił o sobie niż o spektaklach, co w finałowym dniu skończyło się katastrofą. Janikowski powiedział: – X Konfrontacje Teatralne zadedykowane twórczości Tadeusza Różewicza spełniają ważną funkcję promocyjną. Dużym walorem było nakłonienie teatrów białoruskich do realizacji polskiej literatury. Przecudowny wieczór „Czytanie Różewicza” na długo zapadnie mi w pamięć. Dobór wierszy, jak i ich odczytanie udowodniły wielkość, dotkliwość i olbrzymią współczesność twórczości autora „Kartoteki”. Wśród najróżniejszych spektakli festiwalu mogę wyróżnić „Do piachu” Provisorium i Kompani Teatr, „Odchodzi” Leszka Mądzika, oba wg Różewicza, a także b. gorzką, przejmującą „Pieśń nad Pieśniami” Nekrošiusa z Teatru Meno Fortas.

Podpisując się pod tą oceną dodam, że po stronie aktywów jubileuszowych Konfrontacji stawiam intensywny „Obłęd Ajaxa” Greków z Attisa, fantastyczne tanecznie „Trzy siostry” z Tarahumary, które jednak powinny nazywać się „Trzy japońskie siostry”, bo nadużyto Czecha, poruszającą współczesnym odczytaniem „…córkę Fizdejki” z Wałbrzycha, Charmasa w wersji Tanto z Austrii, żywioł Norwegów ze Stelli Polaris w porwywającej paradzie ulicznej i dojmującęgo, zupełnie niezwykłego śląskiego „Cholonka” Koreza z Katowic. W pasywach umieszczam wbrewa zachwytom niektórych, zjadające własny ogon, epigońsko wtórne Derevo w „Ketzalu”. Inne zmilczę, bo za rok będzie, musi być lepiej!

Konfrontacji żal

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: