Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Na gwałt, bijąc się w piersi, musimy dokonać korekty w sformułowaniu użytym w tym miejscu przed dwoma tygodniami. Pozwoliliśmy sobie wówczas na stworzenie kolejnego niecnego neologizmu oreślającego jedną z miejskich służb, z którego obecnie pragniemy skreślić jedno słówko zasadniczo odmieniające jego sens. Z kompozycji: Nasi Nie Zawsze Do Końca Sprawni Remontowcy Wodni i Kanalizacyjni, usuwamy negację zawartą w słowie drugim. Po znaczącej modyfikacji, jak nie trudno dostrzec, powstanie z tego skrót MPWiK i on już powinien wszystkim klarownie wyjaśnić o jaką firmę od początku nam chodziło. Korekta okazała się konieczna. Z wodno-kanalizacyjnego przedsiębiorstwa napłynęło do Kuriera wyjaśnienie po tym, jak oskarżyliśmy je o pozostawienie niedokończonej roboty na ul. Daszyńskiego. Przyznajemy mu rację, że skoro działało tam na zlecenie spółdzielni Motor, która fachowców z MPWiK wezwała do awarii, to posprzątanie po robocie zaiste nie należy do przedsiębiorstwa a do spółdzielni. I tak, jak się okazuje, można oskarżyć Bogu ducha winnych ludzi, za co niniejszym przepraszamy kajając się okrutnie. Następnym razem nie będziemy wydawać wyroków zbyt pośpiesznych, chociaż taka – przyśpieszona – jest natura tej rubryki.

* Co zaś się tyczy wciąż nie wyrównanej i nie przykrytej asfaltem dziury, na której samochody skaczą jak na Małej Krokwi (to też sformułowanie sprzed dwóch tygodni), pragniemy donieść, że wyraźnie nie ma ona sczęścia w kwestii swej lokalizację. Gdyby awaria rury dostarczającej wodę do mieszkań osiedla nastąpiła 50 metrów na północny zachód od punktu, w którym rzeczywiście miała miejsce, dziursko posypane dziś prowizorycznie grysem świeciłoby pod samym oknem prezesa RSM Motor. Byłaby nadzieja, że pana prezesa wyglądającego przez okno widok niedoróbki zaboli i zawezwie opowiednie służby, które wreszcie porządek z dziurą zrobią. I w obecnym miejscu – zakładając, że nie mamy do czynienia z ewidentną krotkowzrocznością – dziurę z okien biura spółdzielni widać, ale że rozłożyła się na odnodze ulicy a nie na jej głównym szlaku, nie zasługuje na szczególną uwagę. To przecież tylko dojazd do dwóch parkingów i co najwyżej 60., no, może 80. samochodów… Dziura zatem egzystuje. Takie -kurcze – jej dziurawe szczęście!

* A wracając do skrzywdzonego przez nas MPWiK, to uważamy, że akurat jest to jedno z najlepiej funkcjonujących miejskich przedsiębiorstw i rozmach jego działania niekiedy potrafi zupełnie zadziwić. Wedrując późnym wtorkowym wieczorem (a raczej wczesną nocą) przez zasnute deszczem środmieście, natrafiliśmy na rogu Kościuszki i Peowiaków na urządzenie, ktore fachowcy może już w prasie opisywali, ale my zobaczyliśmy w działaniu poraz pierwszy w życiu. Ekipa firmy krzątała się przy ogromnym mercedesie actros. Na nadwoziu zainstalowane było owe urządzenie firmy Kroll, którego przeznaczenie wyjaśniał duży napis: WYSOKOCIŚNIENIOWE CZYSZCZENIE KANAŁÓW W ZAMKNIĘTYM OBIEGU WODY. Szef ekipy nie bez dumy pokazał nam głowicę, którą wprowadza się do kanału a ta wędrując nim, najpierw narusza różne naleciałości na rurach wodą podawaną pod ogromnym ciśnienim a następniu doprowadza do ich oderwania od ścinek kanałów. Brudy z wodą zasysane są następnie do wozu, w którym działa swego rodzaju wędrowna oczyszczalnia ścieków. Oczyszczona woda wraca do kanału – obieg, jak nazwa wskazuje, się zamyka. Genialne! Staliśmy zupełnie zauroczeni, tym bardziej, że roboty wykonywano w nocy, żeby wielki wóz w dzień nie doprowadził do zablokowania wąskich uliczek. Uprzejmy pan majster wyjaśnił nam jeszcze, że w danym momencie czyszczony był kanał aż do ul. Narutowicza i że tej nocy zaplanowano pucowanie zasklepionych kanałów aż do ul. Hempla i Kołątaja. Dowiedzieliśmy sie także, że ustrojstwo firmy Kroll pracuje w Lublinie od 6 stycznia b.r. i jest ósmą tego typu jeżdżącą oczyszczalnią w kraju a pierwszą po naszej stronie Wisły. Cóż rzec więcej? Brawo MPWiK!

* Niestety, nie potrafimy tyle samo sympatii wykrzesać w sobie dla Naszych Drogich Drogowców. Tym razem zadziwiły nas te ich odłamy, ktore odpowiadają za oznakowanie ulic. Podejrzewamy nawet, że chodzi o inżynieryjno-ruchową nadbudowę Naszych Drogich D., bo przecież nie pomarańczowe zastępy wykonawcze decydują o tym, jaki znak gdzie jest postawiony. To decydenci, poskrobawszy się po głowie, postanowili zrobić paskudny dowcip kierowcom korzystającym z pięknie zmodernizowanej stacji CPN przy ul. Spółdzielczości Pracy. Konkretnie zrobili dowcip kierowcom podjeżdżającym do niej od strony centrum miasta. Kiedy chcą już wjechać z ulicy pod stację, natykają się na znak zakazujący skręt w lewo. My rozumiemy, ze na przeładowanej Spółdzielczości P. każde auto próbujące skręcać tarasuje na jakiś czas ruch, ale też popatrzmy, co musi uczynić kierowca, który nadjeżdża od strony ul. Lubartowskiaj i zapragnie zatankować na tej stacji. Musi albo skręcić w prawo w ul. Magnoliwą, tam zawrócić i próbować się przebić przez pędzące samochody i skręcić w lewo z Magnoliowej na powrót w Spółdzielczości (manewr przy uprzejmości naszych kierowców niemal niewykonalny). Może też pojechać dalej, skręcić w lewo (a więc znowu tarasować ruch) i zawrócić na terenie giełdy Na Górce. Słowem, jeden wielki koszmar dokładnie zniechęcający do korzystania z tej stacji CPN. A swoją drogą, CPN powinna szczególnie podziękować decydenckim nadbudowom Naszych D.D. za to, że jednym małym, niewinnie wyglądającym znakim pozbawiła stację tak na oko połowy klientów.

* Napis z muru (nie chwaląc) mamy na koniec bardzo a propos powyższego: MAŁE JEST PIĘKNE, BO POLSKIE.

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: