Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Ledwo się człowiek ruszy gdzieś poza nasze ukochane miasto a już – po powrocie – szokują go zmiany w lubelskim krajobrazie. Mogłoby to świadczyć, że oglądanie codzienne dookolnej rzeczywistości przeszkadza dostrzeganiu zachodzących tu przemian, ale do końca to tak nie jest. Cóz bowiem poradzimy, że nasz wyjazd zbiegł się z nagłą eksplozją finałów inwestycji, oddawanych do użytku tak, jakby ktoś chciał – podle zaprzeszłych wzorów – święcić kolejną rocznicę nieświętej pamięci Rewolucji Pąździernikowej. W ciągu jednego tygodnia oddano do użytku nowe skrzyżowanie al. Kraśnickiej z Głęboką i Nałęczowską (która przybrał jakś tajemniczą nową nazwę, pewnie dlatego, żeby zmylić skręcających do Nałęczowa), staromiejską ulicę Grodzką i przywrócono ruch na ul.Narutowicza. I pewnie bylibyśmy zszokowani, gdyby nie to, że skręcając w poniedziałek z tejże Narutowicza w Piłsudskiego, i to w porze zdecydowanie wieczornej, potrzebowaliśmy bodaj pięciu zmian cyklów świateł na remontowanym moście na Bystrzycy żeby przedostać się na drugi brzeg rzeki i dojechać na koncert w hali MOSiR. Od razu przypomnieliśmy sobie, że Nasi Drodzy Drogowcy są nadal na świecie, no i, że to wprawdzie nie dobre krasnoludki zakończyły tamte roboty, ale wesoło nadal nie jest.

* Co się tyczy owych miejskich osiągnięć ostatnich dni, najbardziej nas wzruszła opowieść, że pan prezydent dumny z dzieła, spaceruje o północy po świeżutko wybrukowanej ulicy Grodzkiej. My także kiedś mieszkaliśmy na Starym Mieście i włos nam z głowy nie spadł, ale dbając o zdrowie naszego prezydenta radzimy mu tego desperackiego czynu nie powtarzać, bo zamglone oko uzytkowników melin przy Złotej (znamy do dziś hasło, chyba, że się zmieniło) i Rybnej, może nie rozpoznać w szacownej postaci tak zwanego swojego człowieka i tragedia gotowa. Wolelibyśmy, żeby prezydenckie oko tuczyło w biały dzień konia którejś z niedokończonych inwestycji, na ten przykład wiaduktu Poniatowskiego (bo wypadków na sąsiednim skrzyżowaniu Al.Tysiąclecia z Kompozytorów Polskich – o czym wciąż donosimy – dostatecznie dużo).

* Mógłby też pan prezydent wyjrzeć przez okno Ratusza i dostrzec, że przekopano już głęboki wykop przez klomb na rondzie placu Łokietka, co niechybnie zapowiada jego (wykopu) przedłużanie w obydwie strony poza rondo a więc i przez jezdnie. Taka ewentualność zapowiada zablokowanie kolejnego newralgicznego punktu w mieście, zastopowanie trasy trolejbusowej w stronę Unickiej (nie pojadą przecież trolejbusy przez Podwale) i w ogóle nastepny koszmar komunikacyjny. Trzeba więc wytłumaczyć Naszym Drogim D., że dziurę należy kopać etapami, bo jak nie, to lada dzień obudzimy się z ręką w nocniku i płacz będzie powszechny.

* W czasie naszej obecności gościliśmy w pewnym południowym kraju i to w mieście pod bardzo wieloma względami przypominającym Lublin (400 tys. mieszkańców, stare centrum, rzeka dzieląca miasto na dwie części, fabryka samochodów i na dodatek było dwukrotnie stolicą swego kraju). Róznica zasadnicza jest taka, że po tamtejszym Starym Mieście, z ulicami węższymi niż nasza Grodzka, najspokojniej jeżdżą nie tylko samochody osobowe, ale i autobusy. Struktura uliczek jest tak zawiła, że po czterokrotnym pobycie w rzeczonym mieście potrafimy wciąż, pomimo staroharcerskiego przygotowania, pobłądzić. I prosze sobie wyobrazić, że na tych ulicach nie widuje się korków, chociaż jeden z centralnych placów jest od czterech lat zamknięty, bo budowano tam ogromny podziemny parking. Wynika to z mądrego wyznaczenia jednokierunkowych tras przejazdu i stosowania zasady, że bieżące remonty przeprowadza się rano, gdy miasto po nocnych szaleństwach śpi. Reszta zakrawa na cud. Jak to się robi, możnaby dowiedzieć się osobiście ustanawiając partnerstwo miast i to właśnie z takim bliżniaczym partnerem a nie z taką dziurą jak nasz niemiecki bratanek – Delmenhorst, które jest raczej wielką wsią. Ewentualnym adresem służymy, o czym pan prezydent Lublina wie.

* Kończąc tradycyjnym napisem z muru (czego tradycyjnie nie pochwalamy), musimy przyznać, że nie ma on nic wspólnego z powyżej poruszonymi tematami. Ale, że tradycja zobowiązuje walimy: PALĘ HB, PIJĘ EB, UŻYWAM OB, JESTEM OK. A pewno!

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: