Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Powrócimy jeszcze raz do rozgrzebanego tydzień temu tematu ogródkow restauracyjnych i kawiarnianych, bo niektóre wątki, jak się okazuje, nie zostały jeszcze wyczerpane. Pisaliśmy w poprzednim Przyśpieszonym o dwulicowej postawy władz miejskich w sprawie piwa na deptaku, gdy to z jednej strony walczy się restrykcyjnymi przepisami ze swobodnym dostępem do tego złotego napoju a z drugiej, próbuje się na nim zbijać równie złoty interes, bo zabrania się ustawiania w ogródkach parasoli „czystych”, treściowo obojętnych, jako że pozbawionych reklam piwa. W efekcie, poprzez wymuszenie ustawiania w ogródkach firmowych sprzętów browarów, niejako nakazuje się propagowanie ich produktów. Zwracamy teraz uwagę na inny przejaw obłudy przy tworzeniu przepisów ogródkowych.

* Do handlu piwem dopuszczono właścicieli lokali, które dysponują zapleczem przy ogródku i z tym od biedy można się pogodzić, bo oznacza to łatwy dostęp do zlewozmywaków i zadośćuczynienie sanepidowskim przepisom o zachowaniu higieny, jakkolwiek w Kazimierzu rozwiązno to poprzez stosowanie przepływowych urządzeń przypominajacych fontanny, ale różniących się od nich tym, że szklanki cały czas myje i spłukuje świeża, oczyszczona woda. Jednak równocześnie z owym przepisem, miasto wprowadziło inny, zabroniajacy nalewania piwa z rollbarów. Ki diabeł? – możemy spytać. O co tu chodzi, skoro równocześnie wolno handlować pepsi colą czy coca colą nalewaną z niemal takich samych dystrybutorów? Czy ustanowienie jednostronnego zakazu, dotyczacego jedynie piwnych rollbarów a nie tyczących urzadzeń do podawania napojów orzeźwiajacych produkcji superbogatych koncernów amerykańskich, nie może czasem rzucić cienia podejrzenia na miejskich decydentów, że forując je, miały w tym swój interes? Czy ktoś w Ratuszu zdaje sobie sprawę, że miasto – a ludzie bywają zawistni -huczy od plotek o tym, iż w grę weszły wielkie pieniądze? Wreszcie, czy ktoś ma świadomość tego, że ustanowienie każdego głupiego przepisu dołującego jedną i wywyższającego inną grupę interesów, naraża jego twórców na możliwość oskarżenia o korupcję? Takie oskażenia były w Warszwie początkiem zawieruchy we władzach samorządowych, których efektem jest obecny kryzys rządowy. Czy nie stanowi to wystarczającego ostrzeżenia dla naszych władz?

* Pytania, pytania… Chyba nie trudno znaleźć na nie odpowiedź. Tak jak nie trudno – a całe lato jeszcze przed nami – pomysleć o zmianie rollbarowego przepisu, tym bardziej, że szklanka napoju z pianką niesiona z głębokiego zaplecza już po drodze się grzeje a klient buląc za piwo tak słono, jak na deptaku, ma prawo w upały otrzymać piwko serwowane w odpowiednio niskiej temperaturze.

* Dalszy ciąg deptakowego nieszczęścia ujawnia się z murami Starego Miasta. I tu jeszcze raz wrócimy do do haraczu płaconego przez restauratorów za reklamy w ogródkach. Kiedyś usiedliśmy w jednym z nich i ucięli sobie miłą pogawędkę z właścicielami (dokładnie: wynajemcami) gastronomicznego lokalu i przykrytej parasolami przestrzeni przed nim. Wyliczyli nam, że za reklamy w ogródku, płacąc 1,20 zł za metr kwadratowy zajmowanej przezeń powierzchni, muszą miesięcznie odprowadzić do miejskiej kasy 1500 zł. Przez pięć miesięcy funkcjonowania ogródka, na które pozwala nasza aura, uzbiera się więc okrągła sumka 7500 zł. – Za takie pieniądze – powiadają – mielibyśmy śliczny, zamówiony u fachowców ogrodek, różniący się estetyką od obowiązującego standardu, przyciągający klientów, bo cieszący ich oczy. Nic z tego. Musieli postawić to, co i inni i zapomnieć o tym, że gdzieś indziej w województwie, w kraju reklamowy haracz nie jest ściągany. Dodatkowo drżą z obawy, że w każdej chwili opłata za metr kwadratowyn zostanie podniesiona, bo platka wieloustna wieść taką niesie a wiadomo, że w każdej plotce jest ziarenko prawdy a bywa, że ziaren cały kwintal. Gdyby się sprawdziła, chyba zaczną, podobnie jak konkurecja, rozmyslać o zwinięciu ogrodkowego interesu. Na Starym Mieście pojawią się takie same łyse plamy jak na deptaku. Władze miasta wrzucając kamień do ogródka własnych interesów, łeb całej sprawie ukręcą – problem zniknie.

* Jednocześnie miasto w swych przepisach, jak twierdzą restauratorzy, przegapiło pewien szczegół, bo nie ustaliło ceny minimalnej na sprzedawane na świeżym powietrzu piwo. My osbiście nie jesteśmy zwolennikami tej teorii, bo uważamy, ze na tym polega konkurencja, i że my, konsumenci, mamy prawo po pewnych peregrynacjach wyszukać sobie ogródek, w którym za ulubiony napój zapłacimy mniej niż gdzie indziej. Ale przyznać trzeba, argumentacja w tej sprawie jest ciekawa a nie dosyć tego, logiczna. No, bo skoro walczy się z alkoholizmem i burdami na ulicach i pod sztandarami tej walki wprowadza restrykcyjne przepisy, powinno się dostrzec, że w ogródku z najtańszym na Rynku piwem najczęściej odbywają się awantury podpitych klientów, i że do niego najczęściej wzywane są policyjne radiowozy w celu okiełznania krewkich rozrabiaczy. Czy ten fakt nie daje do myślenia?

* Uff! Zmęczyliśmy się już tą piwną tematyką, bo przyznamy, że tak napradę interesuje nas w niej wyłącznie sama konsumpcja i najchętniej, w tym celu oddalilibyśmy się już w stronę jakiegoś ogródka. Poza tym, cierpią inne tematy, jak ten, który ktoregoś dnia stanowił kanwę porannego programu radiowej Trójki. Bo czyż nie na miarę geniuszu Naszych Drogich Drogowców, są ustalenia ich czeskich kolegów, którzy sprawę zbadali naukowo i stwierdzili, że najbezpieczniejsze są drogi wąskie! Toć to kopalnia tematów! A i podworować sobie można przy okazji do woli. Powrócimy do tego.

* Ale teraz jeszcze dwie paradne scenki ze Starego Miasta. W niedzielę rozkłada się tam handlarz „sztuką”. Cała nyska obwieszona jest landszaftami o zupełnie niezwykłym stężeniu kiczu. Trochę żartem zwracamy się do kroczącego przez plac patrolu policyjnego: – Panowie, zróbie coś, przecież te koszmarne dzieła obrażają naszą wrażliwośc estetyczną. A jeden z dwójki policjantów odpala: – Nie nasze wykroczenie!

* Druga scenka ma miejsce pod Ratuszem we wtorek. Z okazji targów włoskich ustawiono tam stoisko reklamowe i hostessy puszczają głośno muzykę. W samo południe z balkoniku na Bramie Krakowskiej tębacz krzyczy do nich: – Przyciszcie trochę! Poskutowało. Kiedy muzyka ścichła, trębacz zrobił swoje – odegrał hejnał Lublina.

* A w nawiazaniu do dzisiejszego tematu wiodącego, mamy napis z muru (bez pochwał), który złośliwi koledzy dedykowali nam ongiś na urodziny: LEPSZY BRZUCH OD PIWA NIŻ GARB OD PRACY! Lecimy posmakować.

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: