Kurier Przyśpieszony – Smutne barwy kampanii

Tak bardzo wpienia nas estetyczna siermiężnąść i moralna – delikatnie mówiąc – ambiwalencja naszaj kompanii wyborczej, że chociaż to już strasznie nudne, postanowiliśmy i my coś na ten temat wyartykułować, ciesząc się przy tym, że koszmar ten za trzy dni się skończy. Codziennie przeżywamy w drodze do centrum z naszej głębokiej Kaliny istne katusze jadąc wzdłuż płotku rozdzielającego dwa pasma al. Solidarności pod Zamkiem. Ta straszna żałosność powieszonych na nich ulotek i plakacin, bo przecież nie plakatów wyborczych! Te powyginane na półokrągło tektury, które miały je utwardzić! Ta plątanina dyndających drutów przypominająca plantację chmielu po przejściu tajfunu Pola (wygenerowany potrzebą chwili skrót od Polska)! Ta somnambuliczna mozaika twarzy kandydatów, wśród których – o, żałości! – wiele znajomych, m.in. naszego b. red. naczelnego! Toć tego nie wymyśliłby najzdolniejszy performer w pijanym śnie o antypropagandowym manifeście. Kandydaci do parlamentu powinni przyjechać, obejrzeć tragiczny efekt działalności swoich sztabów wyborczych, zobaczyć ile szkody im narobiły i rozgonić je na cztery wiatry, skoro tajfun P. tego nie uczynił. Ale przecież oni to widzą! W różnych punktach miasta. I im to nie przeszkadza!

Wstyd się przyznać, ale tak nie cierpimy oczopląsu, którego dostajemy na widok tych płotków, wiaduktów, mostów, słupów wyborczo upstrzonych gorzej niż pomnik Marszałka przez gołębie, że ostatnio przeżyliśmy rodzaj schadenfreude. Jadąc w niedzielę na Lubelskie Święto Plonów do Parku Ludowego przez Unii Lubelskiei, przed skrętem w Zygmuntowskie na moście na Bystrzycy zobaczyliśmy, że tajemnicza ręka wszystkie te pstrokacizny pozrywała. Może to nie ładnie, ale widok oczyszczonego z plakatów wyborczych mostu nas ucieszył i pierwszy raz dostrzegliśmy piękno i prostotę jego konstrukcji.

W Ludowym rzuciliśmy się do oglądania dożynkowych płodów dostępnych w gęstwinie jarmarcznych budek. Niestety były sowicie poprzetykane stanowiskami czujnych kandydatów na parlamentarzystów, którzy znaleźli doskonałe miejsce na autoreklamę, rozdawnictwo ulotek i – rzadziej – kiełbasy wyborczej, np. w postaci butelek wody mineralnej ze stosowną etykietką. Spotkaliśmy tam starszego pana, który wyznał: – Bulwersuje mnie to. Ale jeszcze bardziej denerwuje, że asfaltowe alejki parku pochodzą chyba z 25-lecia Polski Ludowej, gdy w 1969 r zgoniono do „pierwszej stolicy” przedsiębiorstwa zieleni z całego kraju, żeby wyszykowały na luks Park Ludowy. Teraz na wybrzuszonym asfalcie można się zabić, a przecież odpowiedzialność za to ponosi bardzo wielu ludzi, których twarze widzę na wciskanych mi ulotkach i którzy optowali za tym, żeby święto płodów odbywało się tutaj.

Wszelke wyborcze chwyty są dozwolone. Przykładów stosowanych metod jest wiele i trochę nam smutno, że dwa, ktore mamy na podorędziu tyczą osób, które i lubimy i cenimy. Oto dyrektor filharmonii, któremu zamarzyła się nagle przeprowadzka do stolicy na Wiejską po wielu miesiącach zajmownia się administrowaniem instytucją, nagle wkracza w sfery artystyczne. Otrzymujemy od znanego artysty maila: „Feelharmonia to eksperyment wizualno-muzyczny, którego celem będzie poinformowanie młodych lublinian o istnieniu Młodzieżowej Inicjatywy Muzycznej, której pomysłodawcą jest Dyrektor Filharmonii Lubelskiej. MIM ma za zadanie otworzyć drzwi filharmonii dla nowych, dotąd niespotykanych działań artystycznych, które tchną nową jakość i młodzieńczy duch w miejsce do tej pory zarezerwowane tylko dla muzyki poważnej”. Dziwnym trafem inicjatywa ucieleśnia się 4 dni przed wyborami. Tydzień przed nimi minister kultury inauguruje na Zamku działalność Lubelskiego Towarzysztwa Zachęty Sztuk Pięknych. Przyczynił się do jego powołania, wykładając 100 tys. zł. znany biznesmen. Jego sztab wyborczy działał tak pospiesznie, że na zebranie założycielskie Zachęty nie zaproszono dyr. BWA Andrzeja Mroczka. Nie mógł być nieznany bizesmenowi-kandydatowi. Obaj dostali od ministra medale zasłużonych dla kultury Gloria Artis. Któremu medal bardzieje się przyda w niedzielę? Mroczek nie kandyduje.

Od smutnej pstrokacizny wyborczej zawsze woleliśmy wesołą barwę napisów – bez pochwał – z murów. Np. takiego: „Cały nasz huligański tud, tobie kochana ojczyzno”.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: