Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* We wtorek po godz. 23.00 zauważyliśmy przedstawicieli pomarańczowych zastępów Naszych Drogich Drogowców korzystających ze sklepu nocnego koło Bramy Krakowskiej. Obok (na zakazie) stał opuszczony na chwilę przez załogę specjalistyczny samochód przeznaczony do malowania poziomych znaków na jezdniach. Nie wiemy wprawdzie, co załoga kupowała w sklepie, bo nie mamy w sobie zakodowanych instynktów śledczych, jednakoż sam widok fachowców i ich zdobnego w żółte koguty rumaka dały nam asupt do przypuszczeń (ale jesteśmy, kurcze, inteligentni!), że gdzieś w mieście trwa nocna akcja malowania zebr i linii. Zaiste, rychło się okazało, że Nasi Drodzy D. zabrali się m.in. za rondo za Zamkiem i tam, porą straszną, bo wtedy, gdy większość narodu przewraca się w łóżku na drugi bok (w latach weczesnego socjalizmu takie czyny opiewano w pieśniach masowych pod klasycznym hasłem „ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś”), robili swoje, czyli malowali. Taki widok wzrusza nas zawsze niepomiernie i sami powinniśmy stworzyć jakiś hymn pochwalny, tyle, że nie potrafimy znaleźć rymu do Nasi D.D. (DDT, z tych samych lat pięćdziesiątych, nie wchodzi niestety w rachubę). Niemniej jakaś pochwała N. Drogim D. się należy, toteż pieścimy ich i całujemy za tą nocną desperację. Bravo! Bravissimo!

* A skoro już jesteśmy przy obcych słowach, to musimy z niekłamaną satysfakcją odnotować powrót łaciny (tej prawdziwej a nie tej lejącej z ust meneli, ale i niestety młodzieży) do codziennego języka. Powrót jej następuje przez kuchenne schody, bo poprzez reklamy. Oto do picia jakiejś kawy namawiani jesteśmy słowmi samego Horacego, bo koleś z reklamówki już na początku zakrzykuje: Carpe diem! Więc i my korzystamy z chwili i żeby się przyczynić do odrodzenia języka łacińskiego, już od dawna uznanego za martwy, proponujemy kilka sloganów z jego udziałem. Wyobrażamy sobie na przykład, że do korzystania z usług mało kochanego banku można by nakłaniać hasłem: homo homini lupus (w oryginale u Plauta: Lupus est homo homini). Big Mac z panoszących się amerykańskich jadłodalni mógłby mieć pseudo Primus inter pares (dla jasności: pierwszy pośród równie nic nie wartych). Wodę mineralną w upały winno się przyjmować entuzjastycznie: Salve Regina! a piwo w tych samych okolicznościach nazywać Ultima ratio. Błąka się nam też po głowie pomysł, by prezerwatywy nosiły nazwę Deo gratias, jednak nie wiemy czy nie jest on bliski koncepcji, według której slogan reklamowy luksusowych produktów włoskiego koncernu samochodowego brzmi: Fiat lux!

* Co tam zresztą nasze pomysły! Życie to dopiero przynosi niespodzianki w dziedzinie radosnej twórczości ludu pracującego. Opowiadał nam znajomy, że w pewnej przychodni zdrowia w naszym województwie (nazwy miejscowości za Boga nie chciał zdradzić, bo był tam służbowo i sprawa by się rypła, że to on donosi) o tym, jaki napis wysmażył personel tamtejszego gabinetu zabiegowego. Na drzwiach wisiała kartka o treści następującej: „W soboty po południu, niedziele i święta wykonujemy tylko antybiotyki i iniekcje ratujące życie”. I pomyśleć, że gdzieś na prowincji, w skromnym gabinecie skromniutkiej przychodni potrafią produkować antybiotyki jak w jakiejś wielkiej fabryce farmaceutycznej. To się nadaje do nagrody państwowej, jednak wiemy, że będzie z tego tyle, co z głodówek pielęgniarek. Nikt nie ma głowy do takich fanaberii.

* Natomiast oglądając w nocy transmisje z piłkarskiego turnieju Copa America, nie bez zdziwienia dowiedzieliśmy się o radykalnych zmianach geograficznych jakie zaszły w ostatnim czasie. Okazało się oto, że do kontynentu amerykańskiego należy obecnie i Japonia. Wprawdzie wczoraj red. Szpakowski wyjaśniał, że to nie żaden kataklizm przysunął nagle wyspy japońskie do obu Ameryk, tylko organizatorzy turnieju, mając takie prawo, zaprosili kopaczy z Kraju Kwitnącej Wiśni do Paragwaju, ale my się nie damy nabrać na takie plewy. Przyczyna nowej przynależności kontynentalnej Japończyków nazywa się: forsa. Za pieniądze, jak wiadomo, można załatwić wszystko i dlatego już od dawna w dziedzinie sportu do Europy należy Izrael. Widzimy tylko takie wytłumaczenie fenomenu geograficznego, bo nie jest przecież nim sentyment do miejsca narodzin Żydów przesiedlajacych się ze Starego Kontynentu do Jerozolimy, Tel Avivu i innych izraelskich miast czy kibuców. Prosimy zauważyć, że sportowcy Syrii, dużo bliższej geograficznie, graniczącej z należącą do naszego kontynentu Turcją, jakoś w rozgrywkach europejskich nie uczesniczą. Pecunia non olet, że posłużymy się jeszcze raz łąciną. Federacjom sportowym Europy także mamona nie śmierdzi.

* Dzisiejszy napis z muru (bez chwalenia) zawdzięczamy osobie, kóra już niestety Lublin na zawsze opuściła, ale chociaż w ten sposób jej za dostawę dziękujemy. Napis pochodzi z osiedla Nałkowskich, jest trochę leciwy i nieco okrutny: UMRZYJ MŁODO, ZOSTAW ATRAKCYJNE ZWŁOKI.

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: