Kongresowy żart

PEREGRYNACJE

Andrzej Molik

To, że Bogusław Kaczyński szukał przez godzinę nowej – jak to szumnie się ją nazywa – sali kongresowej Akademii Rolniczej przy ul. Akademickiej, nie może stanowić argumentu przeciwko niej samej. Nawet jeśli wsciekły a złotousty gwiazdor nie mógł się w sobotę 14 września na koncercie „Kiepura in memoriam” z nerwów przez godzinę pozbierać i długo pozostawał najmniej interesującym z podmiotów uczestniczących w tym pięknym wydarzeniu. Nie zna się na topografii – to jego wina. Ale i ci, którzy tam trafili bez większego trudu nie mogą tym nowym centrum być do końca usatysfakcjonowani.

Z salą AR jest trochę tak jak z naszą gospodarką. Nawet jak się zadmiemy na wielkie przedsięwzięcie, to gdzieś pogubimy szczegóły stanowiące o sukcesie całości. Sam we wnętrzach kongresowych miałem szczęście być po raz pierwszy i mogę rzec, że przede wszystkim potwierdził się mit dobrej akustyki. Cieszy też niepomiernie, że mamy wreszcie salę o pojemności pomiędzy filharmonią a halą MOSiR, przyjmującą mniej więcej dwa razy więcej publiczności niż Teatr Muzyczny. Dodajmy wygodne fotele (filharmoniczne, gdzie trzeba siedzieć w kucki, są dla mnie największym koszmarem w okolicy) i na tym walory się wyczerpują.

Już na dzień dobry zaczynają się schody dla osób przyjeżdżających na koncert (obrady) samochodem i to schody bardziej strome niż w przypadku Teatru w Budowie miszczącego FL i TM. Parking przy Akademickiej to jakiś ponury żart, tym bardziej, że ma wjazd, a nie ma przelotowego wyjazdu. Osoby palące papierosy przed salą (a jakże, w środku nie ma miejsc dla palaczy – to taka dziś moda) z rozbawieniem obserwowały przed koncertem kierowców próbujących wymanewrować auto z takiej pułapki. Później cała jenokierunkowa Akademicka obstwaiona była pojazdami parkującymi na zakazie.

Jeszcze weselej było w środku. Nikt nie wiedział, gdzie jest szatnia (wskazówki dotyczyły tylko WC) i jak z holu wchodzi się do sali (sposób: za tłumem). Kiedy w przerwie część dam postanowił skorzystać z toalety, okazało się, że ta ma taką pojemność, iż ustawiła się taka kolejka, jak na parkingu przy autostradzie gdy podjedzie wycieczkowy autobus. Kiedy rozległy się dzwonki po przerwie, ogonek miał jeszcze kilkanaście metrów i wcale się nie zdziwiłem stojąc przy pisuarze męskiego WC, że wpadły tam zdesperowane panie.

Do tego wszystkiego dodała mi smaczek pani reżyser Natasza Ziółkowska – Kurczuk, która opowiedziała, że reżyserkę wyposażono w dźwiękochłonną szybę (załoga musi mieć komfort) i żeby coś odsłuchać z nagrań, trzeba je puszczać na całą salę. Niniejszym zatem twórcom i gospodarzom obiektu gratuluję i dziękuję. To drugie za to, że oprócz koncertu miałem dodatkową rozrywkę i ubawiłem się po pachy.

Kategorie: /

Tagi: