Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* W czasie niedawnego remontu części Krakowskiego Przedmieścia od placu Litewskiego do Lipowej miewaliśmy taki – któż zagwarantuje, że nie proroczy – sen. Oto powraca któregoś pięknego dnia stare i znowu trzeba iść w pochodzie pierwszomajowym. Jego szpica rusza jak zwykle gdzieś z Al.Racławickich, defilujący mijają z atencją gmach KW (było ongiś coś takiego, znaczyło: Komitet Wojewódzki, w domyśle – partii), już dochodzą do Krakowskiego, i co?… Pochód musi skręcić w Lipową i dalej – jak swego czasu autobusy – w Okopową, Hempla i Kołątaja, żeby dojść do trybuny przed pocztą. A na trybunie poruszenie i objawy zmęczenia, bo wąskie uliczki zostały zatkane przez tłoczących się manifestantów i pochód ciągnie się jak (to porównanie naszej babci) sierp z d… Koszmar się potęguje aż do oczywistego finału każdej sennej mary – przebudzenia.

* Sen, oczywiście, nie został przywołany bez przyczyny. Bo jest sprawą pewną, że skutkiem takiego wydarzenia byłoby wezwanie jednostek odpowiedzialnych za defiladowe perturbacje na dywanik do I sekretarza (było ongiś coś takiego a dysponowało ogromną mocą decyzyjną) i totalne zmycie im głów. Dziś takich egzekutorów brak i Nasi Drodzy Drogowcy mogą nam zakorkować miasto bezkarnie i jeszcze robić wszystkim – zyg, zyg… Rozgrzebawszy centrum w kilku, jeśli nie kilkunastu miejscach, nie potrafią sfinalizować niczego i niechby ktoś zechciał puścić dziś jakis pochód (lub procesję) przez śródmieście, to mu się nasz sen boleśnie zmaterializuje. I co? I nic się nie stanie.

* W tym miejscu trzeba chyżo wyjaśnić, iż nie należymy – o co mogliby posądzać nas ubodzy duchem – do kategorii ludzi, którzy przez obecne czasy idą z transparentem p.t. Komuno wróć! Boże broń! My jedynie unaoczniamy, że w tym mieście nie ma sił potrafiących bałaganiarstwo, rozwichrzenie i niemoc, wziąć w karby, czyli za tak zwaną twarz. Bo i kto mógłby być taką siłą? Duchowni? To nie ich działka; a i apele słowne nigdy wobec naszej krnąbrności nie skutkowały. Władze miejskie i samorządowe? Pusty śmiech, osobliwie po tym czego dowiadujemy sie ostatnio o obradach i decyzjach Rady Miasta. Wojewoda? Miasto, z wyjątkiem kilku funkconujących tu instytucji, mu nie podlega. Pat! Ale i nikt nam nie obiecywał, że demokracja to łatwa sprawa.

* Co się zaś tyczy wojewody i państwowych instytucji podpadających pod jego jurysdykcję (słowo na wyrost, ale nie wgłębiajmy się zawiłości strukturalne), to wszystko wskazuje na to, że znowu, zupełnie dobrowolnie, wystawia sie on na odstrzał krytyków ręcznego sterowania kulturą. Uruchomił on ponownie funkcjonowanie lubelskiego patentu, który nazywa się: przegląd ofert. Przegląda się oferty kandydatów na dyrektora Filharmonii Lubelskiej i po drugim etapie selekcji, który miał miec miejsce wczoraj, wysoka komisja przedstawi wojewodzie sugestie personalne, ale to on podejmie ostateczną decyzję kto wdrapie się na ten stołek. Już kiedyś to przerabialiśmy, więc rodzi się pytanie, dlaczego w UW nie zdecydowano się na dużo klarowniejszą formułę konkursu na to stanowisko? Przecież, jeśli wojewoda wybierze optymalną kandydaturę, jeśli nawet większość środowiska będzie optowała za owym wybranym dyrektorem, to ZAWSZE znajdzie się kilku malkontentów, którzy orzekną, iż decyzja była arbitralna, podjęta według widzimisię pana i władcy. No i istnieje jeszcze ta możliwość, że wojewoda stwierdzi (a przy takim nadaniu sobie prawa, może zeń korzystać, czyli „być w prawie”), że żadna z kandydatur mu nie odpowiada i wyjąć swego asa z rękawa dyrektorem go czyniąc, czego ani jemu ani nam nie życzymy, amen. Oj, nie jest to wszystko przejawem demokratyzacji ustroju. I jak tu nie mieć obaw, że powrót defilad to tylko senna mara?

* Więc żeby się zrelaksować, napis z muru (bez pochwał) bazujący na sloganowym równaniu matematycznym:

DZIECKO + ZAPAŁKI = POŻAR

POŻAR – ZAPAŁKI = DZIECKO?

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: