Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Piękna choroba pod nazwą Małyszomania, zwróciła nam uwagę na fakt, że w Lublinie – z wyjątkiem tak nazywanego kościoła na Poczekajce – brakuje skoczni narciarskiej i chociaż trwają ferie, nasze dzieciaki nie mogą wzorem swych rówieśników z Wisły masowo wykupywać nart skokowych i ustawiać się w kolejkę na skocznię i do szkółki narciarskich wzlotów. Nie jesteśmy takimi zasiedziałymi lublinianami (młodość spędzona w uroczych wyziewach ideologicznych socjalistycznego miasta Świdnik), żeby osobiście pamiętać skocznię, która kiedyś przecież istniała w okolicach stadionu Lublinianki, ale wiemy, że oddawano na niej skoki i ponad 30 metrowe. Kiedy jeździliśmy plastykowym czterośladem typu Trabant, gościliśmy godzinami u mistrza Wojtka Papieża, który przesuwajac pionki po szachownicy (zdecydowanie wynosił i wynosi nadal szachy ponad trabantową prozę) snuł wspomnienia, jak to się drzewiej w naszym tylko trochę górzystym mieście skakało. I kiedy się nam to przypomina, dumamy sobie, że nie ma u nas ludzi, którzy potrafiliby wykorzystać niebywały run, szaleńczą modę wyzwoloną przez obywatela Małysza Adama. Jakoś nikt nie wpadł na pomysł, żeby podadaptować jakiś wzgórek na skocznię, czy zrobić jakiś uskok na Globusie i zrobić radochę chłopakom wpatrzonym w idola.

* Małyszomania spowodowała i to, że zaczęliśmy znowu uważniej ogladać telewizyjne programy sportowe (i parasportowe). To niezwykle zabawne patrzeć, jak konkurencja wyrywa sobie Adasia na Okęciu i po wywiadzie w TVP 1 (desygnowano Magdę Mikołajczyk, chyba po to, żeby sportowiec nie myślał wyłącznie o swej sympatycznej żonie), za chwilę widzimy Małysza i jego trenera Apoloniusza Tajnera (gdyby to on skakał i wygrywał, zaraz w naszych USC zarejestrowano by kilka setek nowonarodzonych dzieciaków o tym rzadkim dziś imieniu, a tak, będą ino Adamy) w TVN. A tam w studiu nie tylko dziennikarz, ale i słynny psycholog Jacek Santorski. I rozbierają Adama M. na cząsteczki. I martwią się jak cały naród, że mu się od szumu medialnego w głowie przewróci. I dokładają swoją cząstkę do tego coraz groźniejszego dla skoczka amoku. Czy my musimy we wszystkim przesadzać? Czy tak się musi objawiać patriotyzm? Czy jak Małysz nie wygra na następnej skoczni, albo broń Boże na mistrzostwach w Falun, to będzie to kolejna tragedia narodowa? Przydało by się i z tego powodu trochę śniegu z niebios. Żeby go przyłożyć na rozgorączkowane czerepy.

* A kiedy się ogląda dużo sportu w TV, znowu się człowiek uczula na niepowtarzalny język sprawozdawców, który obok slangu młodzieżowego jest szczytowym wykwitem w obrębie naszej mowy ojczystej i tacy na przykład gangsterzy ze swymi ksywkami i odzywkami do pięt komentatorom sportowym nie dorastają. Nie będzie tu przedstawiony przykład z słownictwa stosowanego w modnej dysyplinie (chociaż trzeba zauaważyć, że dawny termin „punkt krytyczny” został przy opisywaniu skoczni niepostrzeżenie zamieniony na „punkt konstrukcyjny”, tak jakby użyte tu przymiotniki były – o zgrozo! -synonimami), ale w chwilowo osieroconej piłce nożnej. To nasze dziecko zwróciło nam uwagę na sformułowanie „ujrzał żółtą kartkę”. Kiedy się nad nim chwilę zastanowić, można dojść do wniosku, że jakiś zawodnik doznał oto olśnienia, istnej iluminacji, i jako jedyny dostrzegł niewidoczną dla innych żółtą (czerwoną – niepotrzebne skreślić) kartkę a na dodatek za karę (w drugim przypadku) musiał z tego powodu opuścić swych gapiowatych, ślepawych towarzyszy boiskowych bojów. Niby nie ma nic strasznego w niewinnym zestawieniu trzech słów, ale jeśli przechodzimy nad nim do porządku, świadczy to o tym, że już zupełnie zobojętnieliśmy na żargon lejący się w nasze uszy przy sportowej, a więc z założenia relaksowej okazji. Niech więc żyją te wszystkie cudowności w rodzaju „stary wyjadacz parkietów”, „końcowka nie wygladała imponująco”, „uciekał z nogami”, „akcja koszykarzy w koszykarskim tylu” czy – żeby było chociaz trochę a propos aktualnego szału – „sędziowie, gdy skaczą dalej, dają wyższe noty”.

* Nabyliśmy w grudniu drogą kupna (po powyższym biadoleniu językowym, musimy zaznaczyć, że w tym momencie żartujemy z innego slangu) nowy samochód. Zakupu dokonaliśmy w salone firmy, która zajmując się jednostkami jeżdżacymi a nie pływjacymi, nie wiedzieć czemu nazywa sie jak ta płachta, która popycha łodzie po wodzie (dla ułatwienia dodamy, że te łódki zwane są żaglówkami). Po jakimś czasie znaleźliśmy w naszej skrzynce pocztowej pismo, w którym wyczytaliśmy, że „Firma „Ż” pragnie Panu serdecznie podziekować za dokonanie zakupu samochodu w naszym salonie”. Pomysleliśmy, że skoro pragnie, to nie można jej przeszkadzać i oddaliśmy się dalszej lekturze. W liście było kilka zgrabnych komunałów („jesteśmy wdzięczni za zaufanie jakim zostaliśmy przez Pana odarzeni”), ale poczuliśmy się dowartościowani niczym jakiś nabab, który zanabył (uwaga, znowu slang!) Rolls Royce’a. Nieco zdziwiliśmy się natomiast, gdy w kilka dni później znaleźliśmy w poczcie drugie pismo identycznej treści. Rzuciliśmy się z nadzieją do okna, że może stoi pod nim i drugi samochód z salonu „Ż”, dostarczony na okoliczność docenienia naszego zaufania do naziemnej (i – jak sie okazało wkrótce – przyziemnej), choć swą nazwą tak trwale związanej z wodą firmy. Niestety, auta nie dostrzegliśmy. Widać się rozwodniło w potoku pięknych słów.

* Męczyła nas natomiast nazwa knajpki Duch na Starym Mieście. Zastanawialiśmy się, o jakiego ducha chodzi i dopiero nasz kolega, który odkrył handlowe metody stosowane w tej kafejce czy restauracyjce, naprowadził nas na właściwy trop. Jak wiadomo, państwo jako monopolista w branży tytoniowej, chcąc ukrócić praktyki poniektórych sprzedawców wymyślających dla papierosów ceny z gwiazd, wprowadziło uwidaczniane na paczkach ceny maksymalne. Nie wolno już sprzedawać za 7 zł papierosów, ktore kosztują powiedzmy 3,60 zł. Ale od czego jest łeb do interesów? W Duchu, owszem, można kupić papierosy po cenie wskazanej przez producenta, ale pod warunkiem, że się kupi zaapałki za… 4 (słownie: cztery) złote! I już wiemy. To jest Duch Czasu. Dokładnie: Duch Czasów Kapitalistycznych.

* W jakis sposób przypomina to napis z muru (bez pochwał): BĄDŹ BISEKSUALISTĄ, W TEN SPOSÓB PODWAJASZ SWOJE SZANSE.

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: