Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* To można obserwować jak jakiś intrygujący film opowiadający na przykład o bezsilności prawa wobec działań zorganizowanej przestępczości. Taką samą bezsilność wykazują Nasi Drodzy Drogowcy stając w obliczu nagłej zmiany pogody, takiej jak wieczorna śnieżyca we wtorek. Jechaliśmy z dzieckiem o godz.20.30 do ciepłego domu, ale najpierw musieliśmy przeżyć koszmar wściekłego ataku zimy, gdy widoczność sięgała może 50 metrów, może ociupinę więcej (na Trasie W-Z dało się dostrzec światło najwyżej trzeciej latarni od auta). Śnieg padał wówczas już kilka godzin, jednak jakoś nie spotkaliśmy po drodze żadnego pługu, który wytyczałby szlak w we wszechogarniającym białym puchu. W okolicach dworca PKS i Zamku dało się jechać na orientację tylko dzięki płotkom dzielącym dwie jezdnie trasy (chyba pierwszy raz w życiu błogosławiliśmy ich obecność w tym miejscu). Kiedy dotarliśmy pod dom, rzecz jasna nadal nie spotykając zimowego sprzętu Naszych Drogich D., sąsiad, który dojechał tuż przed nami, stwierdził, że chyba w ostatniej chwili udało się nam uciec przed najgorszym, przed całkowitym sparaliżowaniem ruchu w mieście. Uczucie ulgi mieszało się ze wściekłością wobec poczynań Naszych D.D., którzy któryś już kolejny raz przegapili moment zmiany aury, tak jakby nie było u nich żadnego monitoringu pogodowego, żadnej współpracy z instytutami meteorologicznymi.

* Jednak – jak mawiała nasza babcia – głupi (przepraszamy za ostre słowo, ale to cytat) zawsze ma szczęście. Słowa sąsiada się nie sprawdziły i za godzinę było po całym ataku śnieżycy. Domyślamy się, że wówczas sprzęt N. Drogich D. pojawił się na ulicach, bo rano zastaliśmy na nich tradycyjne zwały brei solno-lodowej. Efekty nocnych działań nie były jednakakowoż w jakikolwiek sposób porywające. Na szerszych ulicach, takich ja Unii Lubelskiej, odśnieżony był o godz.10.30 pasek jezdni dla jednego samochodu a po bokach leżała taka warstwa, że ani nie dało się na tej dwupasmówce wyprzedzić inny samochód, ani jechać drugim czy trzecim pasem. I nadal nie widzieliśmy sprzętu N.D.Drogowców, tak jakby skryli się do myszej dziury (ze wstydu? – wątpimy) i czekali na to, co ta zima jeszcze im narobi. Jedyna pociech, że styczeń steruje ku końcowi a to oznacza, że i wiosna – powoli, ale skutecznie, jak mawiał ś.p. Leszek Siemion – wreszcie się zbliża. Och, żeby przybyła jak najwcześniej!

* Na rzeczonej ul. Unii Lubelskiej widzieliśmy zdarzenie, które może być przyczynkiem do dalszych dyskusji o podwyższeniu progu wiekowego przy wydawaniu prawa jazdy (chodzi jak wiadomo o 18 lat), nad czym na propozycję rządu ma dyskutować Sejm. Nie chodzi w tym przypadku o młodego kierowcę, ale o młodego rowerzystę, który potecjalnie lada dzień mógłby się ubiegać o prawo jazdy. Wiadomo doskonale, że atutem dobrego kierowcy powinna być wyobraźnia, umiejętność przewidywania zagrożenia na drodze i uruchomianie wszystkiego tego, co się nazywa zasadą ograniczonego zaufania. Ów młodzieniec z takim myśleniem nie miał nic wspólnego. Chociaż mógł wiedzieć, że ruch na tej ulicy stymulują światła na rondzie za Zamkiem ( w jedną stronę ) i na tzw. Klinie (w drugą stronę), czyli, że wystarczy poczekać moment, żeby fala pojazdów przejechała i wtedy pokonywać w poprzek trasę wjeżdżając rowerem na przejście dla pieszych, nie uwzględnił takiej możliwości. Nie zważając, że samochody pędzą, zaczął jechać przejściem i wymusił ostre hamowanie aż kilku aut a wreszcie omal nie wpadł pod koła kolejnego, którego kierowca, widząc hamujące samochody, przeskoczył na lewy pas i jadąc tamtędy unikał najechania na tył innych wozów. Powiało horrorem i w zasadzie powinno się zatrzymać, położyć chłopaka na kolano i pupę mu sprać równo. I teraz pomyślmy, że taki młody człowiek nie wyposażony przez Bozię w wyobraźnię odbiera prawko i dorywa się do prawdziwego pojazdu mechanicznego. Co robi? Wymusza pierwszeństwa, szarżuje i źle kończy. Pal licho, że tylko on, ale i inni, poszkodowani w wypadku, do którego doprowadził. Z drugiej strony, absolutnie zdajemy sobie sprawę, że im wcześniej młodzież będzie znała zasady ruchu, im wcześniej zostanie nauczona dobrych nawyków (ewentualnie zastępujących wyobraźnię), tym bezpieczniej będzie na drogach. Bo jakoś, może w naiwny sposób, wierzymy, że kultura polskiego kierowcy z czasem będzie się zmieniać, że znikną agrsywne gesty (z po amerykańsku wyciągniętym w górę środkowym palcem na czele), że doszlusujemy w tym względzie do Europy i na drodze spotkamy przyjaciół a nie zaprzysięgłych wrogów kryjących się w każdym napotkanym samochodzie. Mamy zatem mieszane uczucia, co do proponowanej modyfikacji przepisów i choć ani przez moment nie kochamy działań naszych parlamentarzystów, tu akurat im współczujemy, jako, że stają przed prawdziwym dylematem. Sami nie wiemy, za czym byśmy głosowali w obecnej chwili, chociaż prawdziwie na rękę byłoby nam gdyby nasza blisko 17-letnia córka mogła już zdawać egzamin na prawo jazdy i – już je posiadając – usiąść niekiedy za nas za kierownicą.

* Uczucia mieszane, ale zupełnie innej klasy i ciężąru, mamy także patrząc na pewien okruch działalności N. Drogich D. Otóż nie wiemy, co sądzić o tzw. frezowaniu nawierzchni ulic. Nim spadł ostatni śnieg, dało się spostrzec, że tak np. potraktowany został asfalt na al.Tysiąclecia. Drogowa frezarka wyrównała dzięki temu pewne nierówności, koleiny powstałe przy przystankach i przejściach, tyle, że efekt frezowania jest widoczny jak rana a przyczepność kół pojazdów jest w tych miejscach zupełnie inna niż na gładkim asfalcie, który zaraz obok się zaczyna. Może istnieją jakieś badania dowodzące, że frezowanie nie zwiększa niebezpieczeństwa ruchu, ale wolelibyśmy być o tym całkowicie przekonani. Pewne jest też, że w zdrapanym miejscu cieńsza staje się warstwa masy bitumicznej, więc chyba lepiej by było, gdyby została ona jak najszybciej uzupełniona. Czy na to też wypadnie poczekać aż do wiosny?

* W tym typowo drogowym Przyśpieszonym (czasem muszą się takie zdarzyć, za co przepraszamy), powinien się zjawić na koniec jakiś napis z muru (bez pochwał) będący a propos tematu, ale takowego nie posiadamy. Przywołamy zatem szyld, całkiem niedawno tu cytowany, chociaż pochodzi aż a Wielkopolski. Od osoby, której wdzięk nie wiedzieć czemu sobie cenimy, otrzymaliśmy twórczą jego modyfikację (zaznaczoną nawiasem). W tej wersji brzmiałby następująco: SKLEP (WIELO)RYBNO – SPOŻYWCZY.

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: