Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Wielkanocne słoneczko tak nas roztkliwiło, że zaczęliśmy mysleć o Naszych Drogich Drogowcach nie jak zwykle, tzn. z nutką złośliwości, ale wręcz przeciwnie, w kategoriach życzeniowych. Przy tym, słowo ostatnie ma podwójne znaczenie, bo mamy i życzenia, których jak najszybszą realizację chcielibyśmy od Naszych Drogich D. wyegzekwować, i zwyczajnie życzymy im, żeby się to udało. Świąteczne spacery niejednego lublinianina musiały zaprowadzić w okolice słynnych naszych inwestycji drogowych i zapewne wiele osób, podobnie jak my, westchnęło sobie wówczas: – Ach, żeby to już zakończono! W miejsce słowa „to” w powyższym życzeniu, każdy oczywiście mógł sobie wpisać odpowiednie roboty, na których uwieńczeniu nam tak zależy, że pozostajemy obojętni na wieści z Ratusza, iż w kasie miejskiej brakuje środków na szybką finalizację akurat tej zupełnie rozgrzebanej inwestycji. Ale, czyż w święta, które nie takie cuda przywołują, nie można sobie pomarzyć i pożyczyć?

* Co do nas, to ze szczególną nadzieją patrzymy na dwa punkty w mieście. Na słynny wiadukt Poniatowskiego i na przedłużenie Okopowej w stronę Rusałki. W pierwszym przypadku, rzecz jasna, bardziej niż o zjazdy na Trasę W-Z od strony Czechowa, chodzi o przejazd z wiaduktu do ul.Popiełuszki a w przyszłości do Al.Racławickich. Przecież udrożnienie naszego Poniatowszczaka (bez Wisły pod filarami), niezwykle odciąży nieszczęsne skrzyżowanie al.Solidarności (czyli trasy) i Kompozytorów Polskich i bez wątpienia przyczyni się do tego, że w tych okolicach będzie dochodzić do mniejszej ilości wypadków niż dotychczas. Natomiast nowa ulic równoległa do ciasnej ul.Górnej, spowoduje, że wreszcie będzie miał jakikolwiek sens zakaz skrętu w lewo z Narutowicza w Piłsudskiego obok hotelu Victoria. Samochody jadące z centrum do wschodnich dzielnic, Bronowic, Kośminka, Dziesiątej czy – dalej – os.Kruczkowskiego, będą korzystać ze skrótu przez Rusałkę a nie bdą musiały pchać się w Narutowicza, by po heroicznych wysiłkach skręcić u krańca ulicy w lewo, w Ochotniczą, i przez Szczerbowskiego wracać na Piłsudskiego. Rzecz w tym, że nie wystarczy wybudować nową jezdnię na przedłużeniu Okopowej, trzeba także zainwestować w drugi koniec tego przelotu-skrótu. Dziś przejazd przez ul.Rusałka i skręt w Zamojską jest zajęciem równie fascynującym, jak wydostanie się w lewo z Narutowicza w Ochotniczą.

* A tak przy okazji. Jakie są plany miasta wobec tego zadziwiającego zabytku uchronionego przez konserwatorów na rogu Górnej i Narutowicza i sterczącego jak wyrzut w centrum robót drogowych? Czy, idąc śladem jednej z popularnych swego czasu szkół konserwatorskich, spreparowana zostanie z ceglanej chałupki, bodajże z przełomu XIX i XX wieku, tak zwana trwała ruina? Byłby to, jeśli sie nie mylimy, pierwszy taki przypadek w Lublinie, bo przecież z Fary na starym Mieście zostały tylko fundamenty, i one, jak gdyby się nie liczą, a zachowane fragmenty starych murów miejskich mają się zupełnie dobrze i ruinami też trudno je nazywać. Dziś, w każdym razie, nic nie wskazuje na to, że służby konserwatorskie mają jakikolwiek pomysł wobec wątpliwj urody zabytku przy Górnej. Chyba, że ruina ma spełniać rolę bufora pomiędzy starą a nową ulicą, czyli przyjmować na siebie zbyt rozpędzone samochody skręcające na Rusałkę.

* Z opóźnieniem usprawiedliwionym rytmem ukazywania się Przyśpieszonego, powrocimy jeszcze do tego upiornego polskiego obyczaju wielkanocnego, jakim jest lany poniedziałek. Tak się złożyło, ze ruszyliśmy tego dnia poza Lublin i to pozwoliło nam zaobserwować nowe, jeszcze groźniejsze elementy dyngusowej tradycji. W Firleju spotkaliśmy na przykład polewaczy zmotoryzowanych. Jadą samochodem i szukają frajerów, którzy ośmielili się ruszyć do kościoła czy do znajomych rowerem. Ile to śmiechu dochodzi z takiej polewaczki, kiedy uda się komuś zamienić garnitur na kostium płetwonurka! Ile to zabawy, gdy strumieniem wody da się delikwenta zrzucić z pedałowego jednośladu! Takie to piękne i takie polskie! Ale jeszcze groźniejszą zabawę wynalazł sobie młodzież z Ciecierzyna. Urządziła sobie polowanie z wiadrami na samochody. Nadjeżdża taki, śmie naruszać spokój podlubelskiego sioła, no to, niech ma nauczkę, chlust mu wiadrem wody na szybę! Nie znamy komunikatów policyjnych z tych okolic, ale nie zdziwilibyśmy się gdyby w Ciecierzynie w śmigus-dyngus doszło do kilku tragedii, bo przecież kierowca zaskoczony wodnym atakiem na przednią szybę ma prawo stracić panowanie nad kierownicą. Jeśli zaś mimo wszystko nie zdarzyło się tam nic strasznego, to poczekajmy do następnego lańca w Wielkanoc 2000. Już tam dzielni młodzi ciecierzynianie wymyślą coś nowego! Boki będzie można zrywać ze śmiechu.

* Na świąteczny czas odłożyliśmy sobie delektowanie się wędzonym łososiem otrzymanym ongiś w prezencie. Smaczny był, że palce lizać, ale najbardziej wzruszyliśmy się czytając na opakowaniu, z czego produkt się składa. Otóż, jak wynikało z etykietki, w ingrediencjach łososia znalazły się: łosoś norweski, sól i… dym!. W związku z powyższym, wyrażamy nadzieję, że wkrótce w skład innych produktów będą wchodziły równie eteryczne związki. Na przykład w skład metki tatarskiej – duch Tatarów stepowych, a w skład chleba – wręcz Duch Święty.

* Na okoliczność tego, że za tydzień z kawałkiem stan panieński opuści nasza przesympatyczna koleżanka z pracy, napis z muru (bez chwalenia) kończący dzisiejszy Przyśpieszony, jej to szczególnie dedykujemy: PO ODEJŚCIU OD OŁTARZA, REKLAMACJI NIE UWZGLĘDNIAMY!

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: