Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Jesteśmy ostatni z tych, którzy pragnęliby, żeby centrum Lublina wygladało wieczorem tak jak londyńskie City, to znaczy martwe i głuche z powodu tego, że po zamknięciu giełd i banków wyludnia się i zapada w sen, ale też musimy przyznać, że – jakkolwiek byłoby to chore – właśnie obecność coraz liczniejszych banków decydują głównie o wyglądzie naszego śródmieścia. Instytucje te prawie bez wyjątku gwarantują jedno: dbają o estetyczny wygląd swoich gmachów i podupadłe dawniej kamienice nabierają po renowacji takiego blasku, że często aż w oczy razi (to forsa tak razi, powiadają ludziska). Buntując się wobec tej ekspansji, nie możemy dodatkowo nie widzieć, że jeden czy drugi bank potrafi przeprowadzać kolejną kosmetykę swych siedzib, nawet wtedy, gdy od ich kpitalnych remontów minęło zaledwie kilka lat. Dla obserwatora tych działań może się wydać absurdalne, że odnawia się coś, co wyglądało zupełnie porządnie a obok pozostawia ruiny, których nikt od lat nie chce dotknąć, ale takie są te straszne kapitalistyczne prawa – firma musi dbać o swoje image, otoczenie wzrusza ją tylko śladowo.

* Oto przykład pierwszy z brzegu. Nie tylko starzy mieszkańcy naszego miasta (bo dotyczy to także średniego pokolenia lublinian) pamiętają dobrze restaurację Polonia mieszczącą się w zabytkowj kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu niemal naprzeciwko ratusza. Każdy, kto chociaż raz przebywał tam na tak zwanym dancingu (zauważcie Państwo, że słowo to zniknęło z potocznego języka), wspomina knajpę z pewnym sentymentem i zapewne z niechęcią patrzył na początku lat 90. jak – trzeba przyznać, że przeprowadzając remont aż po głębokie zaplecze sięgające ul.Koziej – zagnieżdża sie tam jeden z banków. Nie minęło wiele lat, sentymenty ucichły w rozrywkowych ongiś duszach, a przed frontonem kamienicy niemal otwierającej nasz deptak pojawiły się rusztowania. Dziś już ich nie ma! Bank Rozwoju Eksportu (i chyba kilka innych instytucji) nie dopuścił, żeby jego wizytówka posiadała na swych murach jakieś plamy, spękania czy przebarwienia, o które nie tak trudno przy naszym klimacie oraz przy nagminnym kiedyś kradzeniu przez tzw. fachowców materiałów budowlanych (jak – chociażby – ma się trzymać tynk, w którym więcej piasku niż cementu?). Kamienica znowu błyszczy i cieszy oko swym wyglądem. O jej ukrytej za murami i żaluzjami w oknach zawartości gotowi jesteśmy wówczas zapomnieć.

* Podobna, a może nawet bardziej rzucajaca się w oczy sprawa na Starym Mieście. Jeden z banków wyremontował tam wąziutką kamieniczkę na ul. Grodzkiej prawie vis-a-vis gmachu Młodzieżowego Domu Kultury. Chociaż filigranowa, chyba najwęższa w naszej zabytkowej dzielnicy, wyróżnia się bardzo z otoczenia, bo jest jedynym skończenie odrestaurowanym fragmentem lewej (idąc od Rynku) pierzei Grodzkiej na przestrzeni od ul.Ku Farze do siedizby TPSP przed Bramą Grodzką i w towarzystwie zdewastowanych budynków z sąsiedztwa, wygląda trochę jak kwiatek przy korzuchu. I to dopieszczone w każdym szczególe cacuszko, też zostało ostatnio przykryte rusztowaniami i przystąpiono do poprawiania jego lica. Wprawdzie niektórzy powiadają, że niedoróbki były złośliwym dziełem ekip podległych zamieszkującemu na ostatnim piętrze kamienicy, niezbyt uwielbianemu przez roboczy lud szefowi inwestycji pewnych szkół, ale my raczej podejrzewamy, że to właśnie bank wymógł tą dodatkową kosmetykę. Żadnych pikantnych szczegółów sprwy w każdym razie nie znamy i wolimy pozostać przy takim przekonaniu.

* Ale zdarzają sie bankom i zaniedbania. Przed słynnym „Bogatinem” przy Krakowskim Przedmieściu 47 (dziś przejętym przez Powszechny Bank Kredytowy), osobom uwielbiającym efektowne błyskotki imponowały od czasu renowacji kamienicy zainstalowane w chodniku przed wejściem lampki. Dziś, deptane w ciągu kilku lat przez setki tysięcy butów, przedstawiają raczej widok żałosny, bo ich szkła są strasznie popękane a większość w ogóle nie świeci. Nie chcielibyśmy żyć w przekonaniu, że prywatny właściciel lepiej dba o wygląd założonej przez siebie instytucji, ale na to niestety wygląda.

* Inna przykład z samego serca Lublina. Wielokrotnie już tutaj wyrażaliśmy żal z powodu tego, że od roku kompletnie stanęły prace przy tak kapitalnie renowowanej Lubliniance. Ale od strony ul. Kołątaja wygląd eklektycznego gmachu hotelu został prawie przywrócony do pierwotnego wyglądu i do wykończenia tej elewacji zostały jedynie przyziemne jej fragmenty z okienkami sutereny. Wprost trudno pojąć, że dyrekcja mieszczącego się i przez cały czas remontu działajacego w tym skrzydle na parterze Bank Ochrony Środowiska (w miejscu innego sentymentalnego wspomnienia – Baru Centralnego, popularnie przez lud zwanego Ce-barem), nie zechciała przez ten rok wspomóc firm prowadzacych prace i dokończyć tej w sumie drobnej inwestycji, na którą bank bez wątpienia powinno stać. A przecież – jak się wyżej rzekło – wygląd to wizytówka banku i potężna zachęta dla klientów, żeby w jego progi wstąpili.

* Na pozainwestycyjnym gruncie bankowe instancje też potrafią dać zdrowy popis swych możliwości. Nasz nigdy nie zawodzący nas swym poczuciem humoru bank PKO BP (II oddział) przysłał na ostatnio wyciąg, w którym doniósł nam, że dokonał korekty odsetek (dlaczego, Bóg raczy wiedzieć) w wysokości minus 9 (słownie: dziewięć) groszy, po czym za poinformowanie nas o – ewidentnie przecież – swoim błędzie skasował od nas 80 groszy, bo taka jest opłata za wyciąg. Wyciągi PKO BP mają obecnie rozmiary kartki formatu A4 i informacje o przeprowadzonych operacjach nigdy nie zapełniają ich nawet w połowie. Pytamy się więc, dlaczego o takiej bzdurze informuje się nas oddzielnie, nie czekając na wiecej danych o innych operacjach, skoro i tak przez ponad 10 dni września nie otrzymaliśmy z banku żadnego wyciągu, chociaż takowe w naszym imieniu przeprowadzał?

* Bankowy temat, osobliwie jego ostatnią cząstkę, podsumujemy napisem z muru (bez pochwał) gorzkim, ale jakże prawdziwym: POLSKA WASZA, BIEDA NASZA.

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: