Królewstwo Edyty Geppert

Andrzej Molik: Dziś, 28 kwietnia odbywa się premiera Pani nowej płyty „Moje królewstwo”. W zapowiedziach albumu i promujacych go koncertu pisano, że składa się z Pani starych przebojów w nowych aranżacjach Krzysztofa Herdzina. Skoro sięga Pani po dawny repertuar, to może wyznaje zasadę zawartą w piosence Maryli Rodowicz, że „dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”? To znaczy, nie ma już takich twórców, którzy pisaliby takie piosenki, jakie śpiewała Pani kiedyś.

Edyta Geppert: Nie do końca zgodziłabym się, że to są przeboje stare, bo jest tu mnóstwo rzeczy nowych. Jeszcze kilku takich twórców zostało i mam szczęście, że oni dla mnie piszą. Generalnie jest bardzo trudno o dobry tekst i dobrą piosenkę, ale ja nie narzekam, jeszcze jakoś sobie radzę.

* Czyli tacy twórcy jak Wojciech Młynarski nadal coś pisują?

I Marek Dagnan, który jest takim moim – powiedziałbym – nadwornym autorem. Bardzo dużo piosenek dla mnie napisał i pisze dalej. Kto jeszcze? No, jest jeszcze przecież Magda Czapińska. Oczywiście strasznie żal, że nie ma już Agnieszki Osieckiej i paru innych osób, ale nie jest tak źle. Jest trudno, ale nie jest źle.

* Na Pani koncercie przekonałem się, że to nie jest wcale stary repertuar. Co prawda byłem na Pani recitalu pięć lat temu, bo bodaj wtedy występowała Pani po raz ostatni w Lublinie, ale teraz czułem się niekiedy kompletnie zaskoczony. W życiu nie widziałem, żeby Pani na estradzie niemal stepowała czy radośnie podskakiwała po jakiejś piosence.

Noooo, tak! (śmiech). Wie pan, kiedy zaczynałam występy, moja propozycja była bardzo różnorodna, z tym że pokazywana była wyłącznie na recitalach i spotkaniach z publicznością. A tak zwane media przedstawiałyły mój bardzo jednostronny wizerunek i tak się on utrwalił wśród ludzi. Natomiat ci, którzy przychodzili na moje koncerty wiedzieli, że nie tylko jestem liryczna i refleksyjna, ale i… , może nie roztańczona, ale dająca jakieś sygnały, że i to nie jest mi obce.

* Pani mąż, Piotr Loretz, powiedział w czasie koncertu, że jest Pani dziś w bardzo pogodnym nastroju. Rozstrzygnijmy. To za sprawą wiosny, publiczności czy innych okoliczności?

Jego zapowiedź jest akurat dosyć prowokacyjna, bo powiedział to po kilku utworach, a początek spektaklu nie świadczy, żeby było to bardzo pogodne. Generalnie wiele się zmieniło w moim repertuarze, odczuwaniu świata i przekazywaniu świata. Minęło jednak 20 lat od mojego debiutu i gdy zaczynałam były zupełnie inne czasy. Wtedy było to naturalne – dla mnie przynajmniej – że mój repertuar był dosyć poważny, godny czasów, w których żyłam. Starałam się śpiewać takie piosenki, które by nie raniły ani moich, ani uczuć innych ludzi. A teraz jest jakby… lżej i rzeczywiście jestem chyba pogodniejsza, pogodniej patrzę na świat i ludzi.

* Ale wykonując dużo swojej klasyki, potrafi Pani także zaśpiewać mambo italiano w wersji dla męża, zaśpiewać blusa… No, chapeau bas!

Bardzo dziękuję!

* Jestem pełen uznania. Potrafi Pani zaśpiewać także boogie czy bardzo musicalowo. Czyli wachlarz propozycji bardzo się rozszerzył?

Czy ja wiem czy się rozszerzył? Na swoim dyplomowym recitalu w szkole miałam baaardzo szeroki repertuar – piosenki kabaretowe, musicalowe – bo tego wymagał egzamin. Tego nas uczyli, żebyśmy potrafi wykonywać różne gatunki muzyki, a je nie miałam dotychczas okazji przedstawić tego w takiej formie, w jakiej bym chciała. Myślę, że cudowną sprawą dla mnie jest teraz to, że gra ze mną Krzysztof Herdzin, który mnie bardzo, bardzo muzycznie inspiruje.

* I to on wpłynął na zmianę Pani emploi?

Nie, nie! Wcześniej z Henrykiem Alberem i Tomaszem Bajerskim śpiewalam również kabaretowe i musicalowe piosenki. Po prostu dawno mnie pan nie widział. Natomiast z Krzysiem czuję się bezpiecznie. Jest to muzyk genialny, wspaniały.

* To wręcz widać, że pomiędzy wami na estradzie coś iskrzy.

Baaardzo! Iskrzy bardzo. To wielka przyjaźń. Jest cudownie. Zresztą powiem panu szczerze, to jest chyba moje największe szczęście, że mam szczęście do ludzi. Jeśli się z kimś wiążę zawodowa, to zawsze jest to wielka przyjaźń i wspólne odczuwanie. I w ogóle sobie nie wyobrażam, żeby mogło być inaczej. Krzysztof daje mi takie same poczucie bezpieczeństwa na scenie jak Piotr. Nooo, mam szczęście do ludzi.

* Odkryłem po latach, że niektóre Pani dawne pieśni, jak np. „Jaka róża, taki cierń” miały charakter wypowiedzi może nie politycznej, ale quasipolitycznej o tamtej rzeczywistości połowy lat 80. Tak było?

Oczywiście, że tak. Śpiewałam o rzeczywistości. Nie można by było oderwać się od tego. Ale myślę – i to świadczy o uniwersalności tej piosenki, o tym, iż to jest dobry tekst – że ona broni się i w tej rzeczywistości.

* Zmierzam do tego, że – to kolejne zaskoczenie – potrafi być Pani w nowych piosenkach publicystyczna, oceniająca tę obecną rzeczywistość. Śpiewać – powiedzmy – z ironią „Chwalcie potęgę pieniądza!”

Staram się uświadamiać ludziom pewne rzeczy. Mam tę możliwość, więc to robię. Myślę, że to takie posłanie.

* Dużo ma Pani teraz piosenek jak ta czy inna – bo też uważama ją za publicystykę – o zstąpieniu Mojżesza, Chrystusa, Buddy i Mahometa na ziemię?

Tak. Ten recital z Krzysztofem ma taki charakter, chociaż nie wszystkie piosenki zostały zaśpiewane. Mam też zupełnie oddzielny program z Kroke – w którym Krzysztof też gra – program z zupełnie innymi piosenkami.

* To bardzo interesujący związek. Kroke często gości w Lublinie, a członkowie zespołu nie kryją ogromnej sympatii do naszego miasta. Jakie piosenki śpiewa Pani z nimi?

To są na ogół moje piosenki, których dotychczas nie śpiewałam, bo nie miałam wykonawców, którzy by czuli ten klimat. To nie jest muzyka stricte żydowska, ale na pewno czerpiąca z korzeni żydowskich, bałkańskich.

* Pani ma korzenie węgierskie?

Tak i zapewno dlatego to czuję i dlatego również bardzo zaprzyjaźniliśmy się.

* Jak doszło do współóptracy z Kroke?

Był to pomysł naszego przyjaciela z Krakowa, który ich wcześniej znał, bo przecież oni już jakiś czas działają, tylko nie wiedziałam o tym. Kiedyś przy jakimś spotkaniu towarzyskim puścił nam ich płytę i powiedział: – Musicie ich poznać i musicie razem zaqśpiewać. Posłuchałam i zwariowałam. Zaczęłm jeździć po całej Polsce jak nastolatka na koncerty, a to Sopot, a to Warszawa, a to Kraków. Rzucałam się im na szyję, a oni zdruzgotani patrzyli, coż to za kobieta z taką wylewnością, miłością ich traktuje. Ja rzeczywiście byłam nimi zachwycona. Trwało może rok, może półtora takiego słuchania i zabiegania i wreszcie po którymś z koncertów zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że też byliby bardzo chętni i skłonni do współpracy.

* Czy Pani z kolei byłaby chętna przyjechać z nimi do Lublina? Tu bez wątpienia mielibyście świetny odbiór.

Nie jest to proste, bo poza wzystkim, to nie jest zwykły koncert. Ważnym elementem jest tak zwana wirtualna scenografia, którą zrobił Bartek Kulas. To bardzo piękny spektakl. Nie tylko muzycy, nie tylko ja, ale i ta dekoracja. Nie wszędzie możemy się z tym pokazać i jest to nieco droższy koncert, bo jest nas dużo na scenie.

* Jest nadzieja, że wasza płyta wyjdzie jesienią!

Płyta będzie na pewno, bo jest już nagrana. Ma tytuł taki jak koncert – „Śpiewam życie”. Jest bardzo piękna. Chyba nigdy do tej pory nie mówiłam o swoich produkcjach, że są piękne, a ta jest naprawdę piękna. Dzięki nim, właśnie. Kroke tak pięknie grają, że mozna oszaleć. Jestem bardzo szczęśliwa, że ich spotkałam na swojej drodze. Dało mi to bardzo dużo.

* Po takiej zachęcie nie można nie czekać na płytę i przestać wierzyć, że jednak zagościcie z Kroke i w Lublinie. A póki co, trzeba biec do sklepu po aktualną – „Moje królewstwo”, podpisaną: Edyta Geppert & Krzysztof Herdzin. Dziękuję za rozmowę.

Kategorie:

Tagi: /

Rok: