Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Kiedy Państwo zajrzycie do tego Przyśpieszonego, nas już tu w pobliżu nie będzie. Będziemy się prażyć w słońcu leżąc obojętnym bykiem na piaszczystej plaży śródziemnomorskiego wybrzeża Hiszpanii, co to po tamtejszemu zwie się Costa Brava. Nie piszemy tego, żeby się chwalić, bo i czymż tu epatować? Tym, że znajdziemy się pośród iluś tam dziesiątków tysięcy Polaków, którzy woleli gwarantowane pieszczoty fal ciepłego morza od chłodniczych uroków Bałtyku? Albo tym, że z sąsiednich leżaków dobiegać będzie znajoma słowiańska mowa z kraju Puszkina, Lermontowa i Brodskiego (o batiuszce Leninie w tym towarzystwie nie wspominając), bo odkad rosyjscy nuworysze ukochali Lazurowe Wybrzeże i jego katalońskie przedłużenie, więcej ich tam niż na Arbacie? My sami kochamy polski krajobraz, uwielbiamy jeździć na Roztocze, ale odkąd pogoda oszalała i nie wiadomo, w którym miesiącu będziemy mieli danego lata lato, oraz odkąd nowy system otworzył przed nami granice, konsekwentnie jeździmy na południe Europy. Upał mamy gwarantowany a i odrabiamy zaległości z czasów komunizmu, gdy przez osiemnaście lat, od obozu studenckiego w Anglii w roku 1970, nie mogliśmy wyjechać na Zachód.

* Inna sprawa, że dzisiejsze wyjazdy mają już inny urok. – Za późno – powtarzamy sobie często za bohaterem opowiadania Stanisława Dygata, który całe życie (życie socjalistyczne, powiedzmy dla jasności) marzył o podróży do Włoch a gdy wreszcie na starość pojechał odwiedzić swego brata, słynnego reżysera, musiał stwierdzić z goryczą, że za długo czekał na tę eskapadę, za dużo miał wyobrażeń o tym, co będzie czuł docierając nad Tybr, w cień Koloseum, na Forum Romanum i na Kapitol, żeby móc prawdziwie się cieszyć. Za późno…

* Podróżować należy w młodości. Wtedy gdy chłonność na walory krajobrazu, architektury, zabytków jest większa, gdy do zwiedzania podchodzi się radośnie i gdy zwyczajnie upał nie doskwiera tak strasznie, jak teraz gdy nosimy na sobie niepotrzebne kilogramy tłuszczu a płuca mają pojemność dwóch paczek papierosów na dzień. Należymy do przegranego pokolenia dzieci Peerelu, gdy w świat wyruszali albo bogaci (wycieczka Orbisu), albo ci z koneksjami (najlepiej partyjnymi tudzież w bezpiece) lub z rodziną zagranicą, albo zupełni desperaci imający się różnych sposobów na wyrwanie z milicyjnego kraju i ruszenia na różne trampingi (owszem, znaliśmy takich). My nie podpadaliśmy po żaden z punktów tej rozbudowanej dyzjunkcji i dlatego lądując po osiemnastu latach ponownie na Zachodzie (symbolicznym, bo reprezentowała go Grecja), przeżylismy prawdziwy szok. Było to 30 września w ostatnim dniu studenckich wakacji. W części czarterowej międzynarodowego lotniska w Atenach panował tłok nie do opisania. Z wędrówek śladami Byrona, z szlaków od Olimpu po Olimpię i od klasztorów Athos po amfiteatr w Epidauros, z żeglowania pomiędzy Cykladami a Kretą wracali radośni rozhukani Amerykanie, kostyczni Anglicy, uśmiechnięci blondnordycy ze Skandynawii, zawsze krzykliwi Hiszpanie, Francuzi i Włosi i jazgotliwi Niemcy. Wracali z wakacji, które były naturalnym przedłużeniem ich studiów, czymś, co należy do kanonu zachowań kulturalnego człowieka zdobywjącego wiedzę o świecie, co jest tak normalne, że aż się tego nie docenia. Staneliśmy przed tym kolorowym tłumem z plecakami, śpiworami i namiotami jak zamurowani i – wstyd się przyznać – łzy zaczęły same płynąć po policzkach. To był żal, prawdziwy żal za zmarnowaną młodość, która nie dawała takich szans. Żal za te wszystkie lata, gdy namiastką Akropolu mógł być co najwyżej Pergamon zamknięty w murach muzeum Berlina Wschodniego a bizantyjskie świątynie Salonik musiały zastąpić ruiny, fakt, że pięknego Neseberu w bratniej Bułgarii. To wtedy chyba, na ateńskim lotnisku obiecaliśmy sobie, że już nie będziemy marnować kolejnych lat i zaczniemy odrabiać zaległośći z młodzieńczych, zniewolonych czasów. Ale – jak się rzekło – to już nie całkiem to samo. Za późno… Za późno nas ta wolność dopadła. Musimy się cieszyć i czymś innym. Na przykład Roztoczem, ktorego walory zaczynamy z latami dostrzegać i doceniać coraz bardziej i bardziej.

* A ostatnie weekendowe Roztocze jawiło się nam bardzo zapłakane. Ale i tak w pięknej głuszy Puszczy Solskiej, w zawiadywanej przez dawnych członków studenckiego klubu Mimochodek leśniczówce za Góreckiem Kościelnym było znowu uroczo. Spaliśmy na świeżym powietrzu pod wiatką, gdzie zagnieździł się kowalik. Pod naszym starożytnym łóżkiem polowym rozkładały się psy – Suknia, Wilczek i Bestia – a w oddali pod okapem pozbawionej prądu leśniczówki mogliśmy obserwować harce sikorek przy ich wiszącym domku wydrążonym w kawałku pnia brzozy. Największym przeżyciem były jednak świetliki, których nie widzieliśmy od dzieciństwa, od kolonii we Wleniu pod Jelenią Górą w roku – mój Boże! – 1957. Nie wszystko się przez ten deszcz udało, na spływ pontonami Tanwią do Sanu wybrali się tylko najwięksi zatwardzialcy turystyczni, ale jeżdżenie w to miejsce ma moc ozdrawiania duszy i dlatego wrócimy tam tak szybko, jak się tylko da.

* Natomiast na przyśpieszoną służbę powrócimy do Państwa w okolicach końca pierwszej dekady sierpnia. Już nas ogarnia przerążenie, bo zwykliśmy zawsze urlopować w sierpniu z bardzo prozaicznych powodów: po naszym powrocie do pracy już prawie nikt z kolegów nie wyjeżdżał na wakacje i szlag nas z tego powodu nie trafiał. Teraz w przymusowej sytuacji (musimy dostarczyć dziecko do Lublina, bo te wzywają inne obowiązki), stajemy przed wielkim wyzwaniem. Będziemy musieli udawać, że jest nam zupełnie obojętne, że przed kimś stoi jeszcze perspektywa spijania winnych produktów na Peloponezie a przed kimś innym spotkanie z gwiazdami festiwalu w Sopocie lub zajadanie smażonych świeżutkich śledzi (pycha nad pychami) w Ustce. Może to jakoś przeżyjemy. Póki co, to inni zazdroszczą nam. My sobie zresztą też!

* W Hiszpanii napisów na murach nie uświadczysz, więc musimy zakończyć swojskim (bez pochwał), który przy obecnych deszczach może pasować do Roztocza i stanowić ostrzeżenie dla maniaków pewnej odmiany czynnego wypoczynku. Brzmi tak: WSZYSTKIE GRZYBY SĄ JADALNE, ALE NIEKTÓRE TYLKO RAZ.

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: