Kurier Przyspieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Zdarzyła nam się na starość pierwsza w życiu podróż do Lwowa, za co można być tylko wdzięcznym organizatorom eskapady z lubelskiego ratusza. Wyprawa zostanie opisana odrębnie, bo na to pod każdym względem zasługuje, natomiast tutaj możemy się podzielić pewnymi refleksjami na tematy goszczące w Przyspieszonym na codzień (na co tydzień – lepiej dokładnie rzec). Mowa oczywiście o domenie Naszych (i Ichniejszych) Drogich Drogowców. Wyjazd taki może być wielką lekcją pokory i powodem do przewartościowań myślenia o podszczypywanych tu ciągle Naszych Drogich D. I tak się stało!

* Proszę Państwa, stan utrzymania naszych ulic w ciężkim okresie zimy to bajka wobec tego, co ogląda się u sąsiadów zza Buga. My narzekamy, że na przykład za wolno sprzątane są pryzmy starego śniegu zwałowanego przy jezdniach. Tam takiego problemu nie ma. Pani Helena Pietraszkiewicz, panująca nam przewodnicząca Rady Miejskiej odniosła nawet wrażenie, że we Lwowie łatwiej niż w Lublinie przejść przez ulicę, bo nie trzeba ta długo szukać odpowiedniego przesmyku w pryzmach. Ale to zmyłka, bowiem w pięknym acz nadwątlonym w swej materii mieście galicyjskim na większości ulic żadnych kopców śnieżnych się nie usypuje, tylko rozdeptuje to, co spadło z nieba. Przez jezdnie i chodnikami brnie się w śniegowo – solnej breji, takiej jak sypny piasek na pustyni dokuczliwej papce, pod którą kryją się strasznie niebezpieczne lodowe jęzory.

* W pewnym momencie pielgrzymki do lwowskich Polaków nasz uroczy gospodarz, pan Franciszek, odebrał nas pod ratuszem z autobusu powracającego z Łyczakowa i prowadził na obiad do domu. Niewielką odległość na Stary Rynek (notabene przez ul. Rybną, więc poczuliśmy nie pierwszy raz symboliczną więź pomiędzy naszymi miastami) pokonawaliśmy dobre kilkanaście minut, bowiem szło się jak po lodowisku, z którego ratrak nie odgarnął wyjeżdżonego łyżwami śniegu. Na naszych oczach starzy i młodzi fikali mało urocze koziołki a samochody swym tamtejszym zwyczajem ani myślały zatrzymać się przed przechodzacymi przez jezdnie ludźmi. Jedyne miejsca jako tako odśnieżone, to tory tramwajowe (swoją drogą, każde z miast, po których jeżdżą tramwaje wydaje się nam bardziej szlachetne od innych, ale to chyba bardzo osobiste i być może falszywe przekonanie), ale sądzimy, że nie jest to zasługa Ichniejszych D.D., tylko tych pojazdów, które mają w sobie moc spychaczy.

* Wszelako są kwartały, w których stan odśnieżania – a przysięgamy, że generalnie wygląda na to, iż śniegu na Ukrainie spadło mniej niż na Lubelszczyźnie – wygląda zdecydowanie lepiej. I jest to kolejna mała lekcja pokory i ukłon przed Naszymi D. Drogowcami, bowiem okazuje się, że w Lwowie działa nasza firma KOMEKO. Tam gdzie rejony jej „jurysdykcji”, powiedzmy przed rzeczonym ratuszem, czy przed katedrą rzymskokatolicką (zaznaczenie ważne, bo jest to jedyne w Europie miasto, gdzie funkcjonują cztery katedry, w tym dwie jeszcze katolickie – obrządku greckiego i ormiańskiego – oraz prawosławna), chodzi się elegancko, bo nasi się starają i z opłacalnego chyba kontraktu próbują wywiązać jak najlepiej.

* Wszystko co piszemy, nie jest jakąś kolejną próbą wywyższenia nad – to boleśnoie dostrzega się na każdym kroku – naprawdę biednymi naszymi sąsiadami. Nie, to jedynie obserwacje, bezdyskusyjne fakty, które w innym świetle stawiają starania naszego miasta o zimowe porządki. I takich faktów o naszym niedostrzeganym luksusie jest więcej, chociażby ten, że ogromna większość lwowiaków może z wody w kranach korzystać jedynie trzy godziny rano i trzy pod wieczór. Wiadra z nazbieraną wodą to obowiązkowy sprzęt w każdym gospodarstwie domowym. Podobno wodociągami ma się zająć jakaś firma szwedzka, ale wśród nie posiadających środków do życia ludziach panuje raczej strach przed tym, bo dobrze wiedzą, że życiodajna woda będzie ich wtedy odpowiednio drożej kosztować (u nas bez Szwedów doczekaliśmy podwyżki, ale z kranów leci nam na każde życzenie). I taki jest także Lwów. O jego prawdziwych urokach będzie już gdzieś indziej, w innym terminie.

* Jedyny polski napis dostrzeżony tam na murze: BLISKO Z LWOWA DO KRAKOWA. Lublin gorzej się rymuje.

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: