Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Nareszcie wyjazd na weekend. Pierwszy od dwóch (!) lat. Nareszcie Roztocze. Powrót po 16 miesiącach, bo nie było tam nas od noworocznego wypadu u progu 1999 roku! Taki los, taka praca. A jak nie praca, to obowiązki naszych dzieci stopujące wypoczynkowe zakusy. Jedziemy. Po drodze możemy spotkać wszystko to, co treścią nasyca kolejne odsłony Przyśpieszonego – kultura sensu largo i kultura życia codziennego, obserwowane skutki kaprysów aury i działalność Naszych Drogich Drogowców, rekreacja mieszczuchów i mozół ludzi do ziemi przypisanych. Jedziemy…

* Jak zwykle w okolicach Czerniejowa, Jastkowa, Piotrkowa przy gospodarstwch stoją ciągniki z napisem: DO SPRZEDANIA. Kto się pozbywa na wsi traktorów, gdy pracy na polach w bród? Czy to bieda przednówka zmusza gospodarzy do desperackich decyzji, żeby zdobyć choć trochę grosza i mieć co włożyć do garnka? Wszystko niestety na to wskazuje.

* Pomiędzy Giełczwią i Wysokim pokazujemy dzieciakom miejsce, gdzie nieszczęśnicy, którym nie udało się na czas uciec przed nawałnicą, przemarzali w samochodach tkwiąc w gigantycznym korku 15 godzin. To było raptem trzy tygodnie temu (dziś cztery), gdy zima tak wściekle zaatakowała Lubelszczyznę. Teraz drzewa buchają świeżą jeszcze zielenią a patrząc na asfalt prostej acz pagórkowatej drogi, trudno się domyślić ludzkich dramatów w koszmarną noc z 6. na 7. kwietnia.

* Przed Biłgorajem skręcamy w stronę Nadrzecza do przyjaciół, aktorskiego małżeństwa prowadzącego słynną już z prężności Fundację Kresy 2000. Ostatnie chwile ciszy przed całym letnim sezonem imprez, których sława ściągnie tu za moment tłumy gości z całej Polski. Piękna pani domu, Alicja Jachiewicz, krząta się pomiędzy chałupką a letnią kuchnią w towrzystwie niebieskokiego kota, w którym można dostrzec rysy żbika i łagodnej, dostojnej suczki rasy wyżeł weimarski; częstuje kawą, ratuje cierpiącego wędrowca medykamentami z podręcznej apteczki. Pan na włościach, Stefan Szmidt, onże konsultant do spraw polowań przy nakręcaniu „Pana Tadeusza”, napawa się możliwością odpoczynku w szlafroku kąpielowym, bo właśnie pozbył się z grzbietu munduru, w którym w straszliwy upał tkwił przez wiele godzin na walnym zjeździe swego koła myśliwskiego w Biłgoraju. Już ze spokojem, bez emocji pyta o Teatr Osterwy, któremu miał szansę szefować od nowego sezonu, ale władze marszałkowskie zadecydowały inaczej i nawet słowa dziękuje nie wydukały za cały ogromny trud przygotowania przez kandydata na dyrektorski fotel programu działania lubelskiej placówki na konkurs eufemistycznie zwany przeglądem ofert. Znany aktor chętniej mówi o tym, że basen przy domu trzeba oczyścić po zimie, no, i rzecz jasna snuje plany pracy Domu Służebnego Polskiej Sztuce Słowa, Muzyki i Obrazu. Już pojutrze, w sobotę 6 maja start. W roli głównej wystąpi znakomity tenor Wiesław Ochman, który – owszem – zaśpiewa, ale przede wszystkim zaprezentuje swoje… malarstwo hiszpańskie. Jednak i innych atrakcji nie zabraknie, bo Małgorzata Matuszewska dopełniając malarską tematykę zatańczy flamenco z towarzyszeniem znanego gitarzysty Leszka Potasińskiego a Ewa Dałkowska i Zdzisław Wardejn wystąpią w spektaklu autorstwa Anny Strońskiej (też zagości w Nadrzeczu) p.t. „Zgubny nałóg miłości” przywiezionym aż poznańskiego Tatru na Piętrze. Atrakcja dodatkowa: w Loterii Dobroczynności można wygrać wczasy w… Nie, nie powiemy gdzie. Jedźcie pod Biłgoraj do miejsca zaczarowanego i przekonajcie się sami a przy okazji nałykajcie się sztuki przez duże S.

* Za Biłgorajem skręt na skróty w stronę Aleksandrowa, zahaczając tylko o obrzeża Smólska. Droga rozpaczliwa. Zapomnieliśmy o ostrzeżeniu kolegi, który tu niedawno zupełnie skancerował felgę na wyłomie w asfalcie. To kraina kompletnie zapomniana przez Naszych Drogich D. Dziury są tak ogromne, że wpadnięcie kołami w którąś z nich niechybnie skończyłoby się tragedią. Postanawiliśmy, że wracać będziemy przez środek Smólska prostą drogą do trasy Biłgoraj – Przemyśl i mieliśmy rację – było lepiej. Ale odcinaka prowadzącego w bok od szosy Aleksandrów – Józefów do Górecka Kościelnego nie da się ominąć w drodze powrotnej a i ona przypomina szwajcarski ser. Kolega, który nieopatrznie wjechał rowerem w takie dziursko, przeleciał przez kierownicę i potłukł się dotkliwie. Uroki wycieczek rowerowych po drogach (bo nie bezdrożach) Puszczy Solskiej, gdzie dodatkowo ogromna mnogość zwalonych po zimie drzew.

* I wreszcie leśniczówka. Archipelag Krzyśka, Murzynem nie wiedzieć czemu zwanego i jego konfratrów z pierwszej odsłony studenckiego klubu turystycznego Mimochodek a także ich przyjaciół, żon, kochanków, dzieci i dzieciaków sympatii oraz bliższych i dalszych krewnych i powinowatych a także tych, którzy trafią tu zgoła przypadkowo. Piękna roztoczańska głusza daleko od szosy i siedlisk ludzkich, pół gajówki wydzierżawione od nadleśnictwa ostatnio przykrytej nowym bordowym dachem (Murzyn z Myszą podzielili się kosztami), w drugiej połowie stara leśniczyna zgięta w pół wiekiem i leśnym losem, podwórzec, stodoła, obórka, wiatka pod którą sen jest fantazją, studnia, mnogość ozdóbek – trofeów, flagi na maszcie – polska i grecka (ta na pamiątkę zbiorowego wyjazdu na Peloponez do Kalogrii), za domem boisko, pole namiotowe, prowizoryczny parking i krąg na ognisko, które celebruje się co wieczór, bo to główna atrakcja, jako, że prądu brak a za łazienkę (oprócz damskiej za wiatką) służy zimny jak lodownia, płynący poniżej polany Szum a nad wszystkim gwiazdy takie, że tylko zęby rwać, nikt takiego nad Lublinem nie widział i nie zobaczy nigdy. Co tu gadać, było fantastycznie. W poniedziałkowy poranek ktoś policzył, że w jedynym pokoju leśniczówki, na strychu, w namiotach i pod wiatką spały 42 osoby a za chwilę przyjechali następni, z Zamościa, z Lublina, by dołączyć do tych, których meszki już niemożebnie pojadły (oj, boleśnie rozumiemy informację z wtorkowego Kuriera, że na Zamojszczyźnie udzielono z tego powodu pomocy ponad tysiącu osób), a którzy dojachali tak, jak Babina, aż z Mielca, jak Jędrek, aż z Krakowa, jak Ryba, aż z Łodzi… No, i dobrym turystycznym zwyczajem, odpoczywało te całe towrzystwo policjantów wysokich rangą, bankowców, prokuratorów, nauczycieli, biznesmenów, dziennikarzy i Bóg raczy wiedzieć kogo jeszcze w sposób aktywny pedałując rowerami do Józefowa lub do Zwierzyńca i troskając się zbiorowo o porządek w gospodarstwie według harmonogramu prac rozpisanego przez samego komendanta Krzysztofa M. Tam się chce wracać, tam wrócimy. Oby nie po niemal półtorarocznej przerwie jak ostatnio, oby jak najszybciej!

* A teraz powrót był powrotem do prozy życia. W Górecku Kościelnym padły obydwa sklepy i kupić sie nic nie dało a w Lublinie we wtorek o godz. 19 nie znaleźliśmy okruszka pieczywa w sklepach na Daszyńskiego, Niepodległości, Koryznowej, Lwowskiej. Dziwnym trafem mieli je kapitaliści ze Statoil. Widać Norwegowie lepiej potrafią przewidzieć skutki polskiego świętowania. A może też mają długie weekendy?

* Napis z muru (bez chwalb) mamy po tym wszystkim taki, jaki sami, o zgrozo, chcielibyśmy skreślić na owej leśniczówce w Puszczy Solskiej: TU BYŁEM. TUBYLEC.

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: