Mag Magritte

Od dawna odnoszę wrażenie, że my Polacy w swych mocarstwowych zapędach traktujemy Belgię za wprawdzie zachodni, ale peryferyjny kraj, którego stolica tylko na pocieszenie stała się centrum unijnych i NATO-wskich instytucji, zaś wszystko inne co tam się dzieje, włącznie z belgijską – lepiej rzec: flamandzką i walońską – kulturą, nie jest warte zainteresowania. Tymczasem Belgowie rozbijają pulę na festiwalach filmowych, ich szkoła animacji jest fascynująca, festiwal rockowy w Leuven jest jednym z najlepszych w Europie a sztukę mają taką, że tylko im pozazdrościć.

Sam na honorowym miejscu w domu powiesiłem grafikę flamandzkiej artystki Mady Herman (wystawiała ongiś swe prace w Lublinie) a na temat dwóch belgijskich gigantów surrealizmu mam prawdziwą szajbę. Dałem temu niedawno wyraz pisząc w wielkanocnym magazynie o obrazie jednego z nich – Paula Delwaux, teraz przyszedł czas na drugiego, na Rene Magritte’a (1898-1967). Dwa lata temu w Brukseli udało mi się połknąć większą porcję jego dzieł, ale dziś będzie o obrazku wiszącym w Musee d’Art Moderne de la Ville de la Paris, które zresztą nawiedziłem w tej samej wokołoeuropejskiej podróży gorącym latem 1999 roku.

Obraz zatytułowany jest adekwatnie do tej pory roku, Stopnie lata, powstał tuż przed drugą wojną i zawiera w sobie to, co u Magritte’a najcudowniejsze – magię i czar. Lepszą ilustracją tych przymiotów byłaby reprodukowana w Wielkich malarzach tuż obok „mojego” obrazka Czarna magia, jednak nie tak łatwo ją zobaczyć, bo zniknęła w jakiejś cholernej kolekcji prywatnej. Ale i Stopnie mają w sobie taką dawkę poezji i tajemnicy, że można by ją obdzielić całe tabuny dzieł innych malarzy. Podobnie jak w przypadku kobiet malowanych przez Delvaux, trudno tu mówić o jakimś erotyzmie. O naszej fascynacji decyduje fantazja twórcy, te niesamowite połączenie torsu Wenus z Milo (owszem, gościła w tej rubryce) i bioder afrykańskiej rzeźby kobiety oraz posadowienie figury w kamiennym otworze okiennym, za którym rozciąga się pustynny może plażowy pejzaż z białymi chmurkami i błękitnymi sześcianami. Zda się, że te sześciany wzleciały – po drodze zmieniając barwę – z graniastego dołu wykopanego na tej bezkresnej plaży. To niesamowite, że później na Lazurowym Wybrzeżu podświadomie szukałem wokoło takiego widoku. Nie znalazłem, ale czar się nie rozprysł.

Andrzej Molik

Rene Magritte „Stopnie lata”.
Olej 60 x 73 cm.
Musee d’Art Moderne de la Ville de Paris.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: