Kurier Przyśpieszony

Sądziliśmy w naiwności swojej, że już mamy z głowy odwieczny temat boiska pod oknami naszego wieżowca. Jesienią sportowy obiekt wreszcie powstał, wady projektowe i wykonawcze zdążyliśmy wskazać, zatem żywotny jak wańka-wstańka temat zdawał się być wyczerpany. Zapomnieliśmy jednak, że te przez lata przeklęte miejsce w wąwozie pomiędzy Daszyńskiego i Nipodległości staje się zimą placem wiekopomnych czynów ekip nasyłanych zapewne przez naszą, gospodarującą tu spółdzielnię Motor. Są to zrywy godne czujnej obserwacji, bo od niepamiętnych czasów skazane na fiasko. Gdzieś tam po drugiej stronie miasta powstaje narciarski wyciąg na Globusie, gdzieś ludzie jeżdżą na łyżwach pod blokiem na lodzie wylwanym garnkami, a Nasze Czujne Motorowe Syzyfki wciąż bez sukcesu.

Zryw tegoroczny nastąpił już w poniedziałek 26 stycznia, więc ponad miesiąc po nastaniu zimy kalendarzowej i gdy jeszcze więcej czasu minęło od przybycia tej prawdziwej. Ale pal sześć, że mrozy mieliśmy takie, że lana woda zamarzłaby migiem i kilka tygodni temu, bo liczą się intencje i tego drobnego czasowego – nomen omen – poślizgu nie wypada N. Czujnym M. Syzyfkom wypominać. Tylko dlaczego nie pobrali nauk z minionych lat bezskutecznego klecenia lodowiska, skoro nawet my podpowiadaliśmy im skorzystanie z prostego gospodarskiego sposobu? Wszystkie poprzednie podejścia do wąwozowego lodowiska były skazane na przegraną z winy nierówności gruntu. N.C.M.Syzyfki otaczały śniegowymi bandami kawałek niezniwelowanego terenu, a lana woda spływała po górce lub – przy mniejszym mrozie – wsiąkała w ziemię. Teraz jednak lodowisko ma powstać na równej asfaltowej powierzchni boiska, co winno gwarantować skuteczność działania. Nic z tych rzeczy! Przynajmniej przez minione trzy dni. A w zasadzie dwa. Bo wczoraj na niedoszłym póki co miejscu kręcenia piruetów i skoków typu podwójny salchof i pojedynczy ritsberger panował błogi spokój. Nie! W samo południe wkroczyła dwuosobowa delegacja N.C.M.S. i czubkami butów sprawdziła wytrzymałość lodu w tym fragmencie, który cieniutkim szlauchem udało się już wylać. Z perspektywy naszego VI piętra delegaci nie wyglądali na rozanielonych efektami.

Przypominamy zatem im ten prosty sposób już kiedyś tu podpowiadany. Leje się wodę na dużą szmatę ciągniętą po przyszłej gładzi lodu. Efekt gwarantowany, sprawdzony w młodości, gdy duże lodowisko potrafiliśmy w Świdniku z chłopakami stworzyć w dwa dni. Podpowiemy coś jeszcze. Ponieważ lodowisko w naszym wąwozie ma być jedynym na świecie, na którego środku sterczą dwa słupy do siatkówki (te same, które latem przeszkadzają grającym w kosza, nie wiadomo po jaką cholerę zainstalowane na stałe), należy je z asfaltu wyciagnąć. Trzeba zrobić to przed nieszczęściem jaki może nastąpić, gdy już budowę lodowisko uda się sfinalizować. Tyle, że my bardziej wierzymy w nastanie odwilży niż w ten cud. Dlatego Naszym C.M.Syzyfkom przypominamy napis (nie chwaląc) z muru: ”Sikając z wiatrem idziesz na łatwiznę”.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: