Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Miło patrzeć jak robota aż furkocze w rękach Naszych Drogich Drogowców. Spięli się wiosennie, czy co? Kiedy nie tak dawną zimą patrzyliśmy na ich bezgraniczną bezradność, można było zwątpić w możliwość odrodzenia totalnie nadwątlonych sruktur. Podobnie było ze sprzętem. Przypomnijmy, że jęliśmy podejrzewać, iż Nasi D.D. upłynnili część parku maszynowego przy pomocy prostej, acz wymuszonej koniecznościami metody złomowania. Teraz się okazało, że na ulice wyjechały, wprawdzie mocno nadgryzione zębem czasu, ale zupełnie realne (i działające!) zamiatarki typu Broadway i kilka innych równie niewyszukanych sprzętów. Wiosną zdecydowanie łatwiej o cuda. Nic w końcu dziwnego – wszystko budzi się z zimowego snu, to i Wielki Dysponent odrabia to, co przespał.

* Tymczasem N.D.Drog. przystąpili do swej ulubionej w porze budzenia się przyrody do życia czynności szatkowania jezdni w szachownice. Pamiętamy, jak któregoś roku pewien gość z zagranicy złapał nas kurczowo za ramię i zażądał wyjaśnień, co też oni strasznego czynią. Wiliśmy się niczym piskorz, żeby wytłumaczyć, iż nie robią żadnej krzywdy naszym drogom wolnego i szybkiego ruchu, tudzież międzyosiedlowym autrostradom (po angielsku – motorwayom, co brzmi jakby bardziej swojsko). – Wręcz przeciwnie – sączyliśmy wiedzę w oporny mózg przybysza z innego świata i chyba innej epoki – ci dzielni ludzie czynią nam dobro, bo jazda po prostokątach nowego asfaltu jest jazdą po maśle wobec slalomu pomiędzy studzienkami, z których każda po zimie stanowi odrębną pułapkę. Gość nie pojął tego nigdy do końca i jeszcze bezczelnie się pytał, czy nie można było od początku dobrze tych jezdni wykonać. Naiwniak!

* O tej porze roku przypomina nam się też polemika toczona przez nas kilka lat temu z jakąś prominentną osobą z oddziałów Naszych D. Drogowców. Twierdziła ona, że lubelskie ulice są wykonane dobrze, bo zgodnie z normą polską. Poniważ nasz adwersarz nie potrafił pojąć, że normę, jeśli jest głupia, należy zmienić, dyskusję szlag trafił i była umarła. Teraz czytamy wypowiedź innej prominentnej osoby, tyle, że z okolic Ratusza, iż, żeby stworzyć jezdnie nie ulegające destrukcyjnej działalności naszej aury, trzeba by, tak jak w Skandynawii, stosować granitową podściółkę sięgającą kilku metrów, no, ale nas na to nie stać. Nasza mama mawia, że jak nie kijem go, to pałką. A na te zastępy szachistów – pardon – Naszych D.D., to nas stać?

* Sprawozdał nam redakcyjny rysownik, jakie wrażenie zrobiło na nim same serce Lublina. Powiedział, że takiego brudu jak obok Europy, w centrum Europy jeszcze nie widział i nie jest w stanie narysować. Więc my piszemy…

* Brudy pojawiają się wszędzie. Na ten przykład u kolegów radiowców, którzy nagminnie dworują sobie z prasy źdźbło w cudzym oku dostrzegając a sami… Nie tak dawno w Teatrze Kameralnym odbyła się premiera klasycznej komedii Moliera, której akurat tu przydano tytuł „Tartufe czyli Obłudnik”. W dniu premiery, kilkakrotnie, przez wiele godzin, w najpoważniejszym, wydawało by się, radiu lubelskim, spiker czytał imię tytułowego Świętoszka po literze, czyli tak, jak się je pisze. Nikt w całej rozgłośni nie zareagował, że zniekształca się brzmienie nazwiska postaci należącej do kanonu światowej literatury czy światowego teatru, tak znanej, że zadomowionej i w anegdocie i, wręcz, w potocznym języku. I co się dziwić, że młody redaktor z młodej krakowskiej rozgłośni tamtejszą ulicę marszałka Focha nazwał „fochą” a inny – klasztor O.O.Dominikanów, klasztorem „zero, zero” Dominikanów?

* I my sobie, po tym wszystkim, powiemy tak, jak to wyraził twórca napisu na murze (aczkolwiek nie pochwalając): JA NIE CHCĘ DO NIEBA, MAM LĘK WYSOKOŚCI.

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: