Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Mróz odpuścił, śnieg niemal stopniał i prawdziwą radość przeżywają Nasi Drodzy Drogowcy, zresztą w przeciwieństwie do dzieci na feriach, które z rozpaczą patrzą na gołe tory saneczkowe i stoki narciarskie jeszcze do niedawna (gdy młodzi wciąż tkwili przy ławkach szkolnych) pięknie zaśnieżone. Dzieciaki (i rodzice) mają swoje zmartweinia a tymczasem Nasi Drodzy D. chwycili nieco czasu na zalizanie zimowych ran powstałych od razów spadających na ich paradne głowy i wątłe ciała. I my im dziś nie będziemy dokuczać, chociaż mówiąc szczerze wolelibysmy już nie spotykać niebezpiecznych jęzorów lodowych na jezdniach a takie wciąż występują (niczym grzyby po deszczu w innej porze roku) w niektórych okolicach, w tym szczególnie w osiedlach, gdzie administracje już od dawna tematyką zimowych porządków odłożyły ad acta. Z lodem jednak jest tak, że nie ma siły, żeby nie stopniał przy temperaturze + 6 st. Celsjusza i te stare prawo fizyki znają zarówno Nasi D.D. jak i osiedlowi administratorzy, więc jak co roku mogą spokojnie poczekać na samorozwiązanie problemu. Póki co, my omal nie wybiliśmy sobie resztki zębów wsiadając do samochodu zaparkownego na chodniku, bo na jezdni, tuż przy krawężniku czyhała na nas zasadzka w postaci wyślizganej górki lodu. Jutro – zdaje się – już jej nie będzie, bo stopnieje a nasza – za przeproszeniem – jama ustna zostanie zaoszczędzona i zębostan nie ulegnie gwałtownemu uszczupleniu. Chwała nadchodzącej wiośnie!

* Odpuszcając sobie dziś dalsze pstryczki tradycyjnie kierowane w stronę N. Drogich D., możemy zająć się inną tematyką, ostatnio – dzięki zawiejom i zawiruchom – co nieco zaniedbywaną. Na przykład sferą bankowości, która zawsze potrafi człowieka zaskoczyć. Ostatnio nasz osobisty bank PKO BP, już bez żadnego mizdrzenia się i krygowania (co czynił do niedawna) a nawet bez żenady poinformował nas w krótkich wojskowych słowach o swym nowym posunięciu. Zawiadomił, że „od dnia 1 lutego 2000 r. wprowadza miesięczną opłatę za prowadzenie rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego oraz rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego umiejscowionego”. Dalej PKO komunikuje, że opłata w wysokości 2 zł będzie pobrana automatycznie z rachunku po zkończeniu każdego miesiąca i pociesza, że opłaty nie dotyczą Superkonta Student i Graffiti Konto Młodych, tak jakby bankowcy proponowali nam znowu wybrać się na studia albo przynajmnie zażyć eliksiru młodości i założyć sobie konto o ambitnej nazwie Grffiti. Zabrakło w tym wszystkim jednego – słowa komentarza, dlaczego – drobną to drobną, ale zawszeć jakąś sumą – ukarani zostaliśmy za to, że od lat pozostajemy wierni temu bankowi i prowadzimy w nim tzw. ROR. Jeszcze nie tak dawno PKO podlizywała się do klientów i namawiała do zakładania tego typu rachunków kusząc różnymi ulgami i kartami Visa. Dziś, na świstku wielkości jednej trzeciej kartki z zeszytu komunikuje łaskawie o swym arbitralnym posunięciu, kolejnym w szeregu manewrów uszczuplających nasze odsetki. Kolejnym, bo nie tak znowu dawno (pół roku temu) zaczął bank kasować nas za każdy przysłany wyciąg z rachunku (70 gr, co przy około stu wyciągach nadesłanych nam w 1999 roku daje niebagtelną sumę 70 zł) a wcześniej wprowadził opłatę (1 zł) za każdy telefon (na hasło) w sprawie zmian dyspozycji przy regulowaniu przezeń naszych opłat za czynsz, telefon, elektryczność itd, itp. (czynsz potrafi się zmieniać nawet co miesiąc, więc i telefonów z dyspozycjami przybywa). Jednak te poprzednie manewry przynajmniej były opatrzone eleganckimi listami podpisywnymi przez samego dyrektora oddziału PKO BP, w których próbowano nam tłumaczyć, dlaczego bank decyduje się na takie posunięcie. Obecnie nie znajdziemy nic z tych rzeczy, ot, świstek papieru i suchy komunikat. A nam się zawsze wydawało, że banki funkcjonują dzięki zgromadzonym przez nas oszczędnościom i że wszelkie prace operacyjne opłacają sobie z naszych odsetek ustawionych na odpowiedniej wysokości. Okazało się, że znowu wykazaliśmy się bezgraniczną naiwnością. Pazerność nigdy nie będzie miała granic i to – kurcze pieczone! – powinniśmy wiedzieć po dziesięciu latach ponownego funkcjonowania kapitalizmu w naszym kraju.

* Słuszność ma prezydent Andrzej Pruszkowski, mówiąc na standing party wydanym w wąskim korytarzu HADESU po premierze (kolejnej, bo wzbogaconej w stosunku do roku przeszłego) pięknego widowiska „Gwiazda nadziei”, że Lublinowi brakuje wydarzeń artystycznych wyraźnie kojarzonych z nazwą naszego miasta i że muzyczny spektakl autorstwa Mieczysława Mazurka i Jerzego Szpyry może taką rolę spełniać wtedy, gdy widowisko ruszy w kraj i prezentowane będzie poza naszymi opłotkami. O nowej „Gwieździe” pisze szerzej recenzentka muzyczna Kuriera i tu powiemy jedynie, iż należymy do osób wyrażających się o przedsięwzięciu z dużym uznaniem. Chociaż w widowisku udanie występują zjednoczone siły artystyczne krakowsko – warszawsko – lubelskie, nie sposób będzie nie dostrzec widzowi z Wrocławia czy z Gdańska, że dominujący jest element ostatni – lubelski właśnie – i że teksty songów (kolęd, pastorałek) wyraźnie nawiązują do pejzażu Lublina, od Bramy Grodzkiej i Podwala poczynając, na koguciku z Bramy Trynitarskiej kończąc. Chociaż część słuchaczy z Polski ma jakieś mgliste pojęcie, że z Lublina pochodzi Budka Suflera, BAJM, że tu działał przez lata Kazimierz Grześkowiak, w twórczości tych znakomitości rzadko pojawiały się elementy lubelskie lub nie było ich nigdy. „Gwiada nadziei” może stać się takim rozpoznawnym wszedzie lubelskim specjałem promującym nasz gród. Podobnie zresztą – już chociażby z racji nazwy – powinno się stać z działalnością Lubelskiej Federacji Bardów i to jej papieski koncert w najbliższą niedzielę (także w filharmonii) polecamy teraz gorącej uwadze pana prezydenta miasta Lublina. Firma zobowiązuje. I to obie strony. A gdy ukaże się płyta z programem naszych konfederatów (i gdy jesienią wyruszy w trasę po kraju „Gwiazda nadziei”), imię Lublina będzie jeszcze bardziej znane i słusznie kojarzone z dobrą muzyką i piosenką.

* Takie wróżby powinien finalizować odpowiedni napis z muru (bez pochwalanie), ale pomimo dużych zapasów internetowych nie znaleźliśmy takowego. Dlatego pozwolimy sobie na małą przeróbkę hasła, które jest na tyle abstrakcyjne, ze aż bezpieczne w wydźwięku: LUBLIN ŻĄDA DOSTĘPU DO MORZA!

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: