Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Ponieważ Naszych Drogich Drogowców zima w dalszym ciągu nie chce zaskoczyć i ci, zupełnie zdezorientowani, nie wiedzą za co się chwycić, mamy trochę luzu i możemy jeszcze raz – tak jak przed tygodniem – popowiadać o hiszpańskim mieście Valladolid, które wykazuje w bardzo wielu elementach zadziwiające podobieństwo do Lublina. Pisaliśmy już o umiejętności tamtejszych władz zdobywania kredytu zaufania u podatników poprzez jak najszersze rozpropagowanie nowej wizji miasta, ktora zostanie zrealizowana po sfinalizowaniu prowadzonych na szeroką skalę inwestycji. Pisaliśmy, jak na naszych oczach, w ciągu kilku lat, sfinalizowano modernizację jednego z najważniejszych placów w stolicy prowincji Castilla y Leon. Dziś o innych cieszących oko drobiazgach czy posunięciach większego kalibru.

* Co do drobiazgów. Kapitalnym, aczkolwiek stosowanym i w innych zachodnich krajach, pomysłem wydaje się zasłanianie remontowanego obiektu specjalną półprzezroczystą materią. Nie dosyć, że przez taką gazę (tiul?) widać rusztowania, na których została rozciągnięta i robotników krżątających się na budowie, to na materiale maluje się zarysowo kształt remontoanego budynku jaki uzyska on po zakończeniu prac. Brak ogromnego Teatru Calderon nie jest wyrwą w krajobrazie, bo, chociaż ten niemal zburzono pozastawiając zaledwie zewnętrzne ściany zabytkowego kolosa, na ulicy Las Angustias wciąz widać jego obraz w skali 1:1. I teraz sobie wyobraźmy, o ile ciekawiej prezentowałoby się nasze Stare Miasto, gdyby n.p. wciąż remontowana kamienica na rogu Rynku i Grodzkiej otoczona była po szczyt rusztowaniami a na nich rozciągnięte byłoby płótno z rysunkiem jej przyszłego wyglądu. Toć to, oprócz wszystkiego, gotowa scenografia dla tak często ostatnio goszczących na Rynku spektakli ulicznych i koncertów plenerowych. Notabene, zaczyn takiego pomysłu pojawił sie u nas już kilkanaście lat temu. Przed bramą przy Rynku, tam gdzie kawiarnia Żmudy i wejście do Biesów, stał jakiś czas projekt rekonstrukcji portalu, poddawany w ten sposób społecznej ocenie. Później niestety pomysł zarzucono.

* Ale wracając do Valladolid. Nie wszystko się nam oczywiście w nim podba. Zwolennicy wpuszczania nieograniczonej liczby samochodów do centrum Lublina powinni udać się tam na pielgrzymkę, żeby przekonać się do czego to może doprowadzić. W wąziutkich uliczkach starego centrum trudno złapać oddech, setki samochodów kręcących się po jednokierunkowych ulicach (ruch w obydwie strony byłby zupełnie niemożliwy) wyrzuca z siebie takie ilości spalin, że ich smród towarzyszy przechodniom wszędzie i jedynie we wczesnoporannych godzinach da się po mieście bezkarnie spacerować. Ale, o ile włodarze grodu nie chca zapewne podpaść podatnikom i nie wyrzucają aut osobowych z wnętrza zabytkowej substancji miejskiej, tak poczynili zdecydowane kroki w stronę modernizacji komunikacji publicznej. Już teraz większość autobusów zaopatrzone jest w napęd gazowy, informują o tym stosowne napisy a my możemy stanąć bezkarnie z takim i… oddychać. Nie to co z dającymi czadu naszymi pojadami komunikacji miejskiej, osobliwie tymi świętymi krowami pozostającymi w prywatnych łapach.

* Zadziwiające, że hiszpańskie autobusy jeżdża bardzo sprawnie i punktualnie, chociaż kierowca trudni sie także sprzedażą biletów i to nie o jednolitej cenie, bo ta uzależniona jest od długości trasy, którą zamierzamy pokonać. Zadziwiające jest i to, że jego stanowiska pracy nie obwarowują napisy o konieczności przygotowania przez pasażera wyliczonej kwoty. Nie zdarzają się więc i takie akty desperacji jak w lubelskim kiosku RUCH przy ulicy Kolejowej, gdzie zbyt często indagowany sprzedawca wywiesił kartkę z rozpaczliwym napisem: Biletów MPK nie ma, nie było i nie będzie! A swoją drogą: dlaczego?

* Podobają sie nam w Hiszpanii także całkoiwite drobiazgi ułatwiające życie może nie tyle nam, co – w tym na przykład przypadku – listonoszom. Nie muszą oni otwierać w klatkach domów całych skrzynek pocztowych by wrzucić od tyłu korespondencję do poszczególnych przegródek. Każda z nich posiada od frontu, oprócz – uwaga! – przezroczystej, a więc ułatwiającej nam zajrzenie, klapki z zamkiem, także szparę przez którą doręczyciel wkłada bez trudu (i bez otwierania całości) listy, reklamy i wszystko to, co pod dany adres trafia. Myślimy, że taki listonosz pracuje dużo szybciej niż jego polski towarzysz. I o to chodzi.

* Żeby więc zachować pogodę ducha i przeskoczyć z Hiszpanii w rodzinne rejony, napis z muru (nie pochwalamy) już całkowicie polski, dokładnie ze Świdnika: POKOCHAĆ SEN, JEDZENIE, MILCZENIE, ODPRĘŻENIE… A pewno!

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: