Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Na polu walki ze śniegiem i innymi skutkami tradycyjnie zaskakującego nadejścia zimy, nastąpiło chwilowe uspokojenie. Przez kilkanaście dni nad Naszymi Drogimi Drogowcami solidarnie (cóż to za ryzykowne dziś słowo) pastwiły się wszystkie środki masowego przekazu, ale, że my od lat nie lubimy uczestniczyć w czynach zbiorowych a nawet mamy do nich wstręt, przykucnęliśmy cichutko gdzieś z boku i przeczekaliśmy wstępną falę wylewania pomyj na nieszczęsne ofiary anomalii pogodowej, bo wszak Naszych Drogich D. także do nich (ofiar, chociaż anomalią też – owszem – są) należy zaliczyć. Nie powiemy, że nadal będziemy litościwie stali na aucie i wstrzemięźliwie podchodzili do podszczypywania Naszych D.D., unikać będziemy jednak przyłączania się do chóralnego larum, takiego jakie rozlegało się w dniach gdy Lublin był pierwszym bohaterem wszystkich dzienników telewizyjnych i radiowych, tudzież udzielnym władcą czołówek gazet wydawanych od Bałtyku po Tatry. Dlatego wiernych Czytelników, którzy oczekują na nasze potyczki z N.D.Drogowcami a nawet się ich domagają, prosimy o cierpliwość. Jeszcze sobie tej zimy wspólnie po nich pojeździmy. Okazji nie zabraknie, mamy to jak w banku!

* Już teraz się zastanawiamy, jakie to skutki przyniesie słynny przetarg na odsnieżanie i podział miasta na rejony obsługiwane przez pługi i solarko-piaskarki (lub vice versa, zależnie od proporcji wkładu mineralnego w te ustrojstwa) różnych przedsiębiorstw. Okolice, w których zamieszkujemy przypadły firmie specjalizującej się nie tylko w drogach, bo i w mostach. Stało się tak zapewne z tego powodu, że na naszej Kalinie są aż trzy mosty, w tym jeden stary, wyłącznie dla pieszych (to ten drugi na północ od Dworku Grafa) i jeden kolejowy na nieszczęsnym żelaznym szlaku prowadzącym do Lubartowa i dalej, po którym przed laty jeździł przynajmniej słynny transsyberyjski pociąg relacji Lublin – Gdynia via Olsztyn, przez wdzięcznych pasażerów zwany Włóczęgą Północy. Dziś tędy nie jeździ prawie nic, bo i co to za trasa, która ma tylko jeden tor? No, ale most nad Bystrzycą tam tkwi i najwidoczniej bacząc nań, Nasi D. Drogowcy – Mostowcy (tak będziemy odtąd zwać tę odnogę większej całości) mieli argument w rękawie, że pragną działać tu i tylko tu. N. Drodzy D-M. nie zanoszą się niestety na królów zimy czy nawet tylko książąt ośnieżania. Firmy w rodzaju MPO mają jednak większe doświadczenie a i sprzętu chyba więcej posiadają skoro przedsiębiorstwo te zmonopolizowało aż kilka regionów wykrojonych na zimę z naszego pięknego miasta. W każdym razie, na Kalinie i przyległych terenach w dniach szalonego ataku śnieżycy było bardzo, bardzo niewesoło. Jak na start poprzetargowy, wypadło więc blado. Jak będzie dalej? – Pożyjom, uwidim – jak mawiają wschodni bracia Słowianie.

* Z opieszałości mostowej mutacji N.D.Drogowców skrupulatnie skorzystała druga równie sprawna kompania – Nasza Najukochańsza Komunikacja Miejska. Pierwszego i drugiego dnia snieżnej nawałnicy autobusy linii 5 dojeżdżały jakoś do pętli na ul.Daszyńskiego, ale kiedy w kolejny dzień Najwyższemu Wytwórcy Śniegu zabrakło białego produktu w niebie, N. Najukochańsza K. Miejska postanowiła zrobić pasażerom psikusa i bez żadnego ostrzeżenia zaczęła „piątkami” dojeżdżać tylko do pętli przy Niepodległości, tam gdzie owszem jest też końcowy przystanek, ale autobusów linii wyższej o numer (mniej pojętnym nadbudowom administracyjnym N.N.Komunikacji M. wyjaśniamy dokładnie: nr 6). Ot, taki zimowy dowcip, żeby się nikomu nie nudziło. Dowcip w bardzo polskim stylu.

* Wczorajsza wiadomość sejmowa, że jednak będziemy mogli dokonywać zakupów w niedzielę, bardzo nas ucieszyła nie tylko z powodu tego, że zimny prysznic otrzymał zaślepiony, nadgorliwy odłam wojującego religianctwa, który tylko myśli, jaki tu jeszcze numer wykręcić ludzim myślącym inaczej niż jego przedstawiciele. Cieszymy się przede wszystkim z tego powodu, że należymy do osób krańcowo zapracowanych a samotnie prowadzących dom i sklep otwarty w dzień święty jest dla nas często prawdziwym dobrodziejstwem. Lubimy też przyjąć domową komunię niedzielną świeżutkim chlebem nabytym o poranku (i mało jest tu ważne czy przed mszą czy po) w osiedlowym markecie. Wreszcie, last but not least, pamiętamy, na co skazany jest od lat Niemiec a jeszcze do niedawna był Anglik. Tam do niedzielnego zamknięcie sklepów łapkę musieli przyłożyć restauratorzy, którzy w weekendy sprzedają piwo i inne produkty, ale kasują za nie – jak to w lokalach gastronomicznych – trzy, cztery razy więcej gotówki niż sklepikarze. Obłuda pomysłów antyhandlowych polega na tym, również w naszym kraju, że jakoś nikt nie śmie zamknąć w niedzielę i tych punktów dystrybucji dóbr konsumpcyjnych, jakby sprzedaż w knajpach i barach nie kłóciła się z literalnym, czynionym na klęczkach odczytaniem boskiego przykazania.

* Wciąż mamy manko w napisach na murach (bez pochwał), bo sztuka dowcipnego graffiti kompletnie zamiera. Na szaczęście posiadamy znajomych artystów, którzy a to wesprą nas anegdotą a to kawałem a to jakimś dziełkiem wyrażanym w mowie wiązanej. Takim też kończymy dziś. Dowcipna wierszowana refleksja pochodzi od Bartłomieja Brede z Piwnicy pod Baranami i godna jest tego wspomaganego wyszynkiem (w niedzielę też) kabaretu a brzmi następująco: Mam takie marzenie / żeby bar stał na scenie / Lecz jeśli bardziej to rozważę / wolałbym jednak scenę w barze.

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: