Kurier Przyspieszony

OMOtanie

Andrzej Molik

Noc ciemna. Na pustym przystanku komunikacji miejskiej, przeniesionym pod płot KUL na Racławickich na czas remontu oddalonej o kilkadziesiąt metrów zatoki stoi tymczasowy słupek z literą A. Że tu autobusy. Obchodzimy słup kilkakrotnie i ni czort nie możemy dostrzec rozkładów jazdy. Zostały w wiacie przy zatoce. Za to na tabliczce wisi jedna jedyna kartka. Promuje się kolejny lichwiarz. Kusi kredytami bankowymi bez żadnych poręczeń. Dla osób samotnych – do 3000 zł.

Ponieważ już dawno zauważyliśmy i w tym miejscu odnotowaliśmy czujnie, że takie promocje to najczęstsza forma reklamy spotykana na słupach, rynnach, przystankach i wszelkich innych niedozwolonych miejscach, zaczynamy dumać. Przypominamy sobie nie tylko z amerykańskich filmów, że takich pożyczek najchętniej udzielała (czas przeszły jst tu chyba nie na miejscu – udziela zapewne nadal) mafia. Później to już ona potrafi przy pomocy swych siepaczy odzyskać z krociowym procentem te kredyty bez żyrantów. Poręczyciele byliby tylko niewygodnymi świadkami. Może zatem te promocje lichwy są najlepszą wskazówką dla policji, którymi kanałami trafić do świata przestępczego. Telefony, kontakty wypisano w anonsach. Nikogo nie chcemy tu obrażać, ale noc bez nadziei na ostatni autobus do domu przygania takie myśli.

I przypomina się nam inna promocja. Bo promocja ma różne oblicza. Najczęściej spotykamy się z nią w hipermarketach. Wyskakuje panienka zza regału i krakersa posmarowanego margaryną wciska nam pospołu z kitem, że ona samkuje jak masło. Albo podsuwa długonoga paczkę produktu kawopodobnego i obiecuje, że będzie smakować jak jakiś jacobs. W domu się przekonamy, że to też był kit. Słowny. I w paczce. Jeśli nie przyjrzymy się nowej odmianie past rybnych i zawierzymy długorzęsej, to się okaże, że nasze ulubione stare pasty były za te same 1,99 zł, ale opakowania miały większe – zawierały nie 80 a 100 gram produktu. Ta nawałnica ślicznotek jest tak powszechna, że w dużych marketach nie uświadczy się już pracowników, którzy wskazaliby poszukiwany przez nas towar, ale co i rusz spotkamy owe młódki nie mające pojęcia nawet o tym, co promują.

Ostatnio właśnie poszukiwaliśmy usilnie w Realu kreta do przepchania umywalki. Załogi nie było, ale rzecz jasna napatoczyliśmy się na złotoustą. Po trzech bezskutecznych rundach dookoło półek działu chemii zatrzymaliśmy się wreszcie koło pięknolicej udając zaintresownie promowanym przez nią proszkiem. – A czym wyróżnia się ten z napisem „Intelligent OMO automat”? – pytamy nadobną. A ta rzuca się na opakowanie, próbuje wyczytać coś o tych walorach (tak jakbyśmy my czytać nie potrafili), obraca paczką na wszystkie strony i wreszcie trafia na nazwę i wyrzuca z siebie swe epokowe odkrycie: – On jest najlepszy do automatów!

Boże drogi! To my już kolejny raz zadeklarujemy, że wolimy napisy z murów. Na przykład taki: „Wyprałem się w OMO i ani śladu po jajkach!”.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: