Kurier Przyśpieszony – Śmietnisko kompanii

Próbowaliśmy już o tym pisać w trakcie, ale przez przypadek Przyspieszony się nie ukazał, potem zaś trafił na ciszę wyborczą i też popadł w niebyt. A tak bardzo wpieniała nas estetyczna siermiężnąść i moralna – delikatnie mówiąc – ambiwalencja naszaj kompanii wyborczej, że chociaż było to już strasznie nudne, i my postanowiliśmy wówczas coś na ten temat wyartykułować, ciesząc się przy tym, że koszmar ten za chwilę się skończy. Jak widomo, jeszcze się nie skończy. Jeszcze przez 10 dni. I jeszcze trochę. Jedyna nadzieja, że dwóch dżentelmenów wyrywających sobie prezydencki stołek, którzy zostali na placu boju będzie walczyć na bilboardy i nie wejdą na uliczne płotki.

Bo my wciąż codziennie przeżywamy w drodze do centrum z naszej głębokiej Kaliny istne katusze jadąc wzdłuż płotku rozdzielającego dwa pasme al. Solidarności pod Zamkiem. Wtedy przed startem do Sejmu i Senatu drażniła straszna żałosność powieszonych na nich ulotek i plakacin, bo przecież nie plakatów wyborczych! Te powyginane na półokrągło tektury, które miały je utwardzać! Ta plątanina dyndających drutów przypominająca plantację chmielu po przejściu huraganu Pola (wygenerowany potrzebą chwili skrót od Polska)! Ta somnambuliczna mozaika twarzy kandydatów, wśród których było – o, żałości! – wiele znajomych, m.in. fizis naszego byłego red. naczelnego! Toć tego nie wymyśliłby najzdolniejszy performer w pijanym śnie o antypropagandowym manifeście. Jeśli kandydaci do parlamentu oglądali tragiczne efekty działalności swoich sztabów wyborczych, widzieli ile szkody im narobiły i nie rozgonili ich na cztery wiatry (bo hurgan P. tego nie uczynił), mogą dziś sypać popiół na głowę. Poza parlamentem może sumienie wróciło im na miejsce i po ludzku czują żal.

Wstyd się przyznać, ale tak doskwierał nam oczopląs, którego dostawaliśmy na widok tych płotków, wiaduktów, mostów, słupów wyborczo upstrzonych gorzej niż pomnik Marszałka przez gołębie, czy portret Frnciszka Józefa przez muchy, że przeżywaliśmy rodzaj schadenfreude na widok efektów działalności niezbyt eleganckiej. Pamiętamy jak na tydzień przed wyborami jechaliśmy na miejskie dożynki do Parku Ludowego przez Unii Lubelskiej i przed skrętem w Zygmuntowskie na moście na Bystrzycy zobaczyliśmy, że tajemnicza ręka wszystkie te pstrokacizny pozrywała. Może to nie ładnie, ale widok oczyszczonego z plakatów wyborczych mostu nas ucieszył i pierwszy raz dostrzegliśmy piękno i prostotę jego konstrukcji.

Płotek pod Zamkiem nadal budzi naszą rozpacz. Kolega redakcyjny mówi nam, że sztaby wyborcze miały 3 tygodnie na wyczyszczenie miasta ze swej radosnej ddziałalności. Ten czas mija, a na płotkach, lampach, ścianach wciąż straszą konterfekty kandydatów, na dodatek mocno już sfatygowane. Jedyną pociechą i relaksem są surrealistyczne zbitki jakie powstają na skutek nalepiania na plakaty kolejnych, już nie wyborczych anonsów. Na Krakowskim widzieliśmy plakat Ryszarda Bendera ujętego razem z jakimś młodym kandydatem („Doświadczenie,i młodość”), na którym reklamowna jest teraz jakaś klubowa Czarna Niedziela i ob. Bender ma w okolicach piersi napis: „DJ Dobry Chłopak”. Zaś na naszym nieszczesnym podzamkowym płotku kandydat dr Krakowiak oprócz stetoskopu na piersiach w białym kitlu ma obecnie reklamę: „Yoga – więcej niż moce umysłowe”. Oj, przydałyby się one ludziom ze sztabu doktora.

Skończymu jak tamten niedoszły felieton. Bo od smutnej pstrokacizny wyborczej, od śmietniska kompanii zawsze woleliśmy wesołą barwę napisów (bez pochwał) z murów. Np. takiego: „Cały nasz chuligański trud, tobie kochana ojczyzno”.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: