Kurier Przyspieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Zawsze niepomiernie się cieszymy, gdy się okazuje, że jakaś rzucona przez nas idea zostaje podchwycona i – jak to sie mówi – wcielana w życie. Już od pewnego czasu realizowany jest na przykład nasz postulat sprzed kilku lat, żeby – wzorem szczególnie Anglików – malować na jezdniach więcej tzw. znaków poziomych, bo pionowe bywają zasłonięte przez poruszajace się przed nami duże pojazdy, a poza wszystkim, co dwa znaki, to nie jeden. Nasi Drodzy Drogowcy wzięli sobie ten pomysł do serca i przed niektórymi skrzyżowniami czy rondami malują odwrócony trójkąt znaku obwieszczającego, że dojeżdżamy do drogi z pierwszeństwem przejazdu. W poniedziałek widzieliśmy pomarańczowe ekipy Naszych Drogich D., które oprócz linii i zebr malowały takie znaki przy rondzie Isaaka B. Singera (ta tam, gdzie wbrew późniejszej nazwie stał pomnik niejakiego Bieruta). Akcja wyglądała bardzo zabawnie, bo zastaliśmy „twórców” nad naszkicowanym kredą trójkątem, który im najwyraźniej nie wyszedł, jako że mało przypominał trójkąt równoramienny. Jak się później okazało, niewiele z tych deliberacji wyszło, bo farbą został utrwalony znak nieco koślawy. No, ale liczą się dobre intencje.

* Do pełni szczęścia w przypadku malowania tych znaków brakuje jeszcze drobiazgu. Otóż na Zachodzie ich wnętrze – podobnie jak w przypadku znaku pionowego – wypełnia sie kolorem żółtym, co gwarantuje, że ostrzeżenie jest dla kierowców jeszcze bardziej widoczne. U nas jednak żóła farba najwyraźniej musi być mało dostępna i nie maluje się nią także linii i zygzaków oznaczających pasy jazdy i przystanki komunikacji miejskiej, czyli miejsca, gdzie autobus czy trolejbus MPK traktowany powinien być niczym ta święta krowa. Tak samo jak jest ze znakami pionowymi, nie zawsze bywają takie przystanki widoczne dla kierowców innych aut, a nie widzą ich szczególnie przyjezdni, bo my znamy je na pamięć. Więc składamy kolejny postulat i apelujemy o zakupienie malowniczym ekipom Naszych D.D. nie tylko białej, ale i żółtej farby.

* Bardzo się nam zrobiło miło, gdy się okazało, że za oknem, przy którym na codzień tłuczemy w klawiaturę komputera, zaczęła ćwierkać (śpiewać? trylić?) jaskółka która zasiedliła gniazdo przylepione od roku do muru wnęki okiennej. Żeby ptaszka nie płoszyć, pracujemy przy zasłoniętych storach i dlatego pozostawaliśy nieświadomi (brak wykształcenia ornitologicznego), że to wcale nie jaskółka. Dopiero własne dziecko nas oświetliło, że do byłego jaskółczego domku wprowadził się w najlepsze zwykły wróbel. Nigdy byśmy szarych ćwirków nie podejrzewali o taką przedsiębiorczość, ale widać i one uczą się obyczajów kapitalistycznych, które nam od ponad dziesięciu lat zapanowały w tym kraju.

* Natomiast prawdziwe jaskółki absolutnie zdominowały niebo nad Rynkiem w Kazimierzu. Zauważyli to nawet muzycy z wracjającego z koncertu w Lublinie zespołu T.Love, do których córka podeszła z prośbą a autograf dla zakochanej w nich na zabój koleżanki (i nasze dziecię też musi czuć jakąś miętę, bo ujrzawszy przed nosem wokalistę, bodajże Muńka, zawyło donośnie i ugryzło się w rękę, żeby sprawdzić, czy nie śni). Muzyk inteligentnie spytał, czy tu zawsze tyle jaskółek, a nasza pannica, dumna z tego, że odezwał się do niej prawdziwy idol, rezolutnie odrzekła, że dzień wcześniej było ich dużo więcej. Zaiste, po sobotniej nagłej zlewie, radosnie wyleciały ze swych gniazd chyba wszystkie kazimierskie jaskółki. I to jest dodatkowy urok miasteczka nad Wisłą.

* My także otarliśmy się o wielki świat, gdy w krótkiej rozmowie z gościem XVI Lubelskich Spotkań Gitarowych, Hiszpanem Javierem Garcia Moreno, okazało się, że ten wychował się na jednym podwórku z Antonio Banderasem. Tak nas zatkało, że nie przeprowadziliśmy stosownego wywiadu, ale i nie wypadało, bo zdarzenie miało miejsce na pofestiwalowym bankiecie.

* A w Kazimierzu zadziwił nas jeszcze znak drogowy (tu zamiast napisu na murze) na drodze wzdłuż Wisły. Stało na nim jak byk: UWAGA! PEŁZAJĄCE PŁAZY. Rzadkość!

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: