Kurier Przyspieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Mamy jeszcze kilka remanentowych temacików hiszpańskich jako kontynuację refleksji sprzed tygodnia i dlatego, gdy wybuchł skandal (nie boimy się użyć tego słowa, bo tylko ono jest adekwatne do sytuacji łamania prawa i to przez władzę) z pomnikiem Józefa Piłsudskiego na Placu Litewskim, jęliśmy się zastanawiać, ileż to monumentów jest w tym tak podobnym do Lublina Valladolid, w którym gościmy dorocznie od ośmiu lat. Po wykonaniu gigantycznej pracy myślowej przypomnieliśmy ich sobie w centrum miasta… pięć.

* Rzecz jasna w naszych wędrówkach po placach i ulicach stolicy prowincji Castilla y Leon jakiś pomnik mógł nam umknąć, ale tylko te utrwaliły się w pamięci. Na skwerku pomiędzy katedrą a rektoratem uniwersytetu stoi Cervantes, który w Valladolid dokonał żywota, na placu przed Palacio Real i kościołem San Pablo z fascynująca fasadą w stylu izabeliańskim mamy Filipa II, który z kolei się tam urodził (wzrok kieruje w stronę domu, w który się to stało), na okrągłym placu swego imienia nad fantastycznymi fontannami wynosi się Jose Zorilla y Moral, hiszapański wieszcz, autor „Don Juana Tenorio”, obok na ulicy o tej samej nazwie przed Akademią Kawalerii mamy grupę galopującej konnicy, ale wysokości raptem metra (plus cokół, jednako do kawalerzystów można sięgnąć ręką), wreszcie na rozległym Plaza Mayor przed Ayuntamiento (ratuszem) ginie w przestrzeni kurduplowaty fundator miasta książe Ansurez. I tyle! A warto dodać, że z wyjątkiem koników z Paseo de Zorilla posadowionych dosyć blisko statui poety, wszystkie te pomniki oddalone są od siebie o wielkie odleglości i trzeba się dobrze nachodzić, żeby trafić na kolejny, a już ustawienie kilku na jednym placu jest dziś w Hiszpanii (nie wiemy jak to było za Franco) wręcz niewyobrażalne.

* Można za to trafić w Valladolid place z kilkoma rzeźbami. Nasza codzienna droga z hotelu do głównego kina festiwalowego prowadzi przez przebudowany dwa, trzy lata temu Plac Hiszpański, podobnie jak Plac Główny kryjący pod ziemią parking. Uwielbiamy chodzić tamtędy, bo od rana pod dwoma wiatami przypominającymi zadaszenia peronów rozkłada się na Plaza Espana targ wrzywno-owocowo-kwiatowy. Kiedy wracamy na popołudniową siestę, nie ma już po nim śladu, bo natychmiast po likwidacji straganów (jakoś to Hiszpanie potrafią robić, że znikają zupełnie), wkaraczają tam jeżdżace odkurzaczo-zmywarki i placyk lśni a wieczorem staje się ulubionym miejscem kontaktowym przed randkami. Te wiaty flankują dwie nowoczesne rzeźby a dzieli dachy na słupach sprytnie skonstruowana fontanna układająca się w rzeźbę mobilną. Dwie postaci jakby składające się do półszpagatu (jedna noga wyprostowana do tyłu, druga przygięta w kolanie) „podtrzymują” wyciągniętymi rękami kulę ziemską nieustannie wirującą dzięki wodnemu napędowi. Uwielbiamy tam sięść wieczorkiem, czuć chłodzące bryzgi wody i patrzyć na piękne dziewczyny oczekające na chłopaków (to jest południe, tam nie kobiety a chłopy, ci wszyscy macho się spóźniają), a potem na radość spotkania i przytulony odmarsz po azymucie na ulubiony bar. I takiego posprzątanego na błysk, uroczego placu brakuje nam w Lublinie. I o tym marzymy, bo o tym, żeby na Placu Litewskim rano stały stragany z owocami i kwiatami nie śmiemy nawet myśleć – takiego bezczeszczenia świętej ziemi pod pomnikiem swego idola quasiułan Wojciechowski Z. by nie przeżył.

* Podziwiać też można spokojne hiszpańskie protesty publiczne. Któregoś dnia za Plaza Espana natrafiliśy na taką manifestację pod Colegio Publico A. Garcia Quintem. Kilka transparentów, trochę skandowania haseł, kilku policjanów raczej zabezpieczających protestujących niż im czegokolwiek zabraniających. Okazało się – trafiliśmy cudem jakiegoś Hiszpana mówiącego po angielsku – w szkole tej pięcioro dzieci zachorowało na leukemię a rodzice twierdzą, że zawiniły postawione obok anteny telefonii komórkowej. Może to dla nas brzmi absurdalnie, ale nie śmiejmy się, wszyscy wiedzą, że jakiś diabeł w tych urządzeniach tkwi.

* A napisu z muru – nawet bez pochwał – nie będzie, bo jak się rzekło przed tygodniem, w Hiszpanii ich jak na lekarstwo, więc możemy jedynie hasłowo zakrzyknąć: E VIVA ESPANA!

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: