Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Złośliwi może i jesteśmy, ale tak źle Naszym Drogim Drogowcom nie życzyliśmy. Od ostatniej edycji Przyśpieszonego świat tak zawirował, że mogli oni popaść w szaleństwo a przy okazji rzucać na nas najcięższe gromy za radzenie im żeby ciężki sprzęt zimowy przezbroili już zdecydowanie na wiosenno-letni. Na naszej szerokości geograficznej nie znasz jednak ni dnia ni godziny kiedy aura dokona wolty i wniwecz pójdą wszelkie plany. Gdyby Nasi Drodzy D. nas posłuchali, w niedzielny wieczór byłoby jeszcze gorzej niż było. A tak, o godzinie 19, kiedy to już ruszyliśmy zamarzniętym samochodem po najcięższym od wielu miesięcy skrobaniu szyb z warstw lodu, udało nam się nawet spotkać w mieście z jedną solarko-piasarkę, która dzielnie stawiała czoła wściekłemu atakowi śnieżycy. Na drugi dzień o poranku w naszym wąwozie pod oknami była najlepsza od roku sanna, ale nikt z niej nie korzystał, bo ludziska już dawno uwierzyli w wiosnę i sanki tudzież narty do piwnic i komórek pochowali. I na tym polega wyższość Naszych D. D. nad przeciętnym obywatelem, że nie dają się zwieść pozorom i w wiosnę uwierzą w porze kwitnienia kasztanów, czyli w czasie matury, którą od niepamiętnych czasów co rok zdają. No cóż, aby do maja!

* Nastanie wiosny, oprócz tradycyjnego śniegu, zaznaczyło się też radykalnym wywindowaniem cen warzyw i owoców. Zaprzyjaźniony giełdziarz z targowicy „Na górce” wyjaśnił nam, że to dzięki uprzejmej działalności naszych sąsiadów zza Buga, którzy na okoliczność przednówka wykupują wszelkie dary pól i sadów i potrafią nawet podgniłymi jabłkami wypełnić moskwicze i wołgi (oraz sprzęt lepszych marek, bo tacy biedni wcale oni nie są) pod podsufitki i na takim gnojowisku chyżo pomykać w stronę granicy. Ceny takiej na przykład marchewki skoczyły ostatnio nawet dwu- i trzykrotnie. Nas osobiście w melancholię wpędziła cena warzywa może niezbyt popularnego, ale przecież typowo polskiego, a to mianowicie białej rzepy. Kiedy okazało się, że jest ona zdecydowanie droższa od bananów i pomarańczy a zbliżona do szklarniowych ogórków, popełniliśmy przy pomocy jej ostrza (dziwnie przypominającego osikowy kołek) sepuku i dokonaliśmy żywota na polu warzywnych zakupów. Ech, pójdziemy sobie kupić jakieś argentyńskie truskawki i bitą śmietanę w aerozolu z krajów germańskich – będzie uczta. Baltazara Gąbki.

* Natomiast na rynku cukrowniczym odnotowujemy nowość w postaci odwrócenia sie handlowców od produktów rodzimej firmy z ulicy Krochmalnej, co raczej rzadko w Lublinie, mieście jakże słodkim, się drzewiej zdarzało. Kupując w osiedlowym sklepie biały kryształ z jakichś odległych Werbkowic, dochodzimy do wniosku, że już musiały rzeczywiście zafunkcjonować prawa rynku i właściciel naszego sklepu woli się pofatygować po cukier odległy, ale za to tańszy. I tak upadają monopole, co nie koniecznie oznacza, że Bystrzyca będzie czystsza, bo lubelska cukrownia nadal będzie swoje produkować i brudy do rzeki wylewać, tyle że cukier będzie jej trudniej sprzedać i jakimiś inwestycjami ekologicznymi nie będzie sobie głowy zawracać już to tylko z braku forsy na nie.

* Nie wszystkie posunięcia naszego ukochanego ministra kultury i sztuki nosimy na rękach, ale projekt uchwały o języku polskim pochwalamy. Oczywiście, można sobie robić z niej żarty i mieć szereg wątpliwości, jak będzie ona działać w praktyce. Ale, tak jak współautor ministerialnego projektu, prof. Walery Pisarek, który widząc przed Pałacem Kultury napisy „No parking” i ani razu „Nie parkować”, pozbywa sie wszelkich wątpliwości czy tego typu ustawa jest nam potrzebna, tak my stajemy się jej orędownikami spoglądając na szyldy i reklamy lubelskich sklepów. Ostatnio zbił nas z nóg przypadek reklamy wyrobów jakiegoś, bez wątpienia dobrego szewca (oficjalnie, zapewne, zwie się „stylistą obuwia”). Dobrego, skoro może on zaprezentować całą własną kolekcję eleganckich butów. I tutaj prośba o to żeby nikt nie posądzał nas o prześmiewanie się z jego nazwiska. Chodzi jedynie o koszmarną karykaturalność całości napisu z witryny w dawnej restauracji Powszechna. Brzmi on tak: COLLEZIONE RYŁKO.

* No to napis z muru (nie pochwalamy!) równie krótki, ale w swej abstrakcji zdecydowanie bardziej smakowity: PRECZ Z ATARI.

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: