Kurier Przyspieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Przyzwyczajeni do aktywności, osobliwie na niwie kulturalnej, już trochę jesteśmy zmęczeni bezhołowiem, które ogórkowo zapanowało w tym względzie. To dolce far niente wcale nie jest takie słodkie i nie jest nic-nie-robieniem, bo musimy stawać na głowie, żeby wydziergać kilka wiadomości do rubryki anonsującej wszelakie nadzieje rozrywkowe dla ludności. Podobnie jak to już uczynił – uwaga, odwdzięczamy się! – zakolegowany kulturalny (ba! niemal kultowy) kolega Grzegorz Józefczuk z Gazety w Lublinie, będziemy musieli zrejterować do Kazimierza, bo w uroczym miasteczku nad Wisłą chociaż od czasu do czasu coś się dzieje, na przykład w Domu Michalaków w niedzielę zaprezentuje się malarsko cała familia, dokładnie trzy pokolenia artystycznej (dziś także gastronomicznej) rodziny. I w ogóle na kazimierskim rynku i jego przyległościach jest fajno, o czym wie cały kraj i tam tłumnie wali, więc i my zajrzymy tam chociaż na weekend. A nuż coś się z tego urodzi?

* Natomiast kultowo-kulturalny kolega Grzegorz J. przesadził trochę nazywając nas w swoich Zdarzonkach detektywem. Okazało się, że do Sherloka Holmesa, Herkulesa Poirot czy komisarza Maigret jeszcze nam daleko, skoro śledztwo nasze nie do końca było skrupulatne i nie dosyć, że pokrzywdziliśmy nieco Bogu ducha winną osobę, to jeszcze zmieniliśmy jej nazwisko. Sroga nauczka, że relacje świadków trzeba weryfikować, konfrontować, prześwietlać i nicować. Tymczasem uroczyście przepraszamy panią Aleksandrę Paroszkiewicz z sekcji prasowej Urzędu Miasta, którą w czasie Dni Lublina wysłano do telewizji i która tam mówiła jedynie, że wydrukowany program obchodów pozwoli mieszkańcom zorientować się jakie imprezy mogą wybrać a o pustyni kulturalnej w naszym mieście wcale nie wspominała. Pardon, madame (madmoiselle?)!

* Okazja Dni Lublina natchnęła nas kiedyś do spojrzenia w witryny nowego, przybrmowego Miejskiego Ośrodka Informacji Turystycznej, w których prezentowane są m.in. suweniry z Koziego Grodu (pamiętacie Państwo hasło przyszłorocznych Dni? – SPOTKANIA Z KOZIOŁKIEM!). W największą melancholię wprowadziła nas pamiątka z Lublina w postaci… ślimaka. Czy nie jest to przypadkiem podrzutek z jakiegoś miasta, gdzie zamiarują organizować „spotkania ze ślimaczkiem”?

* A teraz jeszcze o lecie, ale w innym jego aspekcie, albowiem o letnich rozkładach jazdy komunikacji miejskiej, konkretnie komunikacji prywatnej, która od zawsze jest naszym pupilem. Nauczeni doświadczeniem miejskiego przewoźnika, prywatni też wprowadzili taki kanikułowy rozkład, ale w przeciwieństwie do MPK, nie informują o tym na przystankach. Zdarzyło się nawet, że kierowca linii 5, pasażerom zdziwionym, że rusza z pętli nie o tej godzinie, która jest wypisana na odpowiedniej tabliczce pod wiatą, odrzekł jaśniepańsko: – To ja wiem, kiedy mam jechać! Tutaj mam aktualny rozkład – wskazał na blat przed swoim nosem.

* Prywatni kierowcy, a raczej ich mocodawcy kompletnie nie zdają sobie sprawy z tego, że w ten sposób szkodzą swoim własnym interesom. W przypadku takich linii jak „piątka”, czyli autobusów pojawiających się raz a najwyżej dwa razy na godzinę (ta druga ewentualność nie wchodzi w grę w wakacje), pasażerowie przychodzą na przystanek na konkretny czas odjazdu znany z rozkładu. My, podobnie jak mnóstwo mieszkańców osiedla 40-lecia, a zapewne i wielu innych, też mamy w domu autobusową rozpiskę i do rozkładu dostosowujemy postępowanie, wybierając interesujące nas dogodne połączenie z centrum. Jeśli więc nie dysponujemy rozkładem konkurencji, jedziemy autobusem MPK, nawet wtedy, gdy czasowo bardziej odpowiadałaby nam przejazd z prywaciarzami. I pomyśleć, że chodzi o prywatny biznes, w którym w celach zarobkowych stosuje się taką wolnoamerykankę, jak jeżdżenie wyłącznie w godzinach szczytu i to niedoinwestowanymi autobusami, które nigdy nie powinny być dopuszczone do ruchu.

* Zaś napis z muru (bez pochwł) mamy znowu taki pod Dni Lublina: KOZIOŁEK MATOŁEK WALCZY!

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: