Molikowe Plotkowanie

MOLIKOWE PLOTKOWANIE

Wędrujący Nikifor

Dziś łyk wielkie świata. Wasz sługa przebywał ostatnio prawie dwa tygodnie na festiwalu filmowym w Valladolid i spotykał tam wybitnych artystów – reżyserów, scenarzystów, aktorów a także producentów i krytyków z całego świata. Wśród nich byli wreszcie po latach twórcy polscy, małżeństwo Krzysztof Krauze, reżyser i Joanna Kos, współautorka (z mężem) scenariusza filmu „Mój Nikifor” (na zdjęciu oboje na wycieczce do Medina del Campo). Okazali się parą niezwykle sympatyczną, ale i bardzo… zmęczoną. To miła odmiana zmeczenia wynikającego z tego, że ich dzieło o genialnym malarzu prymitywiście jest najbardziej nagradzanym zagranicą polskim filmem od czasu Krzysztofa Kieślowskiego a oni wędrują od festiwalu do festiwalu i odbierają laury i bardzo – że się tak wyrazimy – wylewne gratulacje. W krótkim czasie ich film zdobył trzy Kryształowe Globy na festiwalu w Karlovych Varach, nagrodę krytyki FIPRESCI w Atenach, a Krystyna Feldman, nagrodzona jako najlepsza aktorka za genialaną rolę Nikifora w Karlovych i – jak się w sumie okazało – w Valladolid (niestety nie przyjechała do Hiszpanii), wcześniej została uhonorowana Grand Prix na Festiwalu Aktorskim Stożary w Kijowie oraz na festiwalu filmowym w dalekiej Manilii. Wreszcie „Mój Nikifor” zdobył główną nagrodę Huga na najstarszym amerykańskim, 41. festiwalu w Chicago, gdzie była też nagroda dla najlepszego aktora – Romana Gancarczyka. To stamtąd Krauzowie przylecieli spóźnieni do Hiszpanii, bo Polonia z USA tak fetowała ich sukces, że nie zdążyli na samolot do Madrytu. Kiedy na drugi dzień po przylocie i pierwszych barowych przywitaniach w Valladolid organizatorzy zaprosili ich wraz z innymi zagranicznymi gośćmi na wycieczkę po prowincji, ledwo zdążyli na autobus, a Krzysztof w ostatniej chwili biegał do pokoju po zapomniany aparat fotograficzny. Świeże powietrze, piękna pogoda i uroki zwidzanej Medina del Campo postawiły ich na nogi. Następne trzy dni (a w zasadzie nocy) festiwalu mieli jednak równie męczące już to tylko z powodu lauru dla ich filmu, a dokładnie dla Krystyny Feldman.

Świat jest mały…

Na usta ciśnie się ten truizm, bo zawsze znajdą się potwierdzające go fakty. Nawet na drugim krańcu Europy można się dogadać na temat wspólnych znajomych. Joanna Kos i Krzysztof Krauze doskonale pamiętają z premiery ich filmu w Lublinie Piotra Kotowskiego, szefa kina w Chatce Żaka i DKF Bariera, rektora Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu (wiemy, że panią Joasię próbował podrywać wówczas nasz były kolega redakcyjny Stasio Krusiński, ale tę wiedzę zyskaliśmy już po powrocie z Valladolid). Jednak szczególnie miło małżonkowie filmowcy (Joanna odpowiadała przy „Moim Nikiforze” także z casting) wspominają Piotra Zielińskiego, szefa działającej przy Narutowicza 8 Galerii Wirydarz, który zorganizował towarzyszącą lubelskiej premierze filmu wystawę sprowadzonych z muzeum w Bośni obrazów Nikifora (na zdjęciu jedno z jego dzieł). Krauzowie wychwalali operatywność i życzliwość Piotra, który w tym czasie, gdy my wspólnie przebywaliśmy na festiwalu w stolicy prowincji Casilla y León osiągnął duży sukces. Jak wiadomo, Polityka umieściła Wirydarz na liście dziesięciu najlepszych prywatnych galerii w Polsce. Zawiadomiliśmy o tym mailowo Joannę i Krzysztofa wysyłając wiadomość do ich warszawskiego domu, ale okazało się już wiedzieli o sukcesie przyjaciela i i już zdążyli po powrocie zadzwonić do niego do Lublina z gratulacjami.

Fot. archiwum

Z rodu Saurów

Mogą inni ekscytować się obecnością na festiwalu takich reżyserskich gwiazd jak Ang Lee, Costa-Gavras czy przewodniczący międzynarodowego jury André Téchiné, autor pamiętnego filmu „Dzikie trzciny” oraz podziwiać znakomitych, chociaż mało znanych w naszym kraju aktorów, ale my mamy inną fascynację. Uważamy po 13 festiwalach w Valladolid, w których uczestniczyliśmy, że impreza nabiera zupełnie innej barwy, gdy galę otwarcia i galę zamkniecia prowadzi aktorka Marina Saura. Jest ona córką słynnego, zmarłego w 1998 r malarza hiszpańskiego Antonio Saury, który swoją twórczość oparł na założeniach estetyki abstrakcji informel i jego programem stała się ekspresyjna sztuka ekstatyczna, uzewnętrzniająca podświadome popędy i obnażająca piękno ukryte w zjawiskach budzących odrazę (na zdjęciu reprodukcja jego obrazu „Marina” – tak widocznie widział swoją córkę). Antonio to z kolei brat Carlosa Saury, reżysera takich pamiętnych filmów jak „Nakarmić kruki”, „Carmen”, „Tango” czy prezentowana w tym roku „Iberia”. Współpracował z nim jako scenograf. Marina nie zagrała w zbyt wielu filmach, występowała m.in. w „Crystal Heart” i „Zniknięciu Garcii Lorki”, ale jest w Hiszpanii kimś w rodzaju naszej Grażyny Torbickiej. Jak na Hiszpankę jest bardzo wysoka, dysponuje ogromną klasą i urodą, ma ogromne poczucie humoru, jest uroczo żywiołowa, no i mówi bezbłędnie w kilku językach. Gale w Valladolid prowadziła przechodząc swobodnie z hiszpańskiego na francuski i angielski, a proszę uwierzyć, że w tym kraju to ogromna rzadkość. No, ale noblesse oblige! Jak się pochodzi z takiego rodu…

Przyjemność osobista

Cóż, człowiek jest próżny. Mariny Saury nie było w Valladolid kilka lat. Można zatem tylko sobie wyobrazić, jak miło musiało być Waszemu słudze, korespondentowi Kuriera, gdy na przyjęciu festiwalowych gości przez władze miasta w ayuntamento, czyli w ratuszu Marina po tej sporej przerwie rozpoznała go, ucałowała, stanęła do wspólnej fotografii (efekty na zdjęciu) i napisała miłą dedykację, chociaż trzy czy cztery lata temu rozmawialiśmy tylko chwilę. A w dedykacji padają słowa o „czułym uścisku” dla Andrzeja, „starego druha z Valladolid”. Oj, miło!

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: