Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Chciałoby się jeszcze pobuszować futurystycznie w przyszłości naszego miasta, czyli – tak jak przed tygodniem – napisać o naszych chciejstwach, naszych nie tak znowu wymyślnych i nie tak dalekich od realizacji wizjach związanych z Lublinem. Chciałoby się, ale czas przetreźwieć i powrócić do rzeczywistości, bo inaczej wpadniemy w – jak to mawiają szachiści – niedoczas i Przyśpieszony straci walor aktualności. Zrobimy to jednak dopiero następnym razem, bo dzisiaj wyartykułujemy tylko jedno jeszcze marzenie z całego zestawu jaku mamy na podorędziu.

* Piękne, zadbane, zagospodarowane i mądrze zasiedlone Stare Miasto jest tą naszą mrzonką. Otóż marzy nam się takie Stare Miasto, które przypominałoby nie tylko najefektowniejsze polskie Starówki (termin ten podobno zarezerwowany jest tylko dla Starego Miasta w Warszawie, być może dlatego, że – jak uważają niektórzy – niesie w sobie dodatkową wiadomość, iż chodzi o dzielnicę niemal całkowicie zrekonstruowaną, ale my nie jesteśmy tego zbyt pewni) w Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Toruniu czy Poznaniu, ale i by konkurowało z najpiękniejszymi staromiejskimi kompleksami znanymi nam z wędrówek po Europie. Za takie uważamy – właśnie w kolejności tu przedstawianej – stare miasta w Dubrowniku, Toledo, Pradze, Awinionie, Edynburgu, Gironie, Florencji, Brukseli, Budzie, Weronie, Brugii, Grasse, Bremie, Sztokholmie…

* Tu musimy dygresyjnie zaznaczyć, że do niektórych europejskich krajów – Holandii, Danii, Norwegii, Szwajcarii, Portugalii – nie udało się nam wciąż dotrzeć, bo zaległości w podróżach na Zachód odrabiamy dopiero od 12 lat (wcześniej komuna zapewniała nam jedynie wojaże do tak zwanych demoludów). Nie byliśmy też w wielu miastach słynących w całości z zabytków czy z zabytkowych kwartałów (Carcassonne, Siena, Piza, Monachium…) a poza klasyfikacją znalazły się Wenecja, która stanowi oddzielną, piękną bajkę (jak Rzym czy Ateny) i – z innych powodów – Wilno, które w swym podźwigiwaniu się z zaniedbań, jako jedyne może (mogło?) konkurować z Lublinem. Cały nasz zachwyt nad urodą Wilna da się streścić w słowach, których z powodu ich szowinistycznego wydźwięku (ale to były inne czasy!), trochę się wstydzimy, które jednakowoż w sposób bardzo autentyczny wyrwały się nam z ust w roku 1976 w czasie jedynej naszej wizyty w tym mieście. Kiedy podróżnik umęczony ideologicznym wydźwiękiem wojażu przez matropolie ZSRR – Mińsk, Moskwę i Leningrad – tak zwanym Pociągiem Przyjaźni, stanął na jego koniec na Górze Zamkowej (Gedymina), spojrzał na wijące się na dole Wilię i Wilejkę, na całą zapierającą dech panoramę miasta z wieżami kościołów św. Piotra i Pawła na Antokolu, św. Anny, katedry, ku przerażeniu notabli z organizującej wyjazd WRZZ (zgadnij młody Czytelniku, co to za dziwo?) a ku uciesze współtowarzyszy socjalistycznej pielgrzymki, wyrzucił z siebie: – Kurcze, jak wrócę do domu, muszę się ojca spytać, dlaczego żeśmy to oddali? Nie musimy chyba dodawać, że mdły drób w tym zdaniu należy zamienić na coś bardziej pikantnego.

* Zmierzamy powoli do stwierdzenia, że lubelskie Stare Miasto jest widokowo oraz ze wzgledu na zasób materii zabytkowej absolutnie konkurencyjne dla niemal wszystkich wymienionych powyżej starówek w kraju i poza jego granicami (no, może brakuje mu tej fascynującej, przezroczystej toni morskiej otaczajacej mury starego Dubrownika). Słusznie nie tak dawno zauważył Grzegorz Józefczuk z GwL, że coś w nim musi być, skoro zafascynowało takich światowców jak – niestestety już nieżyjący – Gustaw Herling Grudziński i Jan Lebenstein. Ale sądzimy, że mamy jeszcze wielu adoratorów urody starego Lublina, którzy stali się jego swoistymi ambasadorami, bo sławią jego imię wszędzie. Sami byliśmy już wielokrotnie świadkami sytuacji, gdy przypadkowi wędrowcy trafiający po raz pierwszy do naszego grodu, bywali całkiem dosłownie zwalani na kolana przed majestatem naszego nadprzeciętnie – zdajmy sobie z tego sprawę! – pięknego Starego Miasta.

* Jest jakimś koszmarnym paradoksem, iż nieszczęściem naszej Starego Miasta stało się to, że w czasie wojny nie zostało ono… zniszczone. Popatrzmy, co zrobiono z gdańskim Długim Targiem i otaczającymi go ulicami, w tym z Mariacką, jedną z najpiękniejszych uliczek świata. Co zrobiono z Warszawą i podniesionymi z gruzów od zera murami jej Starówki, z Wrocławiem, częściowo z Toruniem… Tam mozolnie odbudowywano mury kamieniczek i świątyń według zasad polskiego patentu konserwatorskiego uprawniającego do tgo typu działalności. Trwało to długo, ale już nikt nie pamięta lub nie chce pamiętać, że to nie autentyk i te stare miasta żyją i wabią tabuny turystów.

* U nas pierwszy gwóźdź do trumny autentycznego (i cóż z tego?) i nie zburzonego Starego Miasta, przygotował w 1954 roku słynny lublinianin, niejaki Bolesław Bierut. To on, na okoliczność obchodów dziesięciolecia Polski Ludowej i wystawy osiągnięć rolnictwa organizowanej na błoniach pod Zamkiem powstałych po wyburzonym przez Niemców żydowskim mieście (do odbudowywania którego z kolei nikt się nie kwapił), zarzadził fasadowe pacykownie staromiejskich kamienic. To z tamtych czasów pozostało na niektórych frontonach sgraffito z z gruntu fałszywymi dekoracjami, jak z wydrapanymi w tynku wizerunkami wielkich lublinian (tak się do nich zdążyliśmy przyzwyczaić, że już nikogo nie rażą). Powstała typowa wioska patiomkinowska – piękne fasady kryły ruinę lub zdegradowaną, niedoinwestowaną materię. I tak już zostało na lata.

* Tak się w życiu ułożyło, że mieszkaliśmy na Starym Mieście przez bodaj półtora roku (jest jakąś piękną paralelą losu, że do kamienicy przy Złotej 3, gdzie wiedliśmy bardzo ciężkie życie, wprowadza się teraz Muzeum Czechowicza, o którego lokum upominaliśmy się po wyrzuceniu placówki z Narutowicza). Napisaliśmy wtedy tekst pt. „Odrażający? Brudni? Źli?”, którego główną tezą było stwierdzenie, że to nie mieszkańcy Starówy dokonali zniszczenia jej materii, ale to zgangrenowane otoczenie postawiło ich w sytuacji pariasów, wyrzutków społeczeństwa. Dopóty władze miasta nie pojmą, że pierwszym zadaniem jest ratowanie tej materii, dopóki będzie się tak działo. Dlatego marzymy, żeby nasze Stare Miasto było piękne.

* I dlatego zakończymy napisem z muru (bez pochwał) widniejącym na rogu kamienicy z Czarcią Łapą. Kiedyś powinien być on przeniesiony przed Bramę Krakowską na oficjalną, ustawioną przez władzę tablicę. Jego treść: WELCOME TO STARÓWA!

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: