Kurier Przyśpieszony

Jedziemy w poniedziałek do pracy o godz. 9.15, a że przy okazji odwozimy córkę przez Smorawińskiego i Poniatowskiego na zajęcia do miasteczka akademickiego UMCS, kierujemy się z naszej głębokiej Kaliny za Niepodległości nie na Koryznowej, tylko przez ulice Ponikowoda i Walecznych. Latorośl też jest kierowcą, świetnie zna problem, więc wypatrujemy czy natrafimy na stałe nieszczęścia tych okolic. A jakże! Są! Na rogu tych ulic naliczyliśmy sześć(!) jadących w różne kierunki skrzyżowania samochodów z charakterystyczną, posadowioną na niebieskim tle literą L na dachu. Nauka jazdy! Zaraza dla śpieszących się do roboty, przekleństwo – cokolwiek byśmy nie powiedzieli o ich wyrozumiałości spod znaku „zapomniał wół jak cielęciem był” – posiadaczy prawa jazdy. Wczoraj o 9.40 prowadząc samochód w odwrotnym kierunku, do domu, spotkaliśmy w tym rewirze „tylko” trzy auta nauki jazdy.

Skrzyżowanie Ponikwody z Walecznych jest niezwykle atrakcyjne dla zasiadających w aucie nauczycieli. Mogą tu przećwiczyć z przyszłymi kierowcami dosyć trudny element jazdy. Z rok temu zmieniono tu organiację ruchu. Poprzednio pierwszeństwo miały smochody poruszjące się z tej pierwszej ulicy pod kątem prostym w tą drugą. Teraz, po tym jak rozbudowały się osiedla za cmentarzem przy Unickiej oraz w okolicach i zwiększył się na tej linii ruch, ul. Ponikwoda jest podporządkowana Walecznych i postawiono tam znak STOP. Na dodatek jest nieco pod górkę, więc przejechanie skrzyżowanie wymaga od kierowców nieco kunsztu. Dla tych in spe, to – jak widzimy – mordęga. Skutek? Za nauką jazdy ustawia się pięć, sześć a nawet więcej samochodów i muszą czekać aż adept dokona cudu pokonania skrzyżowanie w kształce litery T. A co mówić gdy – jak w ten nieszczęsny poniedziałek – w jedną stronę zmierza trzy czy cztery auta nauki jazdy?! Krew może człowieka zalać.

Na dodatek na drugim krańcu ul. Ponikwoda jest inna pułapka na kierowców, nawet tych doświadczonych. Tam nie wolno skręcić bezkarnie w prawo w Koryznowej, bo pierwszeństwo mają samochody jadące z niej w Niepodległości i odwrotnie. Znowu wymarzony punkt do ćwiczenia adeptów i zapewne jedna z ulubionych pułapek nauczycieli przy egzaminach z jazdy. Wszystko na jednej ulicy! To takie punkty, które nabijają kabzę szkół i egzaminatorów, a przecież wiemy ile to dziś kosztuje i ile razy ludzie potrafią zdawać egzaminy. Zapewne każdy w swej okolicy zna podobne punkty. Nasze dzieci któregoś październikowego dnia naliczyły w różnych miejscach jednego ronda za Zamkiem sześć samochodów nauki jazdy. Gdy pojechały odbierać nas z samolotu na Okęcie, postanowiły sprawdzić czy ta zaraza ogernęła też Warszawę. Może miały jakiegoś niebywałego farta, ale liczenie skończyło się na zerze!

Zastanawiamy się zatem czy lubelskie kłopoty bogactwa nie wynikają z pazerności władz wydających licencje szkołom nauki jazdy. Jest ich istne zatrzęsienie, a przecież każda wnosi jekieś opłaty do miejskiej kasy. W zakorkowanym mieście to działalność samobójcza, sepuku na własne życzenie. Niechże ktoś wreszcie się temu zjawisku o aferowych znamionach dobrze przyjrzy!

Z inną odmianą kłopotów bogactwa spotkaliśmy się w ub. tygodniu na poletku kulturalnym. Powstaje w Lublinie świeżutki Festiwal Teatrów Niewielkich i organizuje się go dokładnie w czasie trwania posiadających już 9-letnią tradycję Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca. Ale ten temat odłóżmy sobie na przyszły tydzień, bo jak znamy życie za moment znowu pokrywać się będą czasowo kolejne festiwale, a widzowie będą mieli ogromny dylemat, który wybrać.

A zakończymy dedykowanym specjalistom od kłopotów bogactwa starym napisem z – bez pochwał – muru, stanowiącym modyfikację znanego i adekwatnego do tematu przysłowia: „Gdzie kucharek sześć, tam cycków dwanaście”.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: