Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* No i doczekaliśmy się prawdziwego ruchu na tzw. Wiadukcie Poniatowskiego! Maciej, nasz znajomy, który otwarcie trasy przyjął entuzjastycznie, bo mu zdecydowanie skraca i ułatwia drogę do pracy, opowiadał nam po dwóch dniach korzystania z tego udogodnienia, że nie sprawdziło się jedno jego przewidywanie, o którym zresztą pisaliśmy w Przyśpieszonym. To nie ulica Poniatowskiego – jak wieszczył uprzednio – ale ul. Sowińskiego zatkała się po otwarciu przelotu północ – południe. Do tej pory samochody jadące tą ulicą od miasteczka akademickiego, kiedy chciały się przebić w stronę Czechowa, skręcały w prawo w Al.Racławickie a następnie w ul.Długosza. Zielona strzałka ułatwiała ten pierwszy manewr i korki na skrzyżowaniu widać było rzadko. Teraz jednak nikt nie chce pchać się przez Długosza, Króla Leszczyńskiego i Czechowską (koszmarne, zawsze zatkane skrzyżowanie z Lubomelską) i wszyscy kierują się prosto, w Poniatowskiego. Efekt oczywisty: mamy nowy newralgiczny punkt w mieście z gwaranowanymi korkami nie tylko w godzinach szczytu i kto jak kto, ale mieszkańcy okolicznych domów (na przykład zamieszkujący nad Karczmą Słupską, primo voto Pod Fafikiem), mogą autorów komunikacyjnej modyfikacji z wdzięczności całować po rękach, bo huk i smród dostarczany im jest w dawkach zwielokrotnionych. Jedyny ratunek w tunelu, który ma być wykopany pod Al.Racławickimi. To jednak pieśń przyszłości (no, może dwóch, trzech lat) a na dodatek momoment rozpoczęcia wykopów, dla kierowców stanie się jednocześnie powrotem do sytuacji sprzed otwarcia trasy i wiaduktu Poniatowskiego a nawet będzie wówczas jeszcze gorzej!

* Przy okazji otwarcia nowej magistrali drogowej, w prasie zaczął się pojawiać termin Trasa Północ – Południe. Że po skończeniu wszystkich przewidzianych inwestycji, a więc wspomnianego tunelu pod Racławickimi a następnie po wybudowaniu wiaduktu przerzucajacego ruch z Sowińskiego (czy odwrotnie, z Filaretów) nad ulicą Głęboką, będziemy mieli wreszcie taką trasę. Otóż nam się wydawało, że już mamy w Lublinie Trasę N-S (podobnie jak Trasę W-Z przez Tysiąclecia i Solidarności) a przynajmniej jej większą część. Tak przecież – zaraz po jej otwarciu – nieoficjalnie ochrzczono ulicę Gomułki dziś zwaną ul.Unii Lubelskiej. Wszak spełnia ona rolę łącznika pomiędzy północą miasta (wylot w stronę Lubartowa) a jego południem (via Krochmalna nad zalew czy przez Czuby w stronę Kraśnika) i południowym wschodem (przez Kunickiego i Abramowicką w kierunku Biłgoraja). Nastąpiło zatem pomieszanie pojęć a w zasadzie ich powielenie, chyba, że pomysłodawcy nowej nazwy sądzą, że Trasa Północ – Południe to zupełnie coś innego niż Trasa N-S.

* Minęło już trochę czasu od naszego powrotu z wakacji a wciąż patrzymy z zachwytem na to, co również było obiektem naszej fascynacji jeszcze przed urlopem, w lipcu. Stworzyliśmy wówczas w Przyśpieszonym mały słowniczek terminów architektonicznych na podstawie podglądania odnawianych elewacji Lublinianki, bo to restaurowany gmach na rogu Krakowskiego i Kołątaja takie pozytywne emocje w nas wyzwala. Wciąż jeszcze nie świeci on pełnym blaskiem, wciąż rusztowania zasłaniają portyk przed głównym wejściem i narożnik z tzw. Ce-barem, dziś dla zmyłki zwanym BOŚ (- Boś zapomniał, że z gastronomii powstałeś!), ale już jest co oglądać! Nie znamy osoby, która mówiłaby o odradzającej się Lubliniance w spoasób inny niż w samych superlatywach. A my odkryliśmy na fasadzie jeszcze jeden element, ktory winien znaleźć się w naszym słowniczku. Stojąc twarzą do portyku i głównego frontonu, u góry po prawej stronie spostrzegamy podwójne okno (jest ono wyrazem fantazji architekta, bo drugiego takiego nie spotkamy w całym gmachu), które przedziela piękna kariatyda (albo kanefora) przywodząca na myśl posągi z Ganku Kor Erechteionu na ateńskim Acropolis. Różnica w tym, że tamte stoją swobodnie a nasza wyrasta z muru, bo pełni rolę zdobnej półkolumny czy pilastra. No i jeszcze w tym, że ateńskie kariatydy – Kory pochodzą z – bagatela – IV wieku p.n.e. i od lubelskiej są starsze o drobne 23 stulecia. Ale urok rozsiewają podobny. Z utęsknieniem czekamy na odsłoniecie całej elewacji Lublinianki, tak kiedyś sknoconej rodzajem stosowanego tynku, tego ukochanego w Peerelu „kożuszka” czy też „baranka”. Wówczas zalśni pełnią blasku, zaś sąsiednia karykatura zabytku, firmy – przepraszamy za słowo – McDonald’s, skurczy się ze wstydu. My natomiast, może wyszukamy jeszcze sobie na ścianach odnowionego hotelu coś równie pięknego jak nasza karitydka.

* Użyty powyżej termin Peerel, przypomniał nam nagle fantastyczną anegdotę (fantastyczną to nie znaczy, że nie prawdziwą, bo anegdoty to autentyki prosto z życia) opowiedzianą przez Joannę, żonę Jarka Koziary. Ilustruje ona doskonale scieranie się maentalności peerelowskiej z nowym myśleniem opartym na fałszywie pojętej adoracji religii. Otóż Asia pochodzi z Mielca i doniosła nam, jak to po historycznym przełomie w naszym kraju zmieniono tam nazwę jednego z osiedli. Osiedle, któro nosiło imię Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego, dziś nazywa się Ducha Świętego! Tego by nie wymyślili Pietrzak, Stanisławski, Tym, Drozda i jeszcze kilku innych kabareciarzy razem wziętych.

* A napis z muru (bez pochwał) mamy dziś taki, że poniekąd jest też ilustrcją a nawet diagnozą obecnego, powierzchownego podejścia do spraw religii czy – szerzej mówiąc – świętości: CZYTAŁEŚ BIBLIĘ? NIE, POCZEKAM JAK SFILMUJĄ!

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: